O tym medium społecznościowym za chwilę będzie głośno. Korzystają już Drake i Elon Musk

Mateusz Czerniak
Możesz z niej skorzystać tylko, jeśli posiadasz iPhone'a i wyłącznie, jeśli dostaniesz zaproszenie od innego obecnego już tam użytkownika. Brzmi ekskluzywnie? Zdecydowanie. I może to właśnie tłumaczy fenomen aplikacji Clubhouse, która robi coraz większą furorę w każdym zakątku internetu i ma już ponad 2 mln użytkowników.
Clubhouse może dołączyć do grupy gigantów mediów społecznościowych. Unsplash / Adem AY


Wczoraj w Clubhouse obecny był nawet innowator znany z niewyparzonego języka i najbogatszy człowiek na świecie, Elon Musk. A jaki potrafi mieć wpływ jego osoba na promowanie biznesów, widać było doskonale dwa tygodnie temu, kiedy jednym dwuwyrazowym tweetem napędził użytkowników konkurentowi WhatsAppa, Signalowi.

Ale czym w ogóle jest Clubhouse?

Clubhouse to platforma społecznościowa, opierająca się na komunikacji audio, założona przez przedsiębiorcę Paula Davisona i byłego pracownika Google'a Rohana Setha. W samej aplikacji znajdziemy mnóstwo "pokoi", w których grupa ludzi prowadzi konwersację poruszające najróżniejsze kwestie.


Jak zauważają dziennikarze portalu "CNet", rozpiętość tematyczna poszczególnych rozmów obejmuje dyskusje o "przyszłości małżeństwa, pomysłach na promocję startupu i… rozmowy o tym, czy Clubhouse staje się już nudny".

Do pokojów można dołączyć zarówno tylko jako słuchacz, jak i – za pozwoleniem założyciela pokoju – zabrać głos i włączyć się do rozmowy. Każdy z użytkowników powinien teoretycznie zarejestrować się do niej pod swoim prawdziwym imieniem i nazwiskiem, ale oczywiście trudno to zweryfikować. Rozmowy są prywatne i nie można ich nagrywać, chyba że wszyscy obecni w danym pokoju wyrażą na to zgodę.

Clubhouse ma jednak do zaoferowania więcej niż zwykłe dyskusje. Na platformie znalazło się też miejsce dla warsztatów, występów komediowych, muzycznych, czy medytacji. Nie jest więc to publiczny odpowiednik szkolnych lekcji online, bo oprócz słuchania można się nauczyć… czegoś praktycznego.

Influencerzy z najwyższej półki

Ale podchodząc do sprawy nieco poważniej – wygląda na to, że Clubhouse ma potencjał na stanie się kolejnym wielkim graczem na mapie społecznościowych gigantów.

Wyżej wspomniany Elon Musk zgromadził w utworzonym przez siebie pokoju pięć tysięcy ludzi (maksymalną możliwą liczbę), odpowiadając tam na pytania o kolonizowanie Marsa, podróżach kosmicznych i kryptowalutach. Popyt na słuchanie miliardera był jednak dużo większy niż pojemność pokoju – fani streamowali bowiem przebieg spotkania na YouTubie.

Musk nie jest jednak jedynym celebrytą, który z aplikacji skorzystał i ją sobie chwali. Na platformie gościli już m.in. Drake, Oprah Winfrey, czy Ashton Kutcher. Clubhouse ma influencerów z najwyższej półki.

Czytaj także: Typowy dzień pracy Elona Muska. Oto rady od najbogatszego człowieka na świecie

Tymczasowa ekskluzywność

Clubhouse ma w tym momencie przede wszystkim dwie mocne strony. Jedna to wyjątkowy sposób działania, zupełnie niepodobny do największych graczy na tym polu, czyli Facebooka, Twittera, Instagrama czy Tik Toka. Nie mamy do czynienia bowiem z żadną formą wizualnej treści, nie zbieramy lajków, czy udostępnień.

Drugą siłą napędową – i kto wie, czy nie ważniejszą – jest wcześniej wspomniana ekskluzywność aplikacji. Problem w tym, że ma ona raczej charakter tymczasowy.

W aplikacji istnieje opcja pominięcia zaproszenia i wpisania się na listę oczekujących. Nie wiadomo, kiedy tacy użytkownicy będą wpuszczani do platformy, ale sama taka opcja sugeruje, że to się w końcu stanie. Podobnie z inkluzywnością sprzętową – zapowiedziano, że docelowo aplikacja ma trafić także na smartfony z Androidem.

Nowa platforma, te same problemy

Inkluzywność jest jednak czynnikiem, który może potęgować problemy i tak obecne na "otwartych" mediach społecznościowych – mowę nienawiści i nawoływanie do przemocy. Clubhouse oczywiście się tego nie ustrzegł, a na platformie już zaczęła rozgaszczać się amerykańska alt-prawica, czyli skrajne, ksenofobiczne i rasistowskie środowisko. W aplikacji miały się także pojawić treści homofobiczne i antysemickie.

Dodatkowo kontrowersję wzbudza kwestia obecności dziennikarzy na platformie.

Rzeczniczka Clubhouse'u powiedziała, że aplikacja nie wyklucza obecności prasy, ale jeszcze w maju reporterka "NYT" Taylor Lorenz była nękana na platformie z powodu... krytycznego artykułu na temat aplikacji, który ukazał się na portalu "Vice". Tekst ten ujawnił treść odbywającej się w aplikacji rozmowy inwestorów Clubhouse'u, krytykujących prasę za "posiadanie zbyt dużej władzy".

Interesująca jest również kwestia finansowania aplikacji. W projekt miliony dolarów włożyli indywidualni inwestorzy, ale oczywiste jest, że w przyszłości zarówno platforma, jak i jej użytkownicy, zechcą na tym zarabiać. Jak na razie twórcy ujawnili, że przymierzają się do wprowadzenia płatnych subskrypcji, biletów i możliwości dawania właścicielom pokoi "napiwków".

Szczególnie ciekawe możliwości pojawiają się, kiedy weźmie się pod uwagę obecność celebrytów na platformie. Chętnych, którzy zapłacą za bycie "w klubie Drake'a" na pewno nie zabraknie.

Czytaj także: Prawicowy portal się doigrał. Zablokowały go jednocześnie Apple, Amazon i Google