Jak się pracuje w klubokawiarni? Wypróbowałem, bo mam już dość home office

Krzysztof Sobiepan
Masz dość home office? Ja powoli też. Dlatego postanowiłem wybrać się pracować do kawiarni i to nie byle jakiej. Okazuje się, że warszawskie Chmury, w pewnych kręgach wręcz legendarne, są otwarte dla osób, które chcą stamtąd pracować. Środowisko z dala od dzieci, wiercącego w ścianie sąsiada czy radia na cały regulator i innego zgiełku pozwala na wytężoną pracę i zjedzenie czegoś na miejscu.
Żyć nie umierać! To znaczy... pracować. Ciężko pracować. Fot. materiały własne
Wszystko zaczęło się od niepozornego ogłoszenia wrzuconego na naszą grupę dziennikarską. Klubokawiarnia Chmury na warszawskiej Pradze ogłosiła się przestrzenią co-workingową. Jako że od marca zeszłego roku siedzę na czterech literach pisząc z domu, szybko podchwyciłem pomysł i postanowiłem sprawdzić to na własnej skórze. Powiem, że już sama podróż na miejsce była niemałym powiewem świeżości w porównaniu z home office. Przywitał mnie dość słoneczny "warszawski dzień", a głupia półgodzinna podróż dostarczyła nieco frajdy i zdrowej dozy ruchu. Na plus zaliczam sobie też drobny spacer od przystanku przez bardzo przyjemny park.
Obrazki radosne z okolic linii tramwajowej 28.Fot. INNPoland.pl
W końcu. Ulica 11 Listopada, nr 22. Przed drzwiami Chmur stawiłem się prawie punktualnie, bo parę minut po wybiciu godz. 12.


– Dzień dobry, ja na ten cały co-working, byłem umówiony – wspominam przy ladzie, za którą kręci się parę osób. W moim przypadku był to jednak tylko working, bez elementu kooperacji. W Chmurach byłem chyba jedynym "pracującym klientem". W drzwiach minąłem dostawcę Uber Eats, ale ten się przecież nie wlicza.

Zostałem usadzony w sali ze sceną, kiedyś pewnie tętniącą życiem w piątkowe wieczory, lecz w czasie pandemii (i w południe) zupełnie pustą. Wystrój typowo klubowy, a z głośników leci właściwa dla tego typu miejsc muzyka. Przy okazji poprosiłem o jej lekkie ściszenie – nie było problemu.

W akompaniamencie muzyki i towarzystwie samotnego roweru musiałem się w końcu wziąć do roboty. Z żalem odpalam edytor tekstowy i zaczynam spisywać artykuł. Eksperci od BHP pewnie złapaliby się za głowę gdyby zobaczyli moje stanowisko pracy, ale mi na kanapie i stoliku kawowym jest całkiem wygodnie. Może nie na pełne 8 godzin, ale da się przeżyć.
Ciacho było tak smaczne, że prawie nie zdążyłem zrobić zdjęcia.Fot. INNPoland.pl
Ledwo zdążyłem rozłożyć się z laptopem, a już na stół wjechało zamówione podwójne espresso i ciasto w pakiecie - widzicie je na zdjęciu powyżej. Wszystko znikło w parę minut, a w zamian za drugi kawałek rzeczonego placka wiśniowego – cudowny – byłbym się w stanie dać pokroić. "Kawczi" też klasa – kwaskowata, aromatyczna, aż gęsta. W domu takiej nie zrobię, mimo kupionego Hario V60 i Aeropressu i innego kawiarskiego sprzętu.

W pewnej chwili udało mi się złapać jednego z pracowników Chmur na parę pytań. Kierownik zmiany Paweł Łapiński mówi mi, że na plan co-workingu wpadł jego szef. Oczywiście nieco inspirował się przykładami na otwarcie, jakie w internecie podają dalej inne lokale gastronomiczne szukające sposobów na przeżycie lockdownu.
Co-working zaczęliśmy oferować z początkiem stycznia. Chcemy umożliwić ludziom prace w nieco innym środowisku niż w domu. Za 25 zł od wynajęcia stolika oferujemy kawę i ciasto w cenie. Herbatę praktycznie bez limitu. Jeśli ktoś zgłodnieje, to może zamówić sobie smaczny lunch – wyjaśnia Łapiński.
Regulamin jest dość standardowy w czasach Covid-19.Fot. INNPoland.pl
Wielkich tłumów nie ma, bo dobrych parę godzin siedzę na sali sam jak palec. Mój rozmówca wskazuje jednak, że zainteresowanie co-workingiem jest "zadowalające".

– Nie nastawialiśmy się na ogromne tłumy i wszystkie zajęte stoliki. Nie chodzi przecież o to, by łamać bezpieczny dystans, wręcz przeciwnie. Od początku lutego osobiście przyjąłem cztery takie rezerwacje. Myślę że w tygodniu nasza średnia to 2-3 zarezerwowane na co-working stoliki – szacuje.

Co ciekawe, zdarzają się też stali bywalcy. Kierownik zmiany wspomina mi o jeden klientce, której tak spodobała się przestrzeń w Chmurach po sesji co-workingu, że poprosiła o możliwość przeprowadzenia tu całej prezentacji dla klienta. Podczas wywiadu inny pracownik donosi mi zamówioną Quesadillę z kurczakiem. W sam raz na rozmowę o stanie polskiej gastronomii.
Zasłużona serowa nagroda za wytrwałą pracę.INNPoland.pl
Mimo nowego sposobu na zajęcie stolików Chmury nadal przeżywają trudne chwile przez długi lockdown gastronomii. Kierownik zmiany wskazuje, że w ich przypadku bardzo pomogła promocja na Facebooku, dodatkowe ulotki i oddane grono fanów tego lokalu, które zamawia stąd posiłki na wynos m.in. z Uber Eats, Pyszne.pl. Niedługo lokal wchodzi na platformę Bolt Food. Idealnie jednak nie jest.

– Zamówienia na wynos i co-workink to może być nawet poniżej 10 proc. naszego zwykłego obrotu, jak byliśmy jeszcze w pełni otwarci. Te kwoty są tak właściwie nieporównywalne – wzdycha.

W lokalu niektórzy są optymistami, a inni wieszczą czarne scenariusze otwarcia branży gastronomicznej.

– Ja chyba widzę przyszłość w najjaśniejszych barwach. Szef pesymista liczy na otwarcie gastronomii na koniec lata, wczesną jesienią. Ja nie mogę sobie wyobrazić aż tak późnej odwilży dla gastronomii, coś po prostu musi ruszyć się wcześniej – ocenia Łapiński.
Czytaj także: Jak wyjść do baru na piwo i nie złamać prawa? Nasi redaktorzy sprawdzili to na własnej skórze