Zuckerberg pożera własne dziecko? Sprawdzamy, czy to zmierzch szefa Facebooka

Mateusz Czerniak
Znacie portal InfoWars? Jeśli nie, to całe szczęście. To skrajnie prawicowa i wypełniona fake newsami strona, której właścicielem jest Alex Jones. Kim jest Jones? Cóż, tutaj najlepszym opisem będzie chyba ten autorstwa "New York Timesa" – "przewodni autor teorii spiskowych w USA". Ale co to ma wspólnego z Zuckerbergiem? – zapytacie. No to zapnijcie pasy.
Szef Facebooka Mark Zuckerberg osobiście interweniował, żeby ochronić przed banem radykalizujące treści. DonkeyHotey / Flickr / CC-BY



Z czego znany jest Alex Jones? M.in. z niesławnego stwierdzenia, że masakra w szkole podstawowej Sandy Hook w 2012 r. była "gigantyczną mistyfikacją", a nastoletni ocaleni ze strzelaniny w Parkland w 2018 r. byli "aktorami".

Alex Jones, działając na Facebooku, miał się dopuścić szerzenia mowy nienawiści wobec grup, takich jak np. transosoby czy muzułmanie. Tego rodzaju działalność sprawiała, że kwalifikował się on do grupy "niebezpiecznych osób i organizacji", co oznaczało, że Facebook powinien po pierwsze: wydalić go z serwisu, a po drugie: usunąć wszelkie treści pochwalające jego działalność.

Koniec tej historii jest jednak nieco inny.

Interwencja Zuckerberga

Rzeczywiście: w maju 2019 roku Facebook ogłosił, że zbanował grupę skrajnie prawicowych działaczy, w tym właśnie Alexa Jonesa. Tyle że jednocześnie według informacji portalu BuzzFeed News Zuckerberg postanowił nie banować treści, które wspierały Jonesa.

A to znaczyło, że jego fani mogli dalej szerzyć mowę nienawiści i teorię spiskowe na serwisie. Jak miał powiedzieć BuzzFeedowi były pracownik Facebooka: "Mark Zuckerberg osobiście nie uważał, żeby Jones był osobą szerzącą nienawiść".

– To był pierwszy raz, kiedy doświadczyłem na Facebooku stworzenia i zastosowania innej polityki, ponieważ tak chciał Zuckerberg. To trochę demoralizujące, kiedy mamy już ustaloną politykę i przeszła ona przez rygorystyczne próby. No bo w takim razie, po co w ogóle te ustalenia istnieją? – mówił inny były pracownik platformy.
Czytaj także: O tym medium społecznościowym za chwilę będzie głośno. Korzystają już Drake i Elon Musk

Wszystkie grzechy Facebooka

Wokół Facebooka już wielokrotnie narastały kontrowersje dotyczące zbyt łagodnej polityki wobec skrajnie prawicowych i radykalizujących treści. A to przecież i nie wszystko – mamy jeszcze słynną aferę z Cambridge Analytica, w której dane użytkowników platformy były później wykorzystane do politycznego targetowania, czy ostatnią dyskusję o sile medium, które mogło (mimo faktycznego podżegania do przemocy) uciszyć prezydenta Stanów Zjednoczonych.

W sytuacji z Jonesem wyjątkowo podkreślony jest osobisty wkład Marka Zuckerberga. Czy to może w takim razie przelać czarę goryczy i zdyskredytować Zuckerberga w oczach opinii publicznej?

– Ta sytuacja pokazuje, że technologicznym platformom jest tak naprawdę wszystko jedno: czy coś jest prawicowe, lewicowe, poprawne czy niepoprawne. Kluczowe jest to, czy zablokowanie danej treści będzie miało opłacalność biznesową. I nie chodzi tu wyłącznie o to, czy ta treść będzie atrakcyjna dla użytkowników, ale chodzi też o opłacalność polityczną – mówi INNPoland specjalizująca się w tematyce cyfrowych gigantów redaktorka prowadząca Magazynu Spiders Web+ Sylwia Czubkowska.

I dodaje, że dobrym przykładem jest tutaj zbanowanie Trumpa – Facebook zablokował go dopiero wtedy, kiedy jego kadencja dobiegała końca i tak naprawdę nie miał on już dużej mocy sprawczej.
Czytaj także: Ban kont Trumpa znaczy więcej, niż myślisz. I już nie powiesz, że “dobrze mu tak"

Zuckerberg stracił twarz? Już dawno, ale to interesuje niewielu

– Myślę, że w tym momencie mamy do czynienia z tak dużą krytyką cyfrowych platform, że ludzie się trochę w tym gubią. Co najmniej od zamieszek na Kapitolu aż do teraz mamy ciągłą dyskusję o granicach praw takich podmiotów i ich użytkowników. Nie sądzę, żeby w tym całym szumie news o Zuckerbergu i Jonesie dotarł do dużej ilości odbiorców i zwrócił uwagę społeczeństwa – mówi ekspertka.

Jej zdaniem oburzać się tą sprawą będą ci, którzy już i tak wiedzą o nieetycznym postępowaniu Facebooka i jego założyciela, więc będzie to dla nich tylko dodatkowy argument, mała część całości. Natomiast w oczach opinii publicznej kwestia Alexa Jonesa nie powinna zmienić za dużo w odbiorze szefa potężnego medium.

Bardziej znaczącym dla świata wydarzeniem związanym z Facebookiem jest zdaniem Czubkowskiej konflikt Facebooka z Australią dotyczący wprowadzenia opłaty za treści newsowe udostępniane na platformie.
Czytaj także: Rząd nie powiedział prawdy o podatku od mediów. Ekspert obala kluczowy argument PiS

Zamiast wymiany szefa, rządowe regulacje

– Co do samej postaci Zuckerberga, to nie sądzę, że zmiana jego na innego CEO, oznaczałaby jakąś fundamentalną zmianę w polityce Facebooka, który kieruje się wcześniej wspomnianymi przeze mnie przesłankami biznesowymi – dodaje Czubkowska.

Według niej, o ile oczywiście czynnik ludzkich emocji i charakteru ma znaczenie przy podejmowaniu decyzji, to za tymi budzącymi kontrowersję, takimi jak polityka wobec skrajnych treści czy ban dla Trumpa, stoi właśnie czysto biznesowa kalkulacja. I wynik tej kalkulacji nie zmieniłby się, kiedy zmieniłyby się personalia.

– Żeby rzeczywiście coś zmieniło się w polityce Facebooka, muszą wejść do gry rządowe regulacje. Opowieści mówiące, że Facebook to prywatna firma, więc może robić, co chce, należy włożyć między bajki. Żadna firma nie robi tego, czego chce, bo ogranicza ją prawo – stwierdza.

I podkreśla, że najlepszym przykładem jest dla niej prawo pracy. O ile wiek temu ktoś dzisiejsze standardy pracy uznałby za coś nierealnego, to współczesne regulacje np. dotyczące czasu pracy, wydają nam się absolutnym standardem. Podobnie powinno być z regulacjami działania cyfrowych platform.