Zamknięte siłownie to już nie wymówka. Apki do ćwiczeń wchodzą w nowy wymiar fajności

Natalia Gorzelnik
Zamknęli ci klub fitness, a ty nie potrafisz się sam zmotywować do ćwiczeń? Narzekasz, że treningi z odpalonym Youtubem to nie to samo? Brakuje ci klimatu siłowni i “ziomeczków od sztangi”? Nowe technologie sprawiają, że nie jest to już żadną wymówką dla kolejnego popołudnia spędzonego przed Netflixem. W świat domowych treningów z hukiem wkracza trend exercise as entertainment. Aplikacje pilnują twojej regularności, poprawności wykonania ćwiczeń i dobrego nastawienia.
Peloton działa na terenie USA. Fot. Peloton/Facebook

Exercise as entertainment

Aplikacje do ćwiczeń to nic nowego, towarzyszyły nam na długo przed pandemią. Przykładem jest chociażby Endomondo, które ubarwiało walle mniej lub bardziej imponującymi osiągnięciami bliźnich od 2007 roku. Jednak dopiero 2020 rok sprawił, że popularność apek fitness dosłownie eksplodowała. Po światowym lockdownie treningi online stały się dla wielu z nas jedyną formą regularnych ćwiczeń.

Jak wynika z raportu przygotowanego przez RunRepeat, z powodu COVID-19 aż 40 proc. amerykanów po raz pierwszy ćwiczyło w domu. 74 proc. ankietowanych korzystało z co najmniej jednej aplikacji fitness. Na początku pandemii, między pierwszym a drugim kwartałem 2020 r., liczba pobrań aplikacji do ćwiczeń w domu wzrosła globalnie o 46 procent.


Platforma do ćwiczeń Peloton odnotowała w 2020 dwukrotny wzrost sprzedaży. Znana jako “Netflix dla fitness” firma Beachbody zyskała w tym czasie 200 procent więcej subskrybentów. Rynek kusi perspektywami, a firmy oferujące zajęcia online prześcigają się w dostarczaniu zamkniętym w domach użytkownikom doświadczeń jak najbardziej zbliżonych do tych, które znają z sal fitness.

– Exercise as entertainment to nic innego, jak próba zmiany tego, co zwykle uznawaliśmy za pracę czy wysiłek w rozrywkę, zabawę i przyjemność – mówi dr Helena Chmielewska-Szlajfer, socjolożka i ekspertka od nowych technologii z Akademii Leona Koźmińskiego.
dr Helena Chmielewska-Szlajfer
Akademia Leona Koźmińskiego

“W dobie globalnej pandemii to również próba utworzenia społeczności, która motywuje się wzajemnie do wspólnych ćwiczeń. Na tę społeczność mogą składać się ludzie, bądź ich wirtualne awatary. Chodzi o to, że będąc w grupie łatwiej zmobilizować się do wysiłku, a do tego na takich zajęciach jest często przyjemniej i weselej.”

Jak podkreśla ekspertka, ważny jest też element grywalizacji. Różne, symboliczne formy nagradzania za coraz lepsze efekty, bądź też możliwość porównywania swoich wyników z innymi sprawiają, że bardziej przywiązujemy się do ekosystemu stworzonego przez aplikację i częściej chcemy do niego wracać.

Ćwiczenia w domu



Liderem w branży jest wspomniany już, działający w USA Peloton. Założony w 2012 r. jako startup testujący swoje rozwiązania na Kickstarterze, dziś zamienił się w prawdziwego giganta. Rok obrotowy 2020 firma podsumowała przychodami 1,8 mld dolarów i zyskiem brutto niemal 840 mln dolarów.

Pierwszym produktem Pelotonu był stacjonarny rower wyposażony w duży, dotykowy ekran. Obecnie firma oferuje też taką samą bieżnię. Kluczowa w sukcesie była jednak interaktywna platforma, która pozwala wytworzyć u użytkownika przekonanie, że ma swojego własnego, personalnego trenera. – Peloton nie był pierwszy, jeżeli chodzi o ćwiczenia oparte na jeździe na rowerze stacjonarnym – zauważa Helena Chmielewska-Szlajfer. – Jego poważnym konkurentem od samego początku był Soul Cycle.

SC wystartowało bardziej tradycyjnie, jako sieć miejsc, do których można było chodzić na zajęcia fitness oparte na jeżdżeniu na rowerze. Pandemia bez litości obnażyła niedoskonałość tego modelu.

W marcu 2020 roku firma musiała zamknąć swoje wszystkie 99 studiów. Część klientów przeszła wtedy do Pelotonu, jednak już w maju Soul Cycle zaczął sprzedawać własne rowery stacjonarne, ze swoimi akcesoriami, platformą i instruktorami. – Firm, które postanowiły połączyć dostarczanie sprzętu do ćwiczeń wraz z aplikacjami monitorującymi poziom ich wykonania jest znacznie więcej – zaznacza ekspertka. – Model biznesowy, który wiąże klienta nie tylko kosztownym sprzętem, ale też miesięczną subskrypcją to dla firm niekończące się źródło dochodu. Peloton uchodzi za najlepszy w swojej branży, ale jest też najdroższy – podkreśla.

Innym przykładem jest Mirror - wirtualny trener w smart lustrze. Na jego tafli prezentowana jest sylwetka wykonującego ćwiczenia trenera. A obserwacja własnego ciała w odbiciu ma pozwolić na synchronizację powtórzeń i dotrzymanie rytmu. Urządzenie powstało już w 2018, jednak to pandemiczny 2020 okazał się przełomowy. W czerwcu ekskluzywna marka odzieży sportowej Lululemon ogłosiła, że ​​przejmuje firmę za 500 milionów dolarów. Innym, ciekawym przykładem aplikacji, która zaprzęga najnowsze technologie do domowych ćwiczeń jest DownDog. Pierwotnie była to pomoc w ćwiczeniu jogi, chociaż zestaw ćwiczeń znacznie się poszerzył. Aplikacja jest oparta o AI i machine learning. – Im więcej ćwiczymy, tym bardziej ta sztuczna inteligencja się do nas dostosowuje – mówi ekspertka.

Rozrywka przy ćwiczeniach

Ważnym elementem ćwiczeń w domu jest jednak nie tylko sama rutyna, ale też rozrywka. W tej konkurencji Peloton znowu jest liderem. Do zagrzewania do ćwiczeń w domach zaprasza największe gwiazdy. Kontrakt na stworzenie serii filmów ćwiczeniowych podpisały np. Beyonce, Lady Gaga i Billie Eilish.

Peloton jest też trampoliną do sławy dla jej pracowników. Trener Cody Rigsby, nazywany supergwiazdą Pelotonu, niedawno podpisał kontrakt reklamowy z Adidasem.
Dziennikarka New York Times Amanda Hees, która testowała Peloton, pisze o nim:

“Cody Rigsby wygląda jak dzieło fanów Disneya - jednej z tych przeróbek, w których książęta z kreskówek są przedstawiani jako fotorealistyczni, żyjący chłopcy. Nasz książę (...) przez następne pół godziny poprowadzi wirtualną klasę spinningu, będzie kuratorem listy odtwarzania popowych piosenek z lat 90 i wygłosi przemówienia o strategii wywiadów Oprah, świadomości stwardnienia rozsianego czy singla Ashlee Simpson „Pieces of Me” z 2004 roku.”

Jak podkreśla dziennikarka, dzięki temu czuje się wystarczająco stymulowana, aby złagodzić monotonię i dyskomfort związany z ćwiczeniami. Bez konieczności wykonywania samodzielnej pracy umysłowej. Cody ją “wyłącza”, relaksuje i bawi. – Wcześniej też istnieli trenerzy-celebryci. To fenomen znany od czasów co najmniej Jane Fondy – śmieje się Helena Chmielewska-Szlajfer. Jednak co znamienne, to fakt, że teraz zaczęli nam oni już dosłownie wchodzić “pod strzechy”, jednocześnie monitorując nasze wyniki. To, że mamy ich na wyciągnięcie ręki, w aplikacji w telefonie, tworzy również poczucie więzi i tego, że są “nasi”.

Bezpieczeństwo

Trend “exercise as entertainment” jest bardzo obiecujący i daje wiele możliwości rozwoju dla firm, które zdecydowały się wskoczyć do tego pociągu.
dr Helena Chmielewska-Szlajfer

“Firmy oferujące sprzęt i platformy nie muszą proponować klientom tak drogich gadżetów jak Peloton. Zwróćmy uwagę na przykład na duńskie Motosumo, do którego wystarczy kupić o wiele tańszą i bardziej mobilną bransoletkę. Moim zdaniem rynek będzie rozwijał się kierunku jeszcze większej mobilności i umożliwiania jak najbardziej jakościowych ćwiczeń w dowolnym miejscu i czasie.”

Ekspertka zwraca jednak uwagę na ciemniejszą stronę ćwiczeń online, czyli prywatność użytkowników i bezpieczeństwo ich danych.

– Na razie te dane są zasysane bez żadnej kontroli. I będzie się tak dziać, dopóki nie zostaną stworzone konkretne regulacje prawne. Póki co firmy mają swobodny dostęp do informacji o naszym stanie zdrowia, regularności treningów i do tego, gdzie się one odbywają. A to spora wiedza.

Ekspertka przypomina, że negocjować wstawienie swojego Pelotonu w Białym Domu musiał niedawno nowy prezydent USA, Joe Biden. Ochrona głowy Stanów Zjednoczonych miała poważne zastrzeżenia do zabezpieczeń urządzenia.

– To jest problem taki sam jak ze wszystkimi innymi monitorującymi gadżetami, w szczególności typu smart home. Ktoś niepożądany może na przykład się do nich włamać, “podglądać” nas mogą z resztą same oferujące je firmy. A zebrane dane mogą być kuszące nie tylko z perspektywy potencjalnych reklamodawców – podkreśla dr Helena Chmielewska-Szlajfer.
Czytaj także: Tych prezentów lepiej nie kupuj bliskim. Lista gadżetów, które mogą ukraść dane