Kamery w lubelskim parku liczą, ile przychodzi tam ludzi. "Pomagają w wystawianiu mandatów"

Krzysztof Sobiepan
Lokalne media z Lublina informują, że 15 kamer obserwujących tamtejszy Park Ludowy zostało włączonych do szerszego systemu monitoringu. Urządzenia mają pieczę nad odwiedzającymi, a nawet zliczają wejścia i wyjścia z parku przez całą dobę.
Mieszkańcy Lublina czują na sobie oko kamery również w parku. Fdot. Flickr.com (CC BY 2.0)

Lublin podgląda i zlicza bywalców Parku Ludowego

System Smart Park zbiera i przetwarza dane z 15 kamer zainstalowanych przy głównych ciągach komunikacyjnych parku. Obraz z kamer trafia do systemu monitoringu w Miejskim Centrum Zarządzania Kryzysowego – informuje portal Spotted Lublin.

Dane z analizy ruchu publikowane są na stronie parkludowy.lublin.eu, tam znajdują się również zdjęcia z kamer. W chwili pisania tego artykułu w piątek park odwiedziły dziś dopiero 92 osoby, co jest spadkiem o 90 proc. w stosunku do czwartku. Jak wskazuje strona, w dni powszednie największy ruch zaczyna się jednak po godzinie 17.00.


Dzienna średnia odwiedzających Park Ludowy to ok. 1761 osób. W weekendy osób jest zwykle więcej, a największą popularnością wśród odwiedzających cieszy się wejście nr 4 (od al. Piłsudskiego). No dobrze, cyferki może i są ciekawe (i trochę niepokojące). Ale po tak właściwie został zainstalowany cały system? Tamtejsza Straż Miejska informuje, że kamery w parku pomagają m.in. w wystawianiu mandatów za picie w miejscach publicznych.

"W przyszłości taką telemetrią mogą zostać objęte również inne miejsca użyteczności publicznej, a dane będą dostępne w budowanym miejskim systemie otwartych danych. Posłużą do analizy potoków, umożliwią automatyzację oświetlenia parku oraz pozwolą na tworzenie nowych aplikacji oraz funkcjonalności" – mówi Grzegorz Hunicz, dyrektor Wydziału Informatyki i Telekomunikacji Urzędu Miasta Lublin.

Kamera wygląda jak ludzkie oko

Jeśli czujecie się nieswojo z faktem, że Lublin narusza prywatność obywateli po to, by zliczać ich jak farmer bydło to lepiej usiądźcie. Mogło być gorzej.

W INNPoland.pl pisaliśmy ostatnio o pewnym eksperymencie związanym z kamerką internetową. Urządzanie Eyecam ma nas skłonić do zastanowienia się nad prywatnością w sieci. Sprzęt po prostu przypomina ludzkie oko. Tylko tyle i aż tyle.

Eyecam to w pełni funkcjonalny webcam w nietypowej oprawie. Na monitorze sadzamy bowiem coś, co przypomina trofeum seryjnego zabójcy – oko z brwią, powiekami i kawałkiem twarzy wyprofilowanym tak, by całość trzymała się na czubku ekranu.

Po podłączeniu do komputera można zaś wyzionąć ducha. Ona mruga! Co więcej, jeśli kamerce "znudzi się" patrzenie na właściciela zaczyna badać swoje otoczenie, połypując na lewo i prawo.

Jakby tego było mało, ekspresywnie rusza brwią i jest w stanie wyrażać złość lub smutek. Kamerka ma też dosłowny "sleep mode". Jeśli przesłonimy otwarte oko dłonią, to powieki się zamkną i kamerka się wyłączy.

Po co ktoś stworzył taką maszkarę? Odpowiedzialny za Eyecam Marc Teyssier tłumaczy, że jego szokujący projekt ma skłonić internautów do wyciągnięcia własnych wniosków "o przeszłości, teraźniejszości i przyszłości technologii".

– Wierzę w to, że jeśli każdy sprzęt równie wyraźnie zaznaczałby swoją obecność i to, że jest włączony, to użytkownicy byliby bardziej świadomi tego, jak może być naruszana ich prywatność – wskazuje autor nietypowej inicjatywy.
Czytaj także: Kamerka z twoich koszmarów. Przypomina ludzie oko, mruga i wodzi wzrokiem po pokoju

Więcej ciekawych informacji znajdziesz na stronie głównej INNPoland.pl