Za Fundusz Odbudowy kupią następną kadencję? Tak będzie wyglądać kontrola miliardów z UE

Mateusz Czerniak
Trwa przepełniona emocjami dyskusja na temat decyzji klubu parlamentarnego Lewicy o poparciu Krajowego Planu Odbudowy, czyli dokumentu, który ma decydować o wydawaniu środków z europejskiego Funduszu Odbudowy i którego uchwalenie jest konieczne do utrzymania tych środków.
Fundusz Odbudowy. Jak będzie wyglądała kontrola środków? jorisbe / 123RF
Unijny Fundusz Odbudowy to 390 mld euro dotacji i możliwość uzupełnienia ich pożyczkami do kolejnych 360 mld euro, do podziału między wszystkie państwa członkowskie UE. Polska dostanie 58,1 mld euro.


Na jego ratyfikację w polskim parlamencie wspólnie z Prawem i Sprawiedliwością nie chce się zgodzić koalicjant partii – Solidarna Polska. Przyczyną jest mechanizm dot. praworządności, który ma uzależniać wypłatę środków unijnych od przestrzegania prawa przez polskie instytucje państwowe. Lewica zdecydowała się zadeklarować przyszłe głosowanie za ratyfikacją funduszu, w zamian za wpisanie do planu wydawania środków z niego następujących postulatów:
Reszta opozycji zarzuca Lewicy, że nie ma gwarancji prawidłowego wydania środków przez rząd i powołanie komisji, tu nic nie zmieni. Lewica odpowiada, że ratyfikacje trzeba poprzeć już w pierwszym głosowaniu, bo odrzucenie będzie antyeuropejskie i spowoduje ogromne problemy nie tylko dla Polski, ale też dla całej Unii Europejskiej.

Kto ma tutaj rację? Z naszej rozmowy z ekspertem, prof. Robertem Grzeszczakiem z Katedry Prawa Europejskiego Wydziału Prawa i Administracji UW, wynika, że… oba powyższe twierdzenia są w dużej mierze prawdziwe.

Fundusz wyborczy z Funduszu Odbudowy

– Nie jest tak, jak mówi Lewica, że wszystkim zajmie się Komisja Europejska. Jej działanie ma miejsce tylko na pewnych etapach i pod pewnymi warunkami. Poza nią w sprawie kontroli wydawania środków uczestniczą różne podmioty tworzące system zarządzania i kontroli środków UE w ramach poszczególnych programów operacyjnych oraz system instytucji kontrolnych państwa, zwłaszcza Najwyższa Izba Kontroli, Regionalna Izba Obrachunkowa, Krajowa Administracja Skarbowa czy Prezes Urzędu Zamówień Publicznych – tłumaczy prof. Robert Grzeszczak.

Jak mówi ekspert, kontrola w ramach poszczególnych programów operacyjnych następuje w odniesieniu do obowiązujących przepisów prawa unijnego i krajowego, a więc polskiego. Wszystko zależy, o jaki konkretnie program w ramach Funduszu Odbudowy chodzi. Jednak zawsze będzie to badanie wywiązywania się beneficjentów z warunków umowy o dofinansowanie projektu oraz prawidłowości prowadzenia odrębnej księgowości i sprawozdawczości dla tych środków.

– W Krajowym Planie Odbudowy znalazły się priorytety wydatkowe z puli środków, jakie przyznała nam UE – są to np. zielona energia, transformacja cyfrowa, ale też środki dla szpitali czy w ramach różnych celów – dla samorządów, niektóre z nich negocjowała Lewica. Plan ten przygotowuje Ministerstwo Funduszy i Polityki Regionalnej i niebawem będzie przedstawiony Komisji Europejskiej (do końca kwietnia) – tłumaczy Grzeszczak.

KE po zaakceptowaniu programu (z Polski i z innych państw) i po ratyfikacji przez wszystkie państwa Funduszu odbudowy rozpocznie proces jego wdrażania i uruchomi “strumienie" pieniędzy przeznaczonych na realizację poszczególnych celów, np. na pomoc przedsiębiorstwom, które będą składać odpowiednie wnioski.
Czytaj także: Państwowy moloch ma zatrzymać podwyżkę cen prądu. Efekt może być wprost odwrotny
Grzeszczak podkreśla jednak, że o ile Komisja Europejska będzie akceptować ogólne cele i procedury, to o szczegółach będą decydować już państwa członkowskie.

Odpowiedzialność w zakresie rozdzielania i kontrolowania funduszy jest podzielona pomiędzy wiele instytucji, a które wyznacza się dla każdego z programów. Kontrole wydatkowania środków unijnych przeprowadzane są na kilku poziomach. przez instytucję zarządzającą danym programem operacyjnym, instytucję certyfikującą oraz audytową.

Czy w takim razie możliwym jest, że jakieś pieniądze z tej puli wylądują w “funduszu wyborczym" PiS? Albo np. jak w przypadku Funduszu Inwestycji Lokalnych będą trafiać do tych samorządów, w których rządzą ludzie obecnej władzy? Ekspert uważa, że to bardzo prawdopodobne.

– Zapewne się to zdarzy i będzie ciężko temu zapobiec. To będzie tak dużo programów i pieniędzy, a w efekcie tak wiele decyzji w różnych programach, że jest duże prawdopodobieństwo skutecznego preferowania np. tych samorządów, które są we władzy partii rządzącej – stwierdza Grzeszczak.

Prawnik tłumaczy, że jeżeli jakiś podmiot zakwestionuje procedurę, tj. wskaże na nieprawidłowości w trakcie wyboru beneficjentów, to pozostaje droga krajowa sądowa albo też interwencja KE i np. uruchomienie rozporządzenia dot. pieniędzy za praworządność.

– Jednak jest to bardzo długa procedura, uruchomiona w ściśle określonych przypadkach i z pewnością nie posłuży ona do kontroli każdego programu, zwłaszcza przy ich tak dużej ilości – mówi.
Czytaj także: Główny grzech PiS-u. Przez ten efekt rządów Kaczyńskiego będziemy cierpieć latami [OPINIA]
Ekspert podkreśla, że nie jest więc tak, jak mówi Lewica, że Unia Europejska będzie pilnowała wszystkiego. To państwa muszą wypracować odpowiednie formuły kontroli. Według niego, jeśli instytucje demokratyczne nie działają prawidłowo, to może być, tak jak na Węgrzech, gdzie pieniądze “wsiąkają” w otoczeniu politycznym Orbana.

Opozycja w patowej sytuacji

Czy jednak w takim razie opozycja miałaby szanse zaproponować i stworzyć taki organ kontrolny, który mógłby na krajowym podwórku sprawdzać wydawanie funduszy? Zdaniem prof. Grzeszczaka byłoby to bardzo trudne i możliwe jedynie przy dobrej woli zarówno opozycji, jak i rządu.

– Pod presją czasu i skomplikowania tej kwestii, jak i nieznajomości konkretnych rozwiązań dot. przyznawania pieniędzy, opozycja nie przedstawiła żadnych projektów tego, jak widziałaby zabezpieczenia przed samowolą przy przekazywaniu środków – stwierdza ekspert.

Z drugiej jednak strony skonstruowanie takich propozycji jest jego zdaniem w tym momencie po prostu trudne, bo zasady przydzielania środków z Funduszu Odbudowy na poziomie krajowym nie są jeszcze znane. Wiadomo jedynie, jak duże będą to kwoty i do jakich obszarów powędrują.

Zdaniem Grzeszczaka w skali tak dużego programu ciężko sobie wyobrazić kontrolowanie tych środków przez pojedyncze niezależne komisje eksperckie. Należy liczyć na to, że podmioty składające wnioski o przyznanie im funduszy (np. przedsiębiorcy) będą kontrolowali przebieg ich przyznawania i składali ewentualne skargi do sądów.
Czytaj także: Świat według Mentzena. Ekspert Konfederacji sam nie wie, na co się pisze [OPINIA]

Odrzucenie Funduszu ogromnym błędem

Ale czy wobec tego lepszym wyjściem dla opozycji byłoby odrzucenie w głosowaniu Funduszu Odbudowy? Zdaniem eksperta taki ruch w ogóle nie powinien być brany pod uwagę.

– Odrzucenie przez Sejm lub Senat Funduszu to byłby dramat i wylanie dziecka z kąpielą. Przez odrzucenie nie tylko sami nie dostalibyśmy tych pieniędzy, ale zablokowalibyśmy je też dla wszystkich innych państw – mówi prof. Grzeszczak.

Jak tłumaczy ekspert, w przypadku zablokowania przez Polskę tych funduszy, reszta państw mogłaby rozdysponować te pieniądze miedzy sobą poza ramami UE, tzn. na podstawie specjalnej umowy, ale już bez Polski.

Z drugiej strony pojawiły się też głosy mówiące, że “Unia zaczeka" i należy odrzucić Fundusze w pierwszym głosowaniu i uchwalić go w kolejnym bądź jeszcze następnym. Ale prof. Grzeszczak dostrzega duży błąd w takim rozumowaniu.

– Unia zaczeka, to prawda. Ale trzeba pamiętać, że polityka i korzyści dla tej czy innej partii to jest jedna sprawa i raczej doraźna. Druga to jest to, że z Unią na dodatkowe środki będą czekać obywatele tych krajów, którzy znaleźli się w bardzo trudnej sytuacji. To byłaby cena tych rozgrywek politycznych – tłumaczy ekspert.

Grzeszczak podkreśla, że dla firm, tak z Polski jak i z innych państw, to, czy otrzymają te środki tydzień wcześniej, czy później, może mieć wagę w rodzaju “być albo nie być".