To oni bronią Helu przed zatonięciem. Stworzyli "mur", który chroni cypel przed Bałtykiem

Krzysztof Sobiepan
Czy to nasza wina, że Hel znika? Półwysep Helski to jeden z unikalnych obszarów Polski i mekka dla turystów. Naturalna formacja z roku na rok podgryzana jest jednak przez prądy morskie i fale, ale ludzie też dokładają się do tego procesu. O historii i przyszłości Mierzei rozmawiamy z budowniczym prawdziwego "muru obronnego", który zapobiega atakom Morza Bałtyckiego.
Firma PORR ma za zadanie stworzyć rozbudowany system ostróg brzegowych. Służą one ochronie plaż na Helu. Fot. PORR Polska
Wakacje na Helu to prawdziwy klasyk turystyki krajowej. Mierzeja jest dość unikalną formacją na terytorium naszego kraju, dzięki niej Polskę łatwo jest znaleźć na mapie. Trudno sobie wyobrazić, by za parędziesiąt lat ten charakterystyczny "kędzior" lądu opisywany był nie na lekcjach geografii, a historii.


Fakty są jednak nieubłagane, bo każdego roku część Półwyspu Helskiego znika w morzu. Sztormy, fale i prądy morskie wymywają plaże, niczym kropla drążąca skałę. Ludzie nie przyglądają się jednak temu procesowi z założonymi rękami.

By dowiedzieć się więcej postanowiłem porozmawiać z przedstawicielem firmy PORR, której zadaniem jest zbudowanie "muru obronnego" Helu, czyli systemu ostróg brzegowych. Szczegóły zdradza mi Krzysztof Rzeźnikiewicz, pełnomocnik zarządu przedsiębiorstwa.

Półwysep Helski znika w Morzu Bałtyckim

Bronicie Hel przed zniknięciem. Pierwsze pytanie, jakie ciśnie się na usta, to: jak?

Brzegi Helu chronimy na dwa podstawie sposoby. Pierwszy sposób to ostrogi, ale metodą podstawową, żeby nie powiedzieć fundamentalną, jest uzupełnianie linii brzegowej piaskiem.

Chodzi tu o tzw. piasek refulowany. Podczas pogłębiania dna morza w niezbędnych miejscach, m.in. przy podejściach do portu, pogłębiarki zbierają materiał. Później jest on rozsypywany w newralgicznych miejscach Półwyspu Helskiego.

Co roku Urząd Morski w Gdyni uzupełnia plaże w rejonie narażonym na erozję ilością ok. 200 tys. metrów sześciennych piasku. To mniej więcej ta sama ilość, jaka jest naturalnie wypłukiwana przez naturalny ruch prądów morskich i sztormy.
Czytaj także: Pomorskie plaże zyskają dodatkowe metry. Przedsiębiorcy obawiają się, że turyści uciekną
A czym są w takim razie ostrogi?

To nic innego jak układ wbitych w dno morza pali drewnianych. Są ukształtowane w ten sposób, by spowolnić zjawisko erozji. Celowo mówię tu o "spowolnieniu", bo ostrogi są jedynie metodą uzupełniającą, a nie trzonem systemu ochrony brzegu.
Hel jest broniony przez mur obronny, złożony z ogromnej liczby drewnianych pali.Fot. PORR Polska
Firma PORR jest odpowiedzialna za odcinek Władysławowo – Kuźnica. To odcinek zdecydowanie najbardziej narażony na działanie erozyjne morza. Na pozostałych odcinkach Mierzei następuje nawet kumulacja tego materiału – plaży potrafi "przybywać".

Ostrogi są już obecne na tym odcinku, ale były wykonane kilkadziesiąt lat temu. Ostrogi jako takie funkcjonują na Półwyspie Helskim już od kilkudziesięciu lat. Pierwsze projekty ich budowy u nasady półwyspu miały miejsce po tym, jak w 1937 roku wybudowano port rybacki we Władysławowie.

Problem w tym, że są to konstrukcje drewniane i z biegiem lat po prostu niszczeją. Naszym zadaniem jest więc wymiana konstrukcji na całym odcinku, by znów efektywnie spełniały swoje zadanie.

Brzmi to jak nie lada wyzwanie.

Mówiąc ilościowo na rzeczonym odcinku mamy do wbicia 135 ostróg, czyli około 32 tysiące pali drewnianych. Oczywiście wcześniej musimy wyrwać z ziemi znajdujące się tam obecne konstrukcie – tego typu destrukt nie może zostać w morzu.

Pale są różnej długości, co wynika z zasady jej działania. Ostroga zaczyna się jeszcze na plaży i "schodzi" w morze. Długość jednej to ok. 100 metrów. Pale mają więc długość od 4 do 11 metrów i rosną wraz z głębokością dna.

Sam materiał to odpowiednio selekcjonowane drewno sosnowe. Wiadomo, że musi być ono mocne, by latami wytrzymywać napór fal. Pal musi mieć odpowiednią grubiznę oraz parametry średnicy i długości. Potem jest korowane i tak przygotowane może być wbite w plażę bądź dno.
Przy wbijaniu pali działają młoty pneumatyczne - zamontowane na koparkach i tzw. kroczkach.Fot. PORR Polska
Jak pracuje się przy takim projekcie? Czy wbijanie tysięcy pali jeden obok drugiego nie jest… nudne?

Trzeba przyznać, że praca ta bywa monotonna. Wbicie jednego pala wydaje się czynnością niezwykle prostą – nie ma co o tym opowiadać. Schody zaczynają się przy tak ogromnej ich liczbie. Każdy pal musi być wbity bezpiecznie, prawidłowo i stabilnie.

Mimo ogromnej rutyny tej pracy trzeba przy niej zachować dużą czujność. Przy czynnościach powtarzanych "w koło Macieju" istnieje ciągła szansa na uchybienia, zagapienie się czy stworzenie niebezpiecznych sytuacji. Przywiązujemy ogromną wagę do tego, by pracownicy byli uważni – niezależnie od tego, czy wbijają siódmy czy tysiąc sto dwudziesty siódmy pal.

Zakładam, że ostróg nie wbija się ręcznie. Jakim sprzętem wykonuje się te prace?

Zależy to od tego, gdzie musi być wbity pal. Na plażach korzystamy z koparek z młotami hydraulicznymi na wysięgniku. Gdy robi się dla nich za głęboko, prace przenosimy na tzw. kroczki.

Kroczek to rodzaj ruchomego pomostu. Urządzenie to znajdując się na już ukończonym fragmencie ostrogi jest w stanie wbić kolejny pal, a potem zrobić "kroczek" na świeżo wbity element. Potem od nowa wbija kolejny pal i znów rusza się nieco dalej w morze. Sprzęt ten sam buduje sobie "tor" do dalszej pracy.
Kroczki są dość wąskie, ale pracowniczy są zabezpieczeni m.in. uprzężami bezpieczeństwa.Fot. PORR Polska
Pale wyciągane z dna podmywamy za pomocą specjalnej płuczki z lancą. Rozpulchnia to glebę wokół elementu i ułatwia wyciąganie pala z dna za pomocą koparki. I to tak właściwie wszystkie większe elementy naszego codziennego działania.

Jak pal wbity w ziemię może zatrzymać piasek? Jak działa taki system ostróg?

Tu musimy wrócić do natury. Jak wspomniałem, wzdłuż Helu naturalnie przemieszcza się rumosz piaskowy. Ok. 70-80 proc. z 200 tys. metrów sześciennych piasku przemieszcza się z dala od brzegu półwyspu. Pozostałe 20-30 proc. wpada już w ramy ochrony linii brzegowej.

Po pierwsze ostroga pomaga utrzymać brzeg przez zatrzymanie przemieszczania się rumoszu. Działa nieco jak palisada chroniąca przed prądami morskimi. Po drugie przy niezbyt mocnym falowaniu ostroga działa jak rusztowanie, wspierając odkładanie się materiału piaskowego na plaży. Przy większym sztormie traci niestety tę drugą właściwość.

Wspomnieliśmy o monotonii, a jakie są inne wyzwania związane z tak dużym projektem?

Walka z rutyną wśród pracowników to zdecydowanie jedno z większych wyzwań, ale nie jedyna kwestia wymagająca stałej uwagi. Bardzo podstawową sprawą jest… pogoda.
Pracownicy musza odznaczać się precyzją, a robota jest po prostu monotonna.Fot. PORR Polska
Przy pracy na morzu warunki pogodowe są podstawą. To one dyktują nam czy możemy w ogóle przystąpić do prac. Działanie całego sprzętu determinowane jest prędkością wiatru, wysokością fali, możliwym sztormem.

Przez złą pogodę jesteśmy w stanie stracić nawet do 30-40 procent czasu pracy. Co prawda kroczki nie muszą być demontowane np. na czas sztormu. Ale nie mogą na nich pracować ludzie – byłoby to niebezpieczne.

Ale mamy wakacje, czy pogoda nie powinna być doskonała?

Zależy gdzie. Często dzieje się tak, że w Trójmieście pogoda wygląda nieźle, ale w miejscu budowy jest po prostu tragicznie. Teoretycznie ta sama siła wiatru i fala w zatoce potrafi wyglądać zupełnie inaczej na otwartym morzu. U nas pogoda wygląda na typowo plażową, a pracownicy przy ostrogach meldują, że robi się niewesoło.

Przy tak dużym projekcie kolejnym wyzwaniem bywa logistyka. Tu jednak od początku nie mieliśmy większych problemów. Mamy do tego dedykowane zespoły – jedna ekipa wbija, inna zajmuje się tym, by mieli co wbijać. To kwestia dobrego rozplanowania dostaw i rozładunków.

Trzeba też uważać na czas i dobrze przygotować terminarz. Na plaży prawie ciągle są przecież turyści, a w sezonie wakacyjnym jeszcze bardziej "zagęści się" przy brzegu. A my nie możemy przecież zablokować ciężkim sprzętem całego dojścia do morza. Bywają też ciekawscy, więc musimy pilnować wstępu i bezpieczeństwa na budowie.

Na kiedy planowany jest koniec projektu?

Obecnie projekt jest ukończony w ok. 60-70 procentach. Po półwyspie poruszamy się liniowo od Kuźnic do Władysławowa. Działamy nieco "od końca" bo numerycznie zaczęliśmy od sto trzydziestej piątej ostrogi i idziemy się w kierunku pierwszej. Mówiąc geograficznie, w tym momencie "przeszliśmy" już Chałupy.
Prace idą nieźle, ale przed budowlańcami jeszcze sporo pali do wbicia.Fot. PORR Polska
Termin umowny zakończenia to 31 maja 2022 roku, ale robimy co możemy by te prace maksymalnie przyśpieszyć. Przy pomyślnej pogodzie może się to udać nawet na wiosnę przyszłego roku.

Przejdźmy od techniki do filozofii. Czy to nasza wina, że Hel znika? Co by się działo z półwyspem, gdyby port we Władysławowie nigdy nie powstał?

Nie można powiedzieć: "jakby nie było portu, to by nie było problemu". To zdecydowanie za mocne stwierdzenie, zbyt duże uproszczenie. Półwysep Helski ulega destrukcji z kilku powodów. Nie jesteśmy temu całkowicie winni, ale na pewno dokładamy swoją cegiełkę lub dwie do obecnej sytuacji.

Mówiąc najogólniej – to prawda, że na zanik Helu mają wpływ zmiany klimatu. W pewnym stopniu za obecną sytuację można więc winić całą ludzkość, która tworzy gazy cieplarniane i powoli podnosi poziom morza.

Wyższy poziom wody oznacza wyższe falowanie, ale też większe sztormy i mocniejsze zjawiska pogodowe. Problem ten nieubłaganie będzie narastać. A gwałtowniejsza pogoda oznacza mocniejszą erozję. Więcej piasku będzie wymywane, co sprawi, że trzeba będzie go szybciej uzupełniać.

A co można powiedzieć o wpływie lokalnym, polskim?

Znów trzeba przyznać, że my, już jako Polacy, mamy wkład w znikanie Helu. Port we Władysławowie rzeczywiście wpływa na to, że mniej rumoszu odkłada się tam, gdzie robiłby to w sposób naturalny. Gdyby portu nie było, to piasku byłoby więcej. Ale Hel nadal powoli by znikał.
Praca na ustawionym kroczku jest ciężka i często zależna od pogody.Fot. PORR Polska
Trzeba bowiem pamiętać, że erozja jest procesem naturalnym. Tysiąc lat temu, sto lat temu ten półwysep także był podmywany przez naturalnie występujące prądy morskie, fale i tak dalej. W tym regionie naturalnie występują mocne wiatry północno-zachodnie. Ten kierunek naturalnie powoduje wysoką falę, która jeszcze bardziej naraża ten region na erozję piachu. Fale do 2-3 metrów powodują już znaczną erozję materiału.

Z tego, co pamiętam, to właśnie w wyniku naturalnego sztormu Hel został nawet przerwany w okolicach Chałup, w 1983 roku.

Ale człowiek działa też "ku dobremu". Jak pan wspomniał, plaże przecież uzupełniamy sami.

Nie ma więc innej rady – ludzie będą musieli już zawsze w ten czy inny sposób stać na straży Helu. Musimy aktywnie działać, by zachować to miejsce.

Obecna sytuacja Półwyspu Helskiego nie ulegnie poprawie w sposób naturalny. Co roku mierzeja będzie wymagała ludzkiej ingerencji, by utrzymać status quo. A wymywanie możemy dodatkowo spowalniać właśnie przez budowę ostróg.

Z morza czerpiemy wiele korzyści, więc wydaje się całkowicie naturalnym, bo pomagać naturze i czuwać nad tym, by półwysep nie zniknął z czasem. Jest to też przecież park krajobrazowy, występuje tam specyficzna fauna i flora której też należy się ochrona.

Mierzeja Helska na pewno jest regionem wartym zachowania dla potomności. To unikalny element Polski, który wyróżnia nasz kraj już przy rzucie oka na mapę Europy.
Czytaj także: Polacy uwielbiają spędzać tam wakacje. Za kilkadziesiąt lat te miejsca mogą zniknąć z mapy

Więcej ciekawych informacji znajdziesz na stronie głównej INNPoland.pl