Jesteśmy świadkami narodzin nowej epoki. “Są tworzone, by zastąpić tanią siłę roboczą”
- Maszyny zaczęły wkraczać w obszary, które do tej pory były postrzegane jako nienadające się lub nieopłacalne w automatyzacji
- Przyczyną są przemiany gospodarcze i geopolityczne. Roboty mają zastąpić tanią siłę roboczą z krajów azjatyckich
- W ciągu najbliższych lat można spodziewać się jeszcze większej robotyzacji sektora usług, sektora budowlanego, opieki medycznej i przemysłu lekkiego
Robot zastąpi tanią siłę roboczą
To, co w dzieciństwie zaskakiwało nas w hanna-barberowskich Jetsonach, zaczyna być się rzeczywistością. Roboty robią się coraz powszechniejsze i zastępują nas w coraz większej liczbie codziennych aktywności. – Jeżeli chodzi o wykorzystywanie pracy robotów, jesteśmy świadkami prawdziwego przełomu, chociaż zjawisko to zaczęło się rozwijać już kilka lat temu – mówi dr Piotr Kaczmarek-Kurczak z Akademii Leona Koźmińskiego.Jak podkreśla, roboty zaczęły wkraczać w obszary, które do tej pory były postrzegane jako nienadające się lub nieopłacalne w automatyzacji. Chodzi o gastronomię, opiekę medyczną czy przemysł lekki - na przykład szycie ubrań.
– Wykorzystanie robotów ma na celu wyeliminowanie konieczności korzystania z taniej siły roboczej – wyjaśnia. Dla wielu gospodarek miało się to stać priorytetem, gdy pojawiły się pierwsze obawy związane z możliwością przerwania łańcuchów dostaw.
– Dotychczas stosowany model gospodarczy opierał się na założeniu, że zawsze znajdą się na świecie tani pracownicy, którzy chętnie wykonają te zadania, których nie opłaca się wykonywać mieszkańcom krajów bardziej rozwiniętych – tłumaczy naukowiec.
– Ten model był bardzo opłacalny, bo na świecie zawsze można było znaleźć miliardy ludzi, gotowych pracować za przysłowiową “miskę ryżu”. Dlatego, jeżeli coś w fabrykach automatyzowano, to były to raczej zadania wymagające niezwykle wysokich kwalifikacji lub precyzji – podkreśla.Dzięki postępowi w dziedzinach transportu i komunikacji, łańcuchy produkcyjne mogły być rozproszone na terenie całego globu. Cały proces był przez to znacznie tańszy, niż gdyby miał być realizowany na terenie krajów wysoko rozwiniętych. Co rozpoczęło masowe przenoszenie produkcji i deindustrializację rodzimych zakładów przemysłowych. To stało się na przykład z przemysłem lekkim w Polsce. Okazało się, że odzież sprowadzana z Chin jest dużo tańsza niż produkcja rodzimych szwalni".
Niepokój pojawił się wraz z pierwszymi napięciami gospodarczymi pomiędzy, wcześniej ze sobą współpracującymi, Ameryką i Chinami.
– To rozpoczęło się wraz z nastaniem ery Xi Jinpinga. To wtedy pojawiły się pierwsze problemy z kradzieżą własności intelektualnej, osłabianiem inwestycji, trudnościami dla producentów. Poprawne relacje zaczęły się pogarszać – tłumaczy dr Piotr Kaczmarek-Kurczak.
A globalna pandemia - i związane z nią realne przerwy w łańcuchach dostaw - tylko przyspieszy ten proces.To zaowocowało odwrotem od inwestycji ulokowanych w dalekiej zagranicy, łożeniem środków na rozwój zaawansowanych produkcji znacznie bliżej i reindustrializacją Zachodu. Pojawiła się koncepcja zautomatyzowanego przemysłu 4.0 i samowystarczalności gospodarczej zachodu.
Robot barman, robot kucharz
A dzieje się on na naszych oczach. W przykładach można zaś przebierać: niedawno opisywaliśmy robota-pizzermana, który przygotowuje placki w jednej z restauracji w Paryżu. Maszyna potrafi przyrządzić 80 pizz na godzinę - wszystko na oczach obsługiwanych klientów.Rozwiązano to w taki sposób, że materiał usztywnia się roztworem plastiku. Tak usztywniony, zostaje poddany zszywaniu przez robota. A później plastik jest rozpuszczany, by tkanina znowu stała się miękka i lejąca.
Brak migrantów
Kolejnym czynnikiem wpływającym na konieczność zwiększonej robotyzacji jest odpływ migrantów. – Przeważnie nie zdajemy sobie sprawy, jak ważny dla działania społeczeństw zachodu jest stały dopływ siły roboczej gotowej pracować za najniższą stawkę. To właśnie migranci stanowią postawę zatrudnienia na przykład w sektorze usług – podkreśla naukowiec. Jak tłumaczy ekspert, gdy ktoś przybywa do nowego kraju, najczęściej “załapuje” się na pracę właśnie w przemyśle budowlanym, usługach albo rolnictwie. – Co bardzo symptomatyczne, to właśnie w tych trzech sektorach mamy obecnie najwięcej automatyzacji, w sensie budowania robotów – podkreśla dr Kaczmarek-Kurczak.W tym momencie na całym świecie mamy ogromne braki w sektorze usług, które cały czas się nasilają. Nie do końca dobrze rozumiemy to zjawisko, bo przecież nie jest to związane ze zniknięciem problemu bezrobocia. Faktem jest jednak to, że luka się nie zapełnia. A to poważny problem dla tego sektora gospodarki.
Mamy zatem druk 3D domów, coraz więcej robotów rolniczych oraz roboty, które zastępują ludzi przy najbardziej brudnych, męczących czy mało interesujących pracach w kuchni. Roboty przewracają kotlety w hamburgerowniach lub robią pizzę.
– Możemy podejrzewać, że w niektórych, tańszych restauracjach, automatyzacja będzie postępowała szybciej i intensywniej. To już dzieje się na przykład w lokalach sieci McDonalds, gdzie zamówienia składane nie tylko w kasach, ale również na bezobsługowych monitorach. Ale raczej nie ma ryzyka, że roboty wyprą ludzi w zupełności. Zawsze będzie potrzebny szef sali, czy osoba od przyjmowania zażaleń – zaznacza.
Czy roboty zabiorą pracę ludziom?
– Trudno jest przewidywać przyszłość, bo nie znamy tempa rozwoju tego procesu – zastrzega naukowiec. Jego zdaniem ludzkość nie powinna się jednak obawiać tego, że roboty nas “wyprą”, co zaowocuje masowym bezrobociem.– Automaty służą ludziom z samego założenia. Żyjemy w społeczeństwach ludzi. To nie maszyny nas zatrudniają, tylko my zatrudniamy maszyny – uspokaja.
Zdaniem naukowca robotyzacja będzie rozwijać się dynamicznie w przypadku prostych, powtarzalnych prac. Te bardziej skomplikowane zadania jeszcze przez długi czas pozostaną domeną ludzi.Większość z tych robotów, którymi obecnie się ekscytujemy, wcale nie jest tak doskonała. Nie są świadome tego, co się wokół nich dzieje, nie mają wielowymiarowych zmysłów. Prosta zmiana schematu powoduje zatrzymanie całego procesu. Człowiek zauważy, że na stoliku brakuje ketchupu, albo że przekręciła się butelka. Dla maszyny to ciągle nieosiągalne. W procesie robotyzacji cały czas potrzebujemy jeszcze ogromnego postępu.
– Społeczeństwa się cały czas reorganizują. Kiedyś 60 procent populacji pracowało w przemyśle, a jeszcze wcześniej 70 procent w rolnictwie. I też wydawało się niemożliwe, żeby to zmienić. Pojawiała się panika i pytania co stanie się z tymi wszystkimi robotnikami, gdy zaczęto wdrażać maszyny – zauważa.
W tej chwili, w społeczeństwach wysoko rozwiniętych, jedynie 5 proc. ludzi pracuje w przemyśle i 3 proc. w rolnictwie. I jakoś żyjemy — znaleźliśmy zatrudnienie dla jeszcze większych mas pracowników. Więc z erą robotów również sobie poradzimy.