Na tę ściemę złapiesz się jeszcze nie raz. Oto jak działają “promocje” w sklepach

Natalia Gorzelnik
Plakietka z ceną na jaskrawym tle, bijące po oczach procenty - bo o tyle mniej zapłacisz za produkt - i ogromny napis PROMOCJA. Jeżeli czasami zastanawiasz się, jak to możliwe, że te wszystkie miłe sklepy tworzą dla ciebie szalone oferty, spieszymy z odpowiedzią. Wcale nie są miłe. I zwykle wcale na tym nie oszczędzasz.
Na promocjach sklepy zarabiają najlepiej. Fot. Jakub Orzechowski / Agencja Gazeta

Ile można oszczędzić na promocjach?

Cena jest głównym kryterium, którym większość z nas - bez względu na grubość portfela - kieruje się w czasie zakupów. Mało komu nie zaświecą się oczy, gdy natrafi na atrakcyjną ofertę. Handlowcy o tym wiedzą, więc organizują wyprzedaże. Ale są dalecy od tego, by do nich dopłacać - czytamy w money.pl.

Z badań wynika, że konsumenci w trakcie promocji zostawiają w sklepach więcej pieniędzy niż poza nią. Ma za to odpowiadać tzw. efekt wdzięczności. Kwota, która zostaje w kieszeni, "domaga się" wydania. "Zaoszczędzone" pieniądze bardzo często przeznaczane są na dodatkowe, nieplanowane wcześniej zakupy.


To również przyczyna, dla której tak wiele produktów jest nam proponowanych już przy kasie. I to dlatego kasa obstawiona jest zazwyczaj półkami z produktami do sprzedaży tzw. impulsowej, bez większego zastanowienia - przekąskami, lekami bez recepty, gumami do żucia. Ceny tych artykułów nie są już zazwyczaj obejmowane promocją, mogą być nawet wyższe od standardowych.

Jak zachęcić klienta do wejścia do sklepu?

Jednym z tricków, jaki sklepy stosują, by zachęcić klienta do zakupów, są bijące po oczach, umieszczane w witrynach sklepowych komunikaty o obniżkach. Najczęściej wynoszą one 30, 50 lub 70 proc. Są to jednak obietnice mało konkretne. Zwykle oferta dotyczy tylko jednej alejki czy regału, lub nawet jednego - najtańszego produktu.

Innym trickiem są bony na “darmowe zakupy”. Konsument, który wyda w sklepie określoną kwotę, dostaje "w prezencie" jej część, w formie możliwych do zrealizowania tylko na miejscu bonów. Działają one na klientów na zasadzie innego psychologicznego mechanizmu, tzw. strategii nagrody. Po prostu jest nam miło, gdy coś dostajemy - bo czujemy się wyróżnieni i pochwaleni.

A sklep wcale nie ponosi w związku z tym większych kosztów, bo wystarczy, że wcześniej ceny zostaną o kilka procent podniesione. Niższy zysk jest poza tym rekompensowany większym obrotem.

Rabat jak narkotyk

Jak wyjaśniał w rozmowie z „Deutsche Welle” Christian Elgera, neurobiolog, procesy chemiczne, które zachodzą w naszym mózg, kiedy w szale zakupowym widzimy hasła "rabat", "promocja" czy "wyprzedaż", są podobne do tych, które zachodzą po zażyciu narkotyków. W skrócie: nie panujemy nad swoimi emocjami czy decyzjami.
Czytaj także: Promocje jak narkotyk. Oto co musisz wiedzieć, zanim zrobisz zakupy w Black Friday
Jeśli polujemy na jakiś sprzęt od dawna, to pewnie wiemy, czy promocyjna cena jest naprawdę okazyjna. Gorzej na przykład z prezentami. Nikt nie planuje pół roku wcześniej ich zakupu i nie śledzi cen. A ryzyko manipulacji jest duże.

Jeżeli wpadliśmy w zakupowy szał, a później już po czasie orientujemy się, że daliśmy się zmanipulować, zawsze możemy zakupiony (online!) towar zwrócić. Klient ma na to 14 dni. Jedyne, co musi zrobić, to wypełnić formularz odstąpienia od umowy zawartej na odległość i odesłać towar.