Ceny mieszkań pójdą w górę. Wszystko przez urzędników i... auta elektryczne

Krzysztof Sobiepan
Ceny mieszkań mogą zacząć szybko rosnąć. Deweloperzy wskazują, że problemem są nowe eko-wymagania Ministra Klimatu i Środowiska. Resort wskazuje, że moc przyłączeniowa budynków ma być na tyle wysoka, by umożliwić ładowanie pojazdów zasilanych prądem. Przedsiębiorcy zaczynają zaś wyliczać dodatkowe koszty, które przerodzą się w wyższe ceny.
Elektromobilność jest solą w oku deweloperów. Fot. 123rf.com

Rozwój elektromobilności a wzrost cen mieszkań

Zdaniem Polskiego Związku Firm Deweloperskich jest się czym martwić. Nowe przepisy ws. ustalania minimalnej mocy przyłączeniowej na potrzeby rozwoju elektromobilności mają znacząco wpływać na ceny mieszkań – pisze Money.pl.

W maju resort klimatu wydał nowe rozporządzenie dot. sposobu ustalania minimalnej mocy przyłączeniowej. Inicjatywa szubko znalazła isę jednak na celu deweloperów. Przedsiębiorcy mówią wprost – wymagania ministerstwa zaowocują szybkim wzrostem cen mieszkań.

PZFD wskazał, że założenia rozporządzenia spowodują znaczący wzrost zużycia energii i stworzą potrzeba dynamicznego rozwoju sieci. Zdaniem związku, wzrost ma rokrocznie wynieść nawet 388,5 MW, czyli tyle, co 1/4 energii zużywanej przez całą Warszawę. Koszt budowy sieci szacowany jest na nawet kilkadziesiąt milionów zł.


Deweloperzy wskazali też, że podstawowy koszt przyłączenia np. w Tauronie wynosiłby 56,31 zł/1kW. Dla 200 miejsc postojowych taki koszt wyniósłby w zaokrągleniu 20 835 zł. By zapewnić odpowiednią moc dla aut na prąd niezbędne są też nowe stacje transformatorowe.

Wszystko to stanowi dodatkowe wydatki dla firm, przez co podniosą one ceny sprzedaży mieszkań. W przypadku nawet niewielkich inwestycji wzrost ceny w na lokal może wynieść nawet kilka tysięcy złotych.
Czytaj także: Cenowa apokalipsa w budowlance. Nikt nie wie, ile zapłacisz za budowę domu

Czy bańka mieszkaniowa pęknie?

Jak pisaliśmy w INNPoland.pl, wielu Polaków mocno kibicowało temu, że w związku z pandemią Covid-19 ceny mieszkań spadną i będzie je można kupić w lepszych cenach. Część wstrzymała się na przykład z braniem kredytu, w nadziei, że uda im się ustalić niższą ratę albo zdobyć lepsze mieszkanie po krachu, który przecież musi być tuż za rogiem.

Niestety, miesiące lockdownu mijają jeden po drugim, szczepienia postępują, pandemia powoli się wygasza. A ceny nieruchomości nadal rosną. A przecież miały spadać z powodu kryzysu. Tymczasem niewzruszeni tym faktem deweloperzy zdają się systematycznie podnosić oferty.

Temat bańki mieszkaniowej powraca jak bumerang i jest odmieniany przez wszystkie przypadki. Jedni eksperci twierdzą, że obecna sytuacja wymaga wielkiej ostrożności i ostrzegają przed gwałtownymi zmianami. Inni kwestionują, czy w ogóle możemy mówić obecnie o jakiejkolwiek bańce na rynku nieruchomości.

Jak deweloperzy mają obniżać ceny mieszkań, skoro rosną im koszty budowy kolejnych inwestycji? - pyta Michał Sapota, prezes firmy HRE Investments. Guru polskiej budowlanki przekonuje, że bańka na rynku nieruchomości nie pęknie, bo... nie istnieje. By o niej mówić ceny mieszkań musiałyby wzrosnąć jeszcze o kilkanaście procent, a nasze pensje - na lata stanąć w miejscu.
Czytaj także: "Myślenie, że ceny runą to marzenie ściętej głowy". Guru polskiej budowlanki o cenach mieszkań

Więcej ciekawych informacji znajdziesz na stronie głównej INNPoland.pl