Fatalne realia pracy sezonowej w Polsce. Pracownicy są wyciskani jak cytryny

Aleksandra Jaworska
Po rozmrożeniu gospodarki braki w zatrudnieniu widać głównie w gastronomii, hotelarstwie i turystyce. Doświadczenie pandemii sprawiło bowiem, że wielu pracownikom sektory te nie kojarzą się ze stabilnością zatrudnienia. Niestety im mniej pracowników, tym więcej pracy dla tych, którzy są na miejscu.
Czasami ilość nadgodzin jest tak wielka, iż pracownicy rezygnują z zatrudnienia, bo nie są w stanie sprostać oczekiwaniom pracodawcy Fot. 123RF/maximkabb

Skargi na pracodawców

Stowarzyszenie Stop Nieuczciwym Pracodawcom nie odnotowało w tym sezonie "wielkiej liczby skarg na pracodawców" (nie podają, ile dokładnie wpłynęło skarg; podsumowanie sezonu letniego zaprezentują pod koniec września). Skarg na konkretnych pracodawców wprawdzie jest niewiele, ale za to regularnie napływają do stowarzyszenia zażalenia na warunki pracy.
W tym sezonie poważnym problemem są konsekwencje niedoborów kadrowych, szczególnie w lokalach gastronomicznych, kawiarniach, pubach oraz obiektach handlowych ulokowanych w pasie nadmorskim i w miejscowościach turystycznych.
– Brakuje rąk do pracy, więc pracodawcy wyciskają jak cytrynę tych pracowników, którzy są na miejscu. Skarg jest sporo, bo niektórzy mówią wprost, że czują się wykorzystywani. Praca sezonowa nie powinna trwać 18 godzin na dobę, a takie historie są nam przytaczane – mówi Małgorzata Marczulewska, prezes stowarzyszenia Stop Nieuczciwym Pracodawcom.


Wspomina też przykład skargi od kelnerki, która w umowie miała pracę do północy, a skarżyła się, że przez cztery noce pracowała do 3-4 nad ranem, a następnego dnia miała zaczynać pracę o godzinie 11. Takich sytuacji jest niestety coraz więcej.

Brakuje rąk do pracy

Przepracowanie to efekt m.in. braku chętnych do pracy sezonowej. "Pilnie potrzebny kelner/kelnerka", "zatrudnię kucharza od zaraz", "poszukiwany barista z doświadczeniem" – na grupach z ogłoszeniami o pracy w gastronomii takich ogłoszeń nie brakuje.

Chociaż powrót do pracy stacjonarnej w restauracjach nastąpił 18 maja br., w ofertach można przebierać. Chętnych do pracy nie ma i tak. – Sytuacja w branży jest teraz bardzo dziwna – przyznaje Katarzyna Selenta z Kulinarisk Solutions, firmy zajmującej się doradztwem w gastronomii.
Braki kadrowe dotyczą praktycznie każdego szczebla: od kelnerów przez szefów kuchni po menedżerów restauracji. Wizja lokali w dużych miastach, w których nie będzie miał nas kto obsługiwać, wcale nie jest tak absurdalna, jak by się mogło wydawać.
Czytaj także: "Straciłem przytomność w pracy za 12 zł/h". Polskie gastro toczy choroba