Żukowska tłumaczy nam słowa o "biedafirmach". "To patologia rynku pracy"

Kamil Rakosza-Napieraj
"Gospodarce zwyczajnie opłaca się promocja zatrudnienia w dużych firmach, a nie głaskanie po głowie biedafirm" – napisała na Twitterze posłanka Lewicy Anna-Maria Żukowska. W internecie natychmiast pojawiły się opinie, że słowa polityczki są krzywdzące. – Wobec kogo? – pyta w rozmowie z nami.
Czym są "biedafirmy"? Fot. Jacek Dominski / Reporter / Twitter / @AM_Zukowska
Zaczęło się od tekstu "Gazety Wyborczej", w którym mikrobiznesy nazwano "najmniej wydajnymi podmiotami w gospodarce". "W 2020 roku średnia płaca w mikroprzedsiębiorstwach wynosiła 3509 zł brutto, czyli zaledwie 2561 zł na rękę" - czytamy w nim.

"Koniec głaskania po głowie biedafirm"

Później, w serii tweetów, w których posłanka Lewicy Anna-Maria Żukowska odniosła się do publikacji "Wyborczej", padło zdanie: "Gospodarce zwyczajnie opłaca się promocja zatrudnienia w dużych firmach, a nie głaskanie po głowie biedafirm". Swoimi słowami AMŻ wywołała prawdziwe oburzenie. Wiele osób wytyka polityk język pogardy. Poprosiliśmy polityczkę Lewicy o komentarz.
Czytaj także: Wpis Żukowskiej o "biedafirmach" podpalił internet. "Przebiła dno"
Nie uważa Pani, że określeniem "biedafirmy" obraziła Pani ponad 10 milionów Polaków pracujących w mikroprzedsiębiorstwach?


A skąd takie dane?

Podaje je ekonomistka Alicja Defratyka.

Ale ja nie mówiłam o mikroprzedsiębiorstwach. To czym w takim razie są "biedafirmy"?

Na przykład tym, czym są wg pana profesora Marka Belki.

Czyli?

W wywiadzie dla "Rzeczpospolitej" prof. Marek Belka przyznał, że w Polsce jest dużo bieda-przedsiębiorstw zatrudniających niewielką liczbę pracowników po minimalnych stawkach wynagrodzenia. To jest cytat z pana profesora.

To są firmy, które często nie zatrudniają nikogo poza samym właścicielem. To osoby, które same bardzo często zostały wypchnięte z etatu w większym przedsiębiorstwie z powodu redukcji kosztów. Pojawiają się głosy, że gdyby właściciele tych "nanoprzedsiębiorstw", a nie mikro, mieli zdecydować drugi raz nie otworzyliby firmy, lecz wrócili na etat.

Najczęściej to ludzie zmęczeni pracą przez 24 godziny na dobę 7 dni w tygodniu. Są pozbawieni tak naprawdę wszystkich praw pracowniczych, bo nie mają prawa do urlopu czy do chorobowego. Nie mają także co liczyć na emeryturę. To jest patologia rynku pracy.

Zbawieniem dla rynku byłaby "promocja zatrudnienia w dużych firmach”? Wszyscy mieliby pracować w Orlenie?

Orlen nie jest "dużą firmą" tylko firmą państwową – spółką Skarbu Państwa. Jest to bardzo duże przedsiębiorstwo. Natomiast, to nie jest tak, że ja to napisałam, lecz pani Adriana Rozwadowska z "Gazety Wyborczej" tłumacząc, jakie przedsiębiorstwa, jakiej wielkości bardziej napędzają polską gospodarkę.

Zgodnie z raportem Polskiej Agencji Rozwoju Przedsiębiorczości z 2020 r. największy udział w tworzeniu PKB mają mikroprzedsiębiorstwa – około 30,3 proc. Dlatego uważam Pani słowa za krzywdzące wobec ludzi działających w tym sektorze.

No dobrze, ale wobec kogo są krzywdzące? Tylko wobec tych firm, które często wyzyskują swoich pracowników, płacąc najniższe wynagrodzenie czy nie wypłacając nadgodzin. W takich firmach również często są problemy z pójściem na urlop czy na zwolnienie chorobowe.

A skąd ma Pani taką wiedzę?

W tej chwili prawa pracownicze najczęściej są naruszane właśnie w takich najmniejszych przedsiębiorstwach.

Natomiast w "dużych firmach", jak np. Amazon do takich sytuacji nie dochodzi, tak?

To oczywiście nie oznacza, że duże korporacje nie naruszają praw pracowniczych. Oczywiście, że tak się dzieje. Zresztą walczymy z tym jako Lewica, pojawiając się na wielu strajkach w tej sprawie. Natomiast w dużych firmach o wiele łatwiej zrzeszać się w związki zawodowe. A często niemożliwym jest to dla osób pracujących w małych przedsiębiorstwach.

Rzecznik małych i średnich przedsiębiorców w odpowiedzi na Pani tweeta stwierdza, że "gdyby nie MŚP, to na rynku pojawiłoby się 7 mln bezrobotnych a wtedy, ukochane przez Panią korporacje, płaciłyby dużo mniej". "Korporacje bez otoczenia małych firm miałyby gorsze wyniki, co też przełożyłoby się na wysokość wynagrodzeń" – czytamy.


Zarzucenie mi kochania korporacji ma wymiar chyba tylko rozrywkowy. Ale trudno przecież nie dostrzec faktu, że średnio płace są najniższe właśnie w "nanoprzedsiębiorstwach". To jest społeczny problem, bo to jest często płaca, która nie wystarcza na godne życie. Jeśli weźmiemy pod uwagę, że mamy 16 milionów pracujących, to jednak większość osób zarabia mniej niż kwota podawanego przez GUS przeciętnego wynagrodzenia w danym kwartale. Raz do roku GUS podaje natomiast dane dla gospodarki narodowej, do czego odnosiła się pani redaktor Rozwadowska i co ja komentowałam.

Te dane obejmują także te mniejsze przedsiębiorstwa. Obraz rynku pracy, który się w nich pojawia, jest czarniejszy w porównaniu do danych pokazujących, że średnie wynagrodzenie w ostatnim kwartale wyniosło 5167 zł brutto.

Wiele osób w Polsce zarabia dużo mniej i kiedy widzą takie badania GUS łapią się za głowę, ponieważ co miesiąc na ich konto trafiają znacznie niższe kwoty.

Więcej ciekawych informacji znajdziesz na stronie głównej INNPoland.pl