Kibice w końcu wrócą na "polski Super Bowl". Tak będą wyglądać esportowe igrzyska w Katowicach
Już tylko kilka tygodni dzieli nas od Intel Extreme Masters Katowice 2022. Gigantyczny turniej esportowy zyskał miano "polskiego Super Bowl", a możliwość zagrania w Spodku gracze porównują z udziałem w igrzyskach olimpijskich. Pandemia odbiła się na polskiej imprezie, ale w tym roku kibice maja powrócić na trybuny. Organizatorzy zdradzają nam, jak COVID-19 zmienił ich wydarzenie.
W 2020 r. praktycznie w przeddzień imprezy publiczność została... odcięta. Zgody na udział widzów nie wydał wojewoda śląski – mimo że wielu z nich było już w mieście. Od tego czasu IEM Katowice odbywał się według planu, ale zawsze przy pustych trybunach.
Według styczniowej zapowiedzi organizatorów – firmy ESL Polska – w tym roku kibice w końcu powrócą do Spodka, choć nieco bardziej kameralnie. Fani znów zaciskają jednak zęby, patrząc na rosnącą 5. falę pandemii.
O zaskakującej historii IEM Katowice i przygotowaniach do najnowszej edycji opowiada nam Adrian Kostrzębski, rzecznik prasowy ESL Polska.
Jak przedstawiłbyś Intel Extreme Masters osobom, które nie znają się na esporcie? Czym jest ten turniej poza 1,5 mln dolarów w puli nagród?
Intel Extreme Masters dla kibiców esportu to samo, co mistrzostwa świata dla fanów piłki nożnej. Znaczą tyle samo co Wimbledon dla tenisistów, finał NBA dla koszykarzy – przykłady można łatwo mnożyć.
Przyczyna jest prosta. Na naszym turnieju grają ze sobą najbardziej uzdolnieni zawodnicy z całego świata. To tu w szranki stają ze sobą najlepsi z najlepszych. To tu, podczas zmaganiach w Spodku, wyłaniani są mistrzowie. Nie Polski czy Europy – całego świata.
W esporcie zawodnicy ścierają się w grach, ale tak właściwie klimat, zasady i cała otoczka jest typowo sportowa. Mamy zespoły, kapitanów, pojedyncze gwiazdy, trenerów, analityków, sponsorów, komentatorów. Co roku powstają nowe rywalizacje, zmieniają się składy, różna jest forma zespołów, cały rok trwają ligi, a ich zwieńczeniem są pełne emocji turnieje.
Mamy dyscypliny zespołowe takie jak strzelanka "Counter-Strike: Global Offensive" z pięcioosobowymi drużynami. Są też dyscypliny indywidualne, na przykład strategia "StarCraft 2". Dla nas nie ma cienia wątpliwości – esport to sport.
W 2019 roku imprezę w Katowicach "na żywo" odwiedziło łącznie 174 tys. osób, wizytował ją nawet premier. Transmisje rozgrywki online oglądało zaś 232 mln widzów.
Słyszałem już, że IEM jest jak amerykański Super Bowl, a Katowice ochrzczono też już kilka lat temu "Mekką światowego esportu". To głośny marketing czy zasłużone porównania?
Możemy pokazywać godziny materiałów wideo, zdjęcia, cytować w kółko liczby. Ale jako organizatorzy nie jesteśmy w stanie w pełni przekazać jednego – atmosfery. Każdy kto choć raz był w Spodku po prostu wie – ta wspólnota, emocje, ten zjednoczony głos tłumu, gdy zespół wygrywa ostatnią rundę i puchar. Nic tego nie zastąpi.
Pod tym względem Spodek jest wyjątkowy wśród turniejów z całego świata. Konstrukcja areny jest taka, że gdy gracz podniesie wzrok kilka centymetrów nad monitor – widzi ścianę par oczu, wpatrzonych w jego najmniejszy ruch. Ten widok potrafi paraliżować. Sama scena po prostu zaś wibruje, gdy tłumem targają emocje. Zawodnicy mówią nam, że tego nie da się porównać z niczym innym.
Słowem – choć sam jestem osobą dość nieśmiałą w osądach tego co robimy jako ESL, to uważam, że tego typu porównania to nie puste hasła.
Przez ostatnie dwa lata publiczności zabrakło jednak na trybunach Spodka. Cofnijmy się do 2020 roku. W przeddzień rozpoczęcia wydarzenia wojewoda wydał decyzję, że publiczność nie weźmie udziału w evencie. Jak odebraliście tak nagłą zmianę planu?
Ciężko jednoznacznie ocenić tą trudną sytuację. Była ona bardzo wielopoziomowa. Wcześniej wszystko wskazywało na to, że turniej odbędzie się w zwykłym trybie. Nagle, w czwartek wieczorem wojewoda śląski wydał wspomnianą decyzję.
Wszyscy zawodnicy przyjechali już do Katowic. Wielu kibiców było już w hotelach. Nasi klienci biznesowi i partnerzy przygotowali stoiska na towarzyszące turniejowi targi IEM EXPO. My dopięliśmy już organizację na ostatni guzik i odliczaliśmy jedynie godziny do 10:00 w piątek, kiedy mieliśmy otworzyć bramki. I nagle wszystko jakby zatrzymało się w czasie.
Musieliśmy w jedną noc opracować zupełnie nowy plan działania. Po prostu podzieliliśmy się na grupy i w pocie czoła od nowa dopasowywaliśmy kolejne elementy układanki. Jak zarządzić zawodnikami, jak poinformować zawiedzionych fanów na miejscu, jak zmienić transmisję, jak przeprowadzić inny turniej, niż ten który przygotowywaliśmy przez ostatni rok.
W 2020 r. grupa kibiców i tak zjawiła się pod Spodkiem - nie zostali wpuszczeni.•Fot. Tomasz Kawka/East News
Mimo ciosu, podnieśliśmy się, przeprowadziliśmy turniej i z tej wytrwałości naszego zespołu jestem absolutnie dumny do dziś.
W 2021 roku było podobnie – w wyniku niesłabnącej pandemii COVID-19 IEM znów był zamknięty dla fanów esportu.
W poprzednim roku uniknęliśmy zaskoczenia, bo od razu planowaliśmy Intel Extreme Masters jako wydarzenie online. Wszyscy chcieliśmy jak najszybciej zwrócić widowni Spodek, ale nigdy kosztem bezpieczeństwa uczestników.
Oznacza to, że mogliśmy odpowiednio zaopiekować się drużynami, dostarczyć im niezbędny sprzęt. Dużo zainwestowaliśmy też w nowe technologie, m.in. wirtualne studia. Dzięki temu 2021 rok był łatwiejszy, a na pewno dużo mniej stresujący. Wiedzieliśmy co nas czeka i wykonaliśmy to, co założyliśmy.
Nadal jednak zabrakło nam tej odrobiny magii. Możemy mieć technologię z NASA i tysiące kamer. Bez kibiców to po prostu nigdy nie będzie to samo.
Ogłosiliście więc, że w 2022 r. kibice wreszcie powrócą do Spodka. Jaka była reakcja fanów?
To była po prostu eksplozja radości.
Pandemia wszystkim dała o sobie znać i ostatnie dwa lata nie były łatwe. Powrót kibiców na IEM jest znakiem, że jednak jako społeczność zmierzamy do nowej normalności.
Taki odzew jest bardzo budujący. Oznacza to, że fani o nas nie zapomnieli, że nadal jest ten głód, tęsknota i chęć. To jeszcze bardziej motywuje nas by stanąć na rzęsach, by dostarczyć najlepszą możliwą imprezę esportową w obliczu obecnych warunków pandemii.
Organizatorzy wydarzeń publicznych nie mają w pandemii łatwego życia. Zawsze muszą przygotować porządna listę za i przeciw. W waszym przypadku – co było argumentami "za" wpuszczeniem kibiców, a co możliwymi barierami?
Największą barierą jest oczywiście aktualny stan epidemiologiczny w Polsce. De facto nie ma pewności, w którą stronę pandemia będzie dalej zmierzała.
Z drugiej strony – z COVID-19 żyjemy już dwa lata. Jako społeczeństwo nauczyliśmy się z nią obcować na co dzień. Po okresie strachu i lockdownów chodzimy już do pracy, wiemy jak zadbać o własne bezpieczeństwo, jak się przygotować i jak zmniejszać ryzyko zakażenia.
Inne wydarzenia sportowe także na nowo nauczyły się organizacji wydarzeń w tych niecodziennych czasach. Piłka nożna, siatkówka, Formuła 1 czy właśnie esport. Wiemy co robić, by dać publiczności możliwość udziału, ale jednocześnie zadbać o ich bezpieczeństwo.
Kto więc może wejść do Spodka? Jakie są ograniczenia?
Impreza jest w pełni biletowana – oznacza to, że na arenę wejdzie tylko tyle osób, ile fizycznie jest miejsc. To liczba w granicach 6-8 tys. osób. Oczywiście nie jest to tyle, co wspomniane 174 tys. sprzed pandemii, ale chodzi tu o bezpieczeństwo.
Po drugie – uczestnicy muszą legitymować się ważnym Unijnym Certyfikatem COVID. Na trybunach mogą być tylko osoby w pełni zaszczepione. Co jasne, tylko z krajów uczestniczących w programie UCC.
W tym roku katowicki Spodek znów ma być pełny, ale bezpieczny.•Fot. INNPoland.pl
Ponadto, na miejscu będziemy poruszać się w maseczkach ochronnych, a na terenie całego wydarzenia będą dostępne dystrybutory z płynem antyseptyczne do dezynfekcji rąk.
Niektórzy mogą traktować wymóg szczepienia jako kontrowersyjny krok. Na bilety tylko dla zaszczepionych burzyli się w zeszłym roku m.in. kibice skoków narciarskich. Jak fani esportu zareagowali na to wymaganie?
Myślę, że fani zrozumieli ten krok. Słyszałem pozytywne komentarze, wskazujące, że jest to uzasadniony ruch, a nawet chwalące taki krok. Oczywiście zdarzyły się też głosy narzekające na taką decyzję.
Powrót do normalności musi być stopniowy. Nie możemy z roku na rok zorganizować IEM jakby pandemii nie było. Kluczem do sukcesu jest tu stopniowe wracanie do nowej normalności. W tym roku zależny nam na tym by pokazać, że IEM jest gotowy na powrót kibiców.
Podkreślę też, że chodzi nam tu wyłącznie o bezpieczeństwo, nie o dzielenie fanów na lepszych czy gorszych. Esport zawsze łączył, a nie dzielił i wielokrotnie to pokazaliśmy.
Porozmawiajmy chwilę o współpracy z miastem Katowice. Po dwóch latach przerwy IEM został przyjęty z otwartymi ramionami?
Przerwy? Nie było żadnej przerwy. Nawet w okresie pandemii ściśle działami z Katowicami. Ta współpraca nie zatrzymała się ani na chwilę, nawet gdy w mieście nie było kibiców. Jeszcze w 2020 roku spotkaliśmy się by naszkicować plan na następne działania.
Dostaliśmy jasny sygnał – mimo obecnych trudności IEM powinien zostać w Katowicach – ta impreza za wiele znaczy dla miasta, dla fanów, by ją przenosić czy zamykać na stałe. Musi trwać dalej.
Po 10 latach razem z miastem jesteśmy już jak stare małżeństwo. Wszelkie trudności staramy się razem rozpracować i zaplanować wspólną przyszłość.
Jak miasto wspiera was przy Intel Extreme Masters?
Nie jest tajemnicą, że Katowice są zaangażowane finansowo w nasz turniej. Ale jednocześnie są nieocenioną pomocą organizacyjną. Jest to też współpraca promocyjna, dobre wspólne działanie ze służbami miejskimi. Te wszystkie elementy sprawiają, że wszystko toczy się bardzo sprawnie i jest przygotowane w najwyższym standardzie.
Na scenie esportowej IEM Katowice to prawdziwy ewenement. Kalendarz wydarzeń często się zmienia, turnieje rodzą się i odchodzą w niepamięć, są prowadzone w różnych miastach. A my nasze wydarzenie organizujemy już od 10 lat, zawsze w Katowicach. Nie ma takiego drugiego na świecie i nie byłoby to możliwe bez współpracy z miastem.
Jeśli ktoś zainteresował się tematem – jak oglądać IEM Katowice?
Część turniejowa zaczyna się 15 lutego, ale to są rozgrywki zamknięte dla publiczności. Kibice wejdą na Spodek tylko na najważniejsze rozgrywki i finały w weekend 25-27 lutego. Rozgrywki toczą się w "CS:GO" i "StarCrafta 2".
Najłatwiejszym sposobem na zobaczenie meczów jest odpalenie bezpłatnej transmisji na kanałach ESL w serwisie Twitch.tv.
Jakieś polskie smaczki? Komu kibicować?
Po pierwsze, możliwość udziału w IEM Katowice 2022 dostała polska drużyna – Wisła All in Games Kraków. Wygrali oni ESL Mistrzostwa Polski w "CS:GO", co da im szansę, by zmierzyć się z najlepszymi. Co jak co, ale "naszym" trzeba kibicować.
Międzynarodowe drużyny mają też paru polskich graczy. W ENCE grają Paweł "dycha" Dycha i Aleksander "hades" Miśkiewicz. W teamie OG mamy zaś Mateusza "mantuu" Wilczewskiego na pozycji snajpera.
Dla mnie bardzo ważne jest to, że IEM Katowice ma w sobie niespotykaną moc. Potrafi zainteresować esportem każdego, nawet osoby, które absolutnie nie grają w gry wideo. Po obejrzeniu zaledwie paru meczów nawet oni zaczynają czuć "o co w tym chodzi", emocjonować się, kibicować i bawić tak samo dobrze jak zagorzali fani.
Jestem przekonany, że nawet ktoś mało znający się na grach po obejrzeniu paru meczów z Polakami złapie esporotwego "bakcyla", chętnie obejrzy finał. A potem kto wie – może zechce sam przyjechać do Katowic za rok.
Więcej ciekawych informacji znajdziesz na stronie głównej INNPoland.pl