Już tracimy na wojnie, której jeszcze nie ma. Putin narozrabiał w gospodarce

Konrad Bagiński
Sto tysięcy rosyjskich żołnierzy pod ukraińską granicą stanowi nie tylko bezpośrednie zagrożenie dla Ukrainy, ale i już destabilizuje światową gospodarkę. Już drożeje ropa, gaz i złoto, słabną giełdy i polska waluta. Pod tym względem Putin już osiąga to, co chce – wstrząsnął światem.
Putin już osiągnął część swojego celu - destabilizuje światową gospodarkę Pool AP/Associated Press/East News
Ewentualna inwazja Rosji na Ukrainę jest ciągle realna, chociaż dziś w USA zdementowano wcześniejsze plotki, jakoby wojna miała zacząć się w ciągu zaledwie kilku dni. Na bezpośrednim starciu Rosja straciłaby najwięcej, na razie tracą inne kraje – w tym Polska.

Złoty (ale i inne waluty) jest ciągle osłabiony pandemią. Ostatnie dni wyraźnie pokazują, że groźba wojny u naszego sąsiada powoduje deprecjację złotego. Drożeje dolar, a - jako że to właśnie w tej walucie płacimy za ropę – więc rosną realne ceny, jakie płacimy za surowce. Ropa na światowych giełdach już dotarła do poziomu 95 dolarów za baryłkę. To najwięcej od 2014 roku.


- Sygnał, że nie będzie wojny na Ukrainie, agresji rosyjskiej byłby bardzo korzystny dla złotego - mówił w środę prezes Narodowego Banku Polskiego Adam Glapiński podczas konferencji prasowej po posiedzeniu Rady Polityki Pieniężnej podnoszącej stopy procentowe. Przyznał tym samym, że na nierozpoczętej jeszcze wojnie już tracimy.
Czytaj także: Ile może stracić Polska na konflikcie Rosji z Ukrainą? Cenę zaognienia sporu zapłaci złoty
Ostatnia fala pandemii, ryzyko konfliktu na Ukrainie i rosnące ceny surowców spowodowały pogorszenie nastrojów w firmach – wyliczył Polski Instytut Ekonomiczny. Miesięczny Indeks Koniunktury w lutym br. spadł do 93 pkt. i był o 17 pkt. niższy niż w styczniu.

Według analityków PIE duży odsetek firm (34 proc.) uważa, że ewentualna agresja Rosji na Ukrainę może mieć silny negatywny wpływ na ich działalność. "Splot tych wszystkich zjawisk potęguje niepewność na rynku" – napisano.

Otwarty konflikt byłby dla nas katastrofą, bo Rosja jest trzecim największym krajem pochodzenia polskiego importu. Zdaniem ekonomistów, Rosja może łatwo zakłócić dostaw choćby gazu do Polski (i Europy Zachodniej). To z kolei oznaczałoby konieczność odcinania od gazu odbiorców przemysłowych. To z kolei momentalnie osłabiłoby całą polską gospodarkę.

Polska jest tylko jednym z elementów światowej gospodarki. Naszym problemem jest obecnie silne uzależnienie od dostaw rosyjskich surowców. Rosja, zwana pogardliwie „stacją benzynową” świata dostarcza nam większość paliw. Z szacunku ekspertów Forum Energii wynika, że obecnie ze wschodu ściągamy 65 proc. ropy, 55 proc. gazu i 75 proc. węgla. W kwestii importowania węgla jesteśmy w europejskiej czołówce.

Jeśli Putin faktycznie zdecyduje się na atak na naszych sąsiadów, będziemy mieli problem – bo dostawy z pewnością zostaną albo zablokowane, albo przynajmniej ograniczone. Kolejnym problemem dla Polski mogą być uchodźcy. Eksperci już dziś alarmują, że być może będziemy musieli przyjąć 1 – 1,5 miliona ludzi uciekających przed wojną. A to będzie oznaczało ekonomiczne wyzwanie, bo tych ludzi trzeba będzie gdzieś umieścić, rozlokować, karmić, zapewnić opiekę zdrowotną. W tym momencie skupiamy się tylko na wyzwaniach ekonomicznych, nie humanitarnych czy politycznych – ale trudno sobie wyobrazić, by Polska nie przyjęła gości ratujących swoje życie.

Putin miesza też w innych gospodarkach

Ostatnia (piątkowa) sesja na Wall Street zakończyła się spadkami. Inwestorzy na poważnie wzięli ostrzeżenia ze strony Stanów Zjednoczonych oraz wywiadów innych krajów, że wojna praktycznie wisi na włosku. Indeks Dow Jones Industrial spadł o 1,44 proc., S&P 500 o 1,90 proc., Nasdaq Composite o 2,78 proc. Obawy USA zwiększa spora inflacja zżerająca pieniądze Amerykanów.
Czytaj także: Putin ma problem. Jeszcze nie zaczął wojny, a Rosja już straciła 100 miliardów dolarów
Jednocześnie w górę poszły ceny akcji firm sektora zbrojeniowego - Northrop Grumman zanotował wzrost o 4.5 proc., a Lockheed Martin o 2.8 proc.

Rośnie też zaniepokojenie o dostawy surowców – na przykład dla przemysłu technologicznego. Jak szacuje grupa badawcza Techcet, aż 90 proc. neonu do produkcji półprzewodników w USA pochodzi z Ukrainy. Ponad jedna trzecia wykorzystywanego w USA palladu ma etykietkę „Made in Russia”. To tylko dwa przykłady, uzależnienie amerykańskiego przemysłu od dostaw z Rosji i Ukrainy jest silne.