Raz podwójna pensja, raz brak składek. Państwo godzi się na okradanie pracowników
Państwowe instytucje – i trudno uznać, by robiły to nieświadomie – napędzają potężną patologię rynku pracy. Zlecając usługi najtańszym firmom, zgadzają się na wypłacanie ich pracownikom minimalnych pensji. A teraz nawet na obniżanie ich przyszłych emerytur – bo skąpi pracodawcy opracowali nowy trik na oszczędności.
Wielu przedsiębiorców kombinuje więc z wynagrodzeniami pracowników, dzieląc je np. na kilka umów i wypłacając pensje co drugi miesiąc, chociaż jest to wbrew prawu – pisze money.pl. W efekcie pracownicy (na przykład ochrony) mają odprowadzane zaniżone składki emerytalne, a do tego mogą nie mieć w przyszłości prawa do emerytury minimalnej.Patent jest taki: pracownik w jednym miesiącu dostaje zlecenie ze swojej macierzystej firmy, z opłaconym ZUS-em. Jednocześnie dostaje drugie zlecenie z innej firmy, również kontrolowanej przez jego pracodawcę. Ale ta druga firma nie musi już opłacać składek ZUS, bo zostało ono opłacone przez pierwszą. W ten sposób pracownik dostaje do ręki dwie pensje w jednym miesiącu. W kolejnym miesiącu formalnie zostaje bez pracy – nikt nie opłaca jego składek, w tym emerytalnych. Pracuje praktycznie na czarno i bez pensji – bo podwójną dostał miesiąc wcześniej.
Money.pl zwraca uwagę, że w branży ochrony pracuje dziś ok. 200 tysięcy osób, w tym spora grupa z dość niskimi kwalifikacjami zawodowymi. Zamiast zyskiwać legalne zatrudnienie z pełnymi prawami emerytalnymi, część z nich ma płacone w kratkę i składki opłacane co drugi miesiąc. Formalnie pracują więc 6 miesięcy w roku i tylko ten okres liczy im się do emerytury. Część z nich miałaby jednak problemy ze znalezieniem lepszej czy innej pracy, więc godzi się na takie traktowanie.
Rządzi najniższa cena
Instytucje publiczne mają ściśle wyznaczony budżet na tego typu usługi i zwykle jest to najniższa stawka krajowa godzinowa - obecnie to 19,70 zł brutto. By wygrać przetarg, firmy ochroniarskie i sprzątające muszą się do tych cen dostosować – pisze money.pl.By zejść z ceny, a jednocześnie nie dokładać do biznesu, pracodawcy optymalizują wynagrodzenia tworząc konstrukcje przypominające labirynt Minotaura – dodaje portal.Portal zwraca uwagę na fakt, że takie praktyki mogą mieć miejsce nawet w instytucjach, które zastrzegają w przetargu, że pracownicy zleceniobiorcy muszą mieć umowę o pracę. W takich umowach są często zapisy, iż wykonawca może zlecić wykonanie usługi innemu podmiotowi. Nie ma też zakazu dzielenia wypłaty na kilka umów. W ten sposób nawet instytucje publiczne pod fasadą dbania o dobro pracowników zleceniobiorcy, przyczyniają się do narastania patologii na rynku pracy.