Darmowa dostawa na... parking pod blokiem. Niektórzy nie dorośli do e-zakupów [OKIEM BAGIŃSKIEGO]
Duża sieć z elektroniką dostarcza zamówienia za darmo - ale nie wcześniej niż na trzeci dzień po kupnie. I nie do domu, tylko "pod adres", co w praktyce oznacza parking pod blokiem. Duża sieć meblowa żąda prawie 30 złotych za zostawienie opłaconego towaru w skrytce pod marketem. Litości, naprawdę chcecie żerować na takich tanich sztuczkach?
Zasada w e-commerce jest taka: wyślemy ci to, co kupiłeś tak szybko, jak tylko się da. Nie za tydzień, nie za 3 dni, ale wtedy gdy tylko się da. Niektórym firmom zajmuje to godzinę, innym kilka godzin. Ale uczciwie mówią, kiedy wyślą. Czasem jest możliwe przyspieszenie tego czasu za dodatkową opłatę – tak robi choćby Amazon. Użytkownicy z wykupioną ofertą Prime, dostają zamówienia wcześniej niż pozostali. Ale to nie oznacza, że ci pozostali są w jakiś sposób dyskryminowani.
Tanie (choć drogie) sztuczki sklepów
Duża sieć na literę E (z elektroniką) ma inną zasadę. Brzmi ona: dostarczymy ci towar za 3 dni. Ani minuty wcześniej, chyba że zapłacisz. No bo jak masz wolne 24,90 zł to dowieziemy na jutro, nawet jeśli to będzie sobota. A jak zapłacisz 9,90 zł to przywieziemy ci towar pojutrze. Jak nie chcesz płacić, to dostaniesz zakupy na trzeci dzień od złożenia zamówienia. To nie wszystko – możesz też wybrać przedział godzinowy dostawy. Jeśli będziesz w domu tylko rano albo wieczorem, to za dostawę musisz zapłacić od 20 do 40 złotych. Popołudniowa dostawa to koszt 20-30 złotych, tyle samo kosztuje dowiezienie towaru w południe. Nie zapłacisz? Dostawa trafi w losowych godzinach. Podsumujmy – jeśli chcesz produkt na jutro z dostawą wieczorem, musisz dopłacić 65 złotych. Oj, niemało.Ale to nie wszystko. O czym sam boleśnie się przekonałem – jako nabywca zwykłej niedrogiej kuchenki mikrofalowej. Bo płaci się też za dostawę pod drzwi. W moim przypadku dostawcy uznali, że nie zapłaciłem za dostawę pod drzwi, więc muszę zejść na dół i odebrać sam kuchenkę. Najlepiej z parkingu, ale ostatecznie przynieśli ją pod klatkę. Muszę przyznać, że byłem tym faktem lekko poirytowany. Nie dlatego, że korona mi z głowy spadła. Rozumiem też, że za wniesienie lodówki czy pralki do domu się płaci – to naturalne. Ale nigdzie nie było napisane – "hej, ten towar jest duży, jak nie zapłacisz dodatkowej dyszki to dostawca zostawi ci go przed blokiem a nie pod drzwiami do mieszkania".Interes na dostawie
Dlaczego uważam, że to złe podejście? Bo nie na tym polegają zakupy przez internet. Rozumiem, że duży market na literę E ma te same ceny w sklepach stacjonarnych i w dostawie. Gdyby je zmieniał, zrobiłoby się spore zamieszanie. Tak jest prosto. Ale cała idea e-zakupów polega na tym, że są one tańsze dla kupującego i sprzedającego.Sprzedający nie musi mieć sklepu z czynszem wynoszącym przynajmniej kilkadziesiąt złotych za metr kwadratowy, ładnie ubranych sprzedawców, kolorowych neonów. Nie musi bać się tego, że jakieś dziecko się potknie i przewróci razem z kosztującym 30 tysięcy telewizorem 8K. Odpada mu po prostu mnóstwo kosztów. A koszt dostawy może wziąć na siebie albo zrzucić go na klienta. Klienta, który i tak kupuje coś taniej niż w zwykłym sklepie i dostanie zakupy do domu – więc i tak jest zadowolony.
Produkt zresztą nie zawsze musi być tańszy – jest spora grupa towarów, które trudno dostać w zwykłych sklepach. To rzeczy ekskluzywne, wyjątkowe, nie sprzedawane masowo. No, ale kuchenki mikrofalowe trudno do tej grupy zaliczyć.
Ciekawe zasady ma też sieć sklepów meblowych na literę I. Otóż moja koleżanka ostatnio kupowała stolik. Kupiła przez internet, odebrała w automatycznej skrytce pod sklepem. Ta przyjemność kosztowała ją 29 złotych. Prawie trzy dychy za to, że pracownik przeniósł karton z magazynu do skrytki. Serio?
Czytaj także: Klienci tygodniami czekają na zamówienia z IKEA. "Siedzę na ziemi, bo starą kanapę wyrzuciłam"
Dlaczego duża sieć na literę I kasuje 29 złotych za wstawienie produktu (o wartości poniżej 400 zł – potem jest już "za darmo") do skrytki? Nie wiem, ale to dla niej świetny zarobek. Pozbywa się klienta, który szwendałby się po sklepie w poszukiwaniu jednej rzeczy, stał w kolejkach, rozciąga sprzedaż praktycznie na całą dobę (bo produkt ze skrytki można wyjąć nawet w środku nocy). Koszt skrytki jest minimalny. Ba, produktu nie trzeba nigdzie wysyłać, wystarczy go przenieść w obrębie sklepu. Świetny interes, czysty zysk! Ile to ma wspólnego z e-commerce? Tyle co hot-dog za 2 złote ze zbilansowanym posiłkiem.
Piękne banery nie mówią prawdy
Właśnie dlatego jestem zły na sklep – że próbuje robić biznes nie tam, gdzie powinien. Na dodatkowych opłatach, wręcz wymuszanych na klientach internetowych. Bo piękne żółte banery na stronie internetowej sklepu na literę E krzyczą, że dostawa jest darmowa. Szkoda, że nie do domu, tylko na parking przed blokiem. To zresztą też nie jest jakoś precyzyjnie wyjaśnione w opisie dostawy – wiele osób może zrozumieć, że za darmo mają dostawę pod drzwi. Oj nie.I dziś żałuję, że nie kupiłem tej samej kuchenki na Allegro. Cena taka sama, przesyłka darmowa, kurier byłby nie za 3 dni, tylko najpóźniej na drugi dzień. Przyniósłby mi ją pod drzwi i jakimś cudem każdy by na tym wyszedł na plus.
Więcej ciekawych informacji znajdziesz na stronie głównej INNPoland.pl