To nimi rząd chce "chronić oszczędności Polaków". Oto rzeczy, o których nie powie wam premier
Obserwuj INNPoland w Wiadomościach Google
Sposób na inflację? Kup obligacje
Nieustannie rosnąca, ponad 12-procentowa już inflacja drenuje nasze portfele. Drożeje właściwie wszystko od cen paliw i gazu, poprzez żywność i usługi, na kredytach hipotecznych skończywszy. Nie dziwi zatem fakt, że Polacy gorączkowo szukają rozwiązań na zbicie szalejących cen. Dlatego też z zainteresowaniem przyjęli plany Ministerstwa Finansów, które zapowiedziało, że wkrótce wprowadzi do sprzedaży dwa zupełnie nowe rodzaje obligacji oszczędnościowych.
Propozycją rządu są obligacje: roczna i dwuletnia o zmiennym oprocentowaniu opartym o stopę referencyjną Narodowego Banku Polskiego, która obecnie wynosi 5,25 proc. Całkowitą nowością jest obligacja roczna, która będzie stanowiła bezpośrednią referencję dla lokat bankowych. Z kolei obligacja dwuletnia zastąpi sprzedawaną dotychczas obligację o tym samym okresie zapadalności i stałym oprocentowaniu. Powyższe obligacje zostaną wprowadzone do stałej oferty już w czerwcu.
Prezentując nowe obligacje resort nie ograniczył się jedynie do podkreślenia, że pomogą one w walce z inflacją, lecz optymistycznie poinformował: „Chronimy tym samym oszczędności Polaków i polskich rodzin”. Czy naprawdę tym ruchem ochronią nasze oszczędności? Niestety nie, gdyż inflacja jest zbyt wysoka, aby ją tym ruchem całkowicie zbić.
- Nie ma szans, aby obligacje skarbowe pokonały dwucyfrową inflację, również te proponowane ostatnio przez rząd. Przy tej ofercie obligacji jest to po prostu niemożliwe, bo pamiętać trzeba, że od zysków z obligacji trzeba zapłacić podatek. W efekcie nawet w przypadku 12-letnich obligacji, które są indeksowane inflacją, ochrona jest na poziomie około 8 proc., ale nie 12 proc. i więcej - mówi Bartosz Turek, główny analityk HRE Investments.
Nie zmienia to jednak faktu, że proponowane przez rząd rozwiązania ulżą tym, którzy zdecydują się na obligacje skarbowe.
Minimalizowanie strat spowodowanych inflacją
Przechowywanie pieniędzy w formie obligacji Skarbu Państwa jest bezpieczną opcją, aby ochronić swój kapitał przed inflacją - oczywiście do pewnego stopnia. Przede wszystkim dlatego jest bezpieczne, że mamy gwarantowane stałe oprocentowanie oraz możemy być niemal pewni, że państwo wywiąże się z zobowiązania i po zawartym w umowie okresie, wypłaci nam pieniądze. Sytuacją, w której do tego by nie doszło, musiałoby być ogłoszenie przez kraj bankructwa, czego prawdopodobieństwo jest znikome.
Jakie są największe ryzyka związane z zakupem obligacji państwowych? - Ryzyko jest takie, że nie dostajemy pieniędzy, jeśli zbankrutuje budżet państwa, co jest w obecnych warunkach niemożliwe, ale rzeczy niemożliwe czasami się zdarzają, jak Covid-19 czy wojna. Jest to dziś zagrożenie czysto teoretyczne, ponieważ zadłużenie skarbu państwa jest relatywnie nieduże na tle innych krajów, również europejskich. Zresztą, gdyby państwo straciło płynność, mielibyśmy większe problemy niż utrata oszczędności i równie dobrze stracilibyśmy też pracę, wyparowałaby siła nabywcza pieniędzy trzymanych w skarpecie, w bankach czy ulokowanych w akcjach polskich firm - mówi analityk.
- W pewnym stopniu zachodzi też ryzyko płynności finansowej w domowym budżecie, ponieważ jeśli kupimy takie obligacje, wówczas horyzont inwestycyjny zazwyczaj jest długi - dodaje Turek. Zaznacza przy tym, że nie musimy wcale trzymać pieniędzy w obligacjach do końca trwania umowy, lecz możemy sprzedać obligacje, jeśli będziemy potrzebować pilnie gotówki. - Można poprosić o zwrot pieniędzy, czyli o przedterminowy wykup obligacji. Za to teoretycznie pojawia się opłata, która wynosi obecnie 70 groszy albo 2 złote w przypadku pojedynczej obligacji, czyli od 0,7 proc. do 2 proc. - komentuje Bartosz Turek.
Analityk zwraca jednak uwagę, że jeżeli z obligacji naliczy nam się przykładowo 20 groszy odsetek i jest to obligacja dwuletnia, w przypadku której opłata za przedterminowy wykup wynosi 70 groszy, to i tak nie zapłacimy za to, ponieważ nie można zapłacić więcej niż naliczono nam odsetek. - Po prostu wtedy tracimy odsetki - a opłaty już większej nie ponosimy. Dostajemy więc co najmniej tyle, ile zainwestowaliśmy, nawet jeżeli przerywamy przed czasem - mówi Turek.
Zdaniem Macieja Pieczkowskiego, dyrektora generalnego oddziału Inbank w Polsce, choć można spotkać się z opinią, iż obligacje skarbowe są pozbawione ryzyka, jego zdaniem jest to pogląd trochę na wyrost.
- W nieodległej przeszłości można znaleźć przykłady niewypłacalności państw, a w bardziej odległej perspektywie taki przypadek zdarzył się także Polsce, choć dotyczył inwestorów zagranicznych, a nie rodzimych posiadaczy oszczędności - wskazuje przedstawiciel Inbanku.
Jednocześnie podkreśla, że obligacje skarbowe charakteryzują się bardzo wysokim poziomem bezpieczeństwa z punktu widzenia ich nabywców. - Jedynym rodzajem ryzyka, z jakim możemy mieć do czynienia, jest tak zwane ryzyko stopy procentowej, czyli dalszego „rozjeżdżania się” wysokości oprocentowania obligacji z wciąż zwiększającą się dynamiką inflacji. W krótkim terminie nie można wykluczyć takiej sytuacji, jednak w nieco dłuższej perspektywie inflacja będzie się obniżać - dodaje Pieczkowski.
Zaproponowane przez rząd nowe obligacje, o których już wspomnieliśmy, ale których szczegółowych zasad funkcjonowania dokładnie jeszcze nie znamy, będą punktem odniesienia dla oprocentowania lokat w bankach. Maciej Pieczkowski zwraca uwagę, że rząd postanowił wpłynąć na wysokość oprocentowania lokat bankowych oraz zdecydował się wspomóc posiadaczy oszczędności w konfrontacji z wysoką inflacją.
- By osiągnąć ten cel, rząd działa na dwa sposoby. Z jednej strony poprzez relacje właścicielskie wywiera nacisk na kontrolowane przez siebie banki, a te pod presją podniosły lub wkrótce podniosą oprocentowanie oferowanych przez siebie lokat. Ponieważ są to banki największe w Polsce, ich działania wywrą wpływ także na zachowania pozostałych banków komercyjnych. Można więc powiedzieć, że mamy do czynienia z nieco zakamuflowanym administracyjnym posunięciem władz państwowych - komentuje Pieczkowski.
- Prawda jest taka, że banki nie kwapiły się z podnoszeniem oprocentowania lokat tak szybko. Ten proces zajął sporo miesięcy. Najlepsze oferty oprocentowane są już jednak na 5-6 proc., ale zazwyczaj są to wciąż oferty z dodatkowymi limitami, czyli przeznaczone dla nowych klientów, nowych środków, na określoną kwotę, albo na przykład zdarza się, że oferta jest trudna do znalezienia, bo nie jest promowana na stronie internetowej banku, a do tego może być albo na bardzo krótki okres - wtedy nalicza się mniej odsetek - albo na kilka lat, co każe na długo zamrozić kapitał. Nie są to więc lokaty pierwszego wyboru. Przecież Polacy zwykli zakładać lokaty przede wszystkim na 3 miesiące - to są depozyty, które szczególnie lubimy - mówi Bartosz Turek. I wskazuje, że trzeba jednak docenić, że depozyty są teraz wyżej oprocentowane.
Chociaż banki ociągały się z podnoszeniem lokat i tak na tym zyskają. Jak wskazuje analityk, banki zarobią na tym w dłuższej perspektywie, ponieważ podnosząc lokaty pozyskują tym samym nowych klientów, którzy przy okazji założą u nich konto osobiste czy pobiorą aplikację bankową. I będą z nich korzystać w czasie trwania lokaty, mając nieustanny dostęp do oferty banku z nowymi produktami.
Obligacje dostępne na każdą kieszeń
Obligacje są niczym innym jak papierami wartościowymi emitowanymi w serii, gdzie podmiot emitujący staje się dłużnikiem i zobowiązuje do określonych świadczeń, czyli w tym przypadku do wypłaty pożyczonych pieniędzy wraz z odsetkami. Wejść w posiadanie obligacji skarbowych może dosłownie każdy, gdyż próg wejścia jest niski.
- Wystarczy mieć 100 złotych, aby kupić pojedynczą detaliczną obligację skarbową - bez względu na rodzaj obligacji, każda tyle kosztuje. I można zrobić to przez internet, więc nie trzeba nawet chodzić do PKO Banku Polskiego lub niedługo też do Pekao S.A. - mówi Bartosz Turek.
Zakupu obligacji można dokonać poprzez stronę Obligacjeskarbowe.pl, ale też przez telefon. Co istotne, rachunki obligacji detalicznych dla osób fizycznych prowadzone są bezpłatnie.
Obecnie do wyboru mamy obligacje stałoprocentowe w wariancie trzymiesięcznym (z oprocentowaniem wynoszącym 1,5 proc.) lub dwuletnim (3 proc.) oraz zmiennoprocentowe, które są sprzedawane na okres trzech lat (3,1 proc.). Ponadto możemy kupić obligacje indeksowane inflacją, które w wersji podstawowej dostępne są na okres czterech lat (3,30 proc.) lub dziesięciu lat (3,70 proc.), zaś w wersji rodzinnej - na okres sześciu lat (3,5 proc.) lub dwunastu lat (4 proc.).
Analityk HRE Investments spodziewa się dużego zainteresowania Polaków nowymi obligacjami skarbowymi. - Myślę, że minister finansów w ciągu miesiąca, w ramach odświeżonej oferty detalicznych obligacji, ściągnie z rynku co najmniej kilka miliardów złotych, bo ta oferta może być naprawdę atrakcyjna na tle konkurencji, a do tego jest wokół niej głośno - mówi Bartosz Turek.
Maciej Pieczkowski zwraca też uwagę na alternatywne rozwiązania, jakimi są bardziej ryzykowne inwestycje - na przykład w akcje czy fundusze. - Każdy musi wyważyć odpowiednie dla siebie proporcje między potencjalnym zyskiem a ryzykiem. W obecnych warunkach ryzyko związane z większością rodzajów aktywów, czyli akcji, funduszy czy surowców wydaje się zbyt duże dla większości posiadaczy oszczędności, więc takie produkty jak lokaty czy obligacje wydają się być najlepszym rozwiązaniem, nawet jeśli nie w pełni kompensują inflacyjną erozję - mówi dyrektor generalny.
Masz propozycję tematu? Chcesz opowiedzieć ciekawą historię? Odezwij się do nas na kontakt@innpoland.pl