Wakacyjny chaos. "Nikt w Europie, a zatem także i w Polsce, takiego ruchu nie przewidział"
Obserwuj INNPoland w Wiadomościach Google
Klienci biura podróży Itaka mają kłopoty z wylotem na wypoczynek. Ci, którzy polecieli na urlop z tym organizatorem, mają problem z powrotem do domu. Tak będą wyglądały niezapomniane wakacje roku 2022?
Marek Kamieński, ekspert turystyki: Problem, o którym pan mówi, nie dotyczy tylko i wyłącznie wymienionego przez pana biura podróży, lecz tak naprawdę większości organizatorów wyjazdów turystycznych. Nikt w Europie, a zatem także i w Polsce, nie przewidział, że w tym roku będzie aż tak duży ruch wakacyjny.
Z końcem czerwca zaczyna się wielki ruch turystyczny w Europie. Wszyscy Europejczycy planują urlopy w tym okresie. Z wyjątkiem Niemców, którzy wyjeżdżają na swoje wakacje w sierpniu. W związku z tym z brakiem samolotów borykają się nie tylko Polacy, lecz wszyscy w Europie.
Problem, który dotknął biuro podróży, o którym pan wspomina, dotknął także kilku innych biur. Wynika to z tego, że w wyczarterowanym samolocie były także miejsca zarezerwowane dla klientów dwóch lub trzech innych organizatorów. W związku z tym sytuacja jest dla wszystkich jednakowa.
Z tego, co widziałem w mediach w miniony weekend, skarżą się tylko klienci Itaki. Dlaczego?
Nie moją rolą jest to oceniać. Nie broniąc Itaki, mówię jedynie o tym, że problem, który dotknął w weekend klientów tego biura podróży, dotyczy w równym stopniu wszystkich pozostałych organizatorów wyjazdów turystycznych. Jeden z dużych przewoźników czarterowych odmówił współpracy.
Do tego dochodzą opóźnienia w połączeniach lotniczych. A każde takie opóźnienie robi kolejne dziury w precyzyjnie utkanej siatce lotów. W dzisiejszych czasach każdy samolot, który porusza się po terenie Europy, na płycie lotniska spędza maksymalnie 45 minut. Jeżeli pojawia się jakaś sytuacja awaryjna, np. kapitan zasłabnie z powodu upału, harmonogram lotów tej konkretnej maszyny zostaje zaburzony.
Chodzi mi o to, że przy rozpatrywaniu problemu, z jakim mieliśmy do czynienia w ostatni weekend, nie można mówić o jakiejkolwiek opieszałości organizatora wycieczek. W tym roku sytuacja na lotniskach jest po prostu nadzwyczajna.
O paraliżu m.in. na Shiphol, Zaventem i innych portach lotniczych w Europie pisaliśmy w INNPoland wielokrotnie. To kolejny rozdział wakacyjnego koszmaru.
Najgorszą rzeczą jest to, że dzisiaj w ruchu turystycznym nie ma personelu. Nie ma obsługi naziemnej, nie ma personelu na pokładach samolotów. Wszystko to dzieje się z prostej przyczyny – do tej pory tymi zawodami w okresie wakacyjnym w dużej mierze zajmowali się pracownicy tymczasowi. Pandemia koronawirusa zabrała im tę możliwość. W jej obliczu nie stanęli jednak w miejscu, żeby przeczekać trudny czas, lecz poszli dalej. Zmienili preferencje zawodowe. Zmienili branże.
Pewnie poszli też tam, gdzie płacą lepiej, a praca nie jest aż tak obciążająca fizycznie, jak np. przerzucanie walizek.
Oczywiście. Dlaczego ktoś taki ma dźwigać walizki, kiedy pójdzie gdziekolwiek do pracy i zarobi więcej. Proste.
W obliczu problemów, o których rozmawiamy, Polacy powinni drżeć o swoje wakacje w tym roku?
Absolutnie nie. W weekend rozmawiałem z większości prezesów biur podróży w Polsce oraz przedstawicielami linii lotniczych. Dowiedziałem się, że problem z odwołanymi lotami czarterowymi zostanie rozwiązany do końca tego tygodnia. Znaleziony został inny przewoźnik.
Na obecną chwilę największym problemem w Europie jest znalezienie wolnych samolotów. Graniczy to z cudem.
A co z kontrolerami lotu na wojnie z Polską Agencją Żeglugi Powietrznej?
Z tego, co wiem, rozmowy kontrolerów z PAŻP idą w dobrym kierunku. Myślę, że do 10 lipca sprawa zostanie załatwiona pozytywnie.
To gdzie najbezpieczniej polecieć na wakacje, jeśli chodzi o pewność realizacji wyjazdu?
Jedynym precyzyjnie działającym mechanizmem w tym roku są wyjazdy do Turcji. Dlatego, że kraj ten wymaga w większości ruchu lotniczego swoimi liniami lotniczymi. Klienci latają tam z tureckimi przewoźnikami. W związku z tym ryzyko wystąpienia jakichś zawirowań jest mniejsze.
Poza tym Turcja kusi niskimi cenami. Potrzebują czymś przyciągnąć turystów z Europy, ponieważ w tym roku przyjedzie do nich o trzy miliony mniej podróżnych z Rosji. Turecki kierunek jest w tym roku najbezpieczniejszy.
Jest pan także biegłym sądowym w zakresie sportu i turystyki. Czy do sądów często trafiają pozwy wniesione przez niezadowolonych turystów?
Mówimy o dwóch rodzajach klientów. Pierwsi to ci, którzy kupują wycieczkę zorganizowaną w biurze podróży. To podlega pod ustawę o imprezach turystycznych z 2017 r. Ta ustawa mówi, że organizator jest odpowiedzialny za wakacje klienta od początku wyjazdu do końca. Jeżeli jednak nie może zrealizować tej imprezy turystycznej, to ma obowiązek oddania klientowi w ciągu 14 dni wszystkich pieniędzy, które ten zapłacił lub zaproponowania alternatywnej imprezy równoważnej.
Turysta, który poleciał na wakacje z biurem podróży, nie musi zatem martwić się tą kwestią. Może mieć jednak niezamierzenie wydłużony urlop, co dzieje się teraz w przypadku klientów Itaki. Biuro podróży w takim przypadku opłaca im ten pobyt. Ci, którzy jeszcze nie wylecieli na urlop, np. przez odwołane loty, zgodnie z ustawą dostaną zwrot pełnej kwoty lub możliwość zmiany miejsca, lub terminu wypoczynku.
Drugi rodzaj klientów to ci, którzy na własną rękę wykupili sobie loty i zarezerwowali hotel. Takie osoby niestety bardzo często tracą pieniądze.
Nic nie mogą zrobić?
Walka w sądzie zawsze jest możliwa.
A co z ludźmi, którzy utknęli w raju, a skończył się ich urlop w pracy? Nie będą mogli wrócić na czas do swoich zajęć.
W takich przypadkach biura podróży będą opierały się na sformułowaniu ustawowym o sytuacji nadzwyczajnej i nieuniknionej. Co za tym idzie, nie mogły przewidzieć, że wystąpią niedogodności, o których pan wspomina. W takim wypadku klient nie będzie mógł dochodzić swoich roszczeń dlatego, że nie wykonał na czas swoich obowiązków zawodowych.