Wojtek z Zanzibaru poszukiwany listem gończym. Sąd nie wyklucza szeroko zakrojonej akcji

Maria Glinka
26 lipca 2022, 10:27 • 1 minuta czytania
Za Wojciechem Żabińskim, znanym jako Wojtek z Zanzibaru, został wystawiony list gończy. Sąd liczy na współpracę z policją i nie wyklucza rozpoczęcia poszukiwań na skalę międzynarodową. Ku zaskoczeniu pracowników i turystów przedsiębiorca wstrzymał swoją działalność pod koniec lutego.
Poszukiwania Wojciecha Żabińskiego Fot. Screen/Facebook
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej

Obserwuj INNPoland w Wiadomościach Google

Wojciech Żabiński znów znalazł się na celowniku polskiego wymiaru sprawiedliwości. Trzy lata temu został skazany na dwa lata i dwa miesiące więzienia za oszustwo.


Wojtek z Zanzibaru poszukiwany listem gończym

Sąd Okręgowy w Gdańsku podjął decyzję o wszczęciu poszukiwań listem gończym za Wojciechem Żabińskim. Informację o najnowszych działaniach wymiaru sprawiedliwości przekazał portalowi gazeta.pl rzecznik gdańskiego sądu Tomasz Adamski.

- Sąd oczekuje na aktualną informację policji dotyczącą miejsca pobytu skazanego — stwierdził rzecznik. Jak tłumaczył, "w razie potwierdzenia", że poszukiwany "przebywa za granicą, zostanie wystawiony wniosek o wszczęcie poszukiwań międzynarodowych".

Problemy Wojtka z Zanzibaru

Wojciech Żabiński jest znany opinii publicznej jako Wojtek z Zanzibaru. Od kilku lat prowadzi ośrodki pod marką "Pili Pili". Był wyjątkowo aktywny w mediach społecznościowych, gdzie pokazywał internautom, jak wygląda życie u wybrzeży Tanzanii.

W ośrodkach Żabińskiego chętnie wypoczywały gwiazdy polskiego showbiznesu. Przedsiębiorca zatrudniał również wielu polskich pracowników.

Na początku tego roku Wojtek z Zanzibaru wpadł w tarapaty. Byli pracownicy jego obiektów przekazali portalowi gazeta.pl, że otrzymują wypłaty z opóźnieniem, a przełożony zalega z płatnościami u dostawców i touroperatorów. Żabiński wskazywał, że ma to związek z kwestiami formalnymi, ale jego wypowiedzi sugerowały, że zmaga się z problemami finansowymi.

Co więcej, tłumaczył, że budowa nowych hoteli stanęła pod znakiem zapytania z powodu kłopotów z dostępem do materiałów. Jednak pod koniec lutego nagle wstrzymał działalność i nie zwrócił klientom pieniędzy za opłacone pobyty i przeloty. Jego byli pracownicy opowiadali w rozmowie z portalem natemat.pl, że zapadł się pod ziemię i "wszystkich oszukał".

Jednak w czerwcu przerwał milczenie. - Dostałem wyrok, według którego, jeśli przekroczę granicę Polski, zostanę zatrzymany, więc nic dziwnego, że wolę nie wracać, tylko walczyć o sprawiedliwość na odległość — przyznał w rozmowie z Onetem.