Rekordowa podwyżka najniższej krajowej. W 2023 wzrośnie nie tylko raz, ale dwa razy

Paweł Orlikowski
12 września 2022, 13:35 • 1 minuta czytania
W przyszłym roku minimalna krajowa za pełen etat wzrośnie do 3450 zł brutto. To jednak nie koniec, przez wysoką inflację najniższa pensja zostanie podniesiona dodatkowo w połowie roku.
Kolejny wzrost płacy minimalnej. Najniższa krajowa od stycznia wyniesie 3450 zł brutto Fot. Łukasz Radziejewski/unsplash.com
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej

Choć oficjalna decyzja rządu zapadnie we wtorek 13 września, "Dziennik Gazeta Prawna" już teraz informuje, że czeka nas rekordowa podwyżka minimalnego wynagrodzenia. Najniższa krajowa za pracę na pełnym etacie w styczniu 2023 r. wzrośnie do 3450 zł, a od lipca o kolejnych 50 zł, czyli do 3500 zł.

– To realizacja hat-tricka Kaczyńskiego, ogłoszonego jeszcze w 2019 r. na konwencji w Lublinie, tuż przed wyborami parlamentarnymi - ustaliła DGP w kręgach rządowych. Podwyżka do 3450 zł i 3500 zł w przyszłym roku ma stanowić krok w kierunku obiecanej wtedy podwyżki minimalnego wynagrodzenia do 4 tys. zł w 2024 r.

Warto podkreślić, że jest to kwota brutto. Kwota netto, czyli "na rękę" wyniesie od stycznia 2023 roku 2682 zł, a po czerwcowej podwyżce od lipca - 2716 zł netto.

Koniec rynku pracownika 

Jak pisaliśmy w INNPoland, rosnące koszty pracy oraz energii sprawiają, że nad Wisłę nadciąga zmierzch rynku pracownika. Choć w statystykach jeszcze tego nie widać, wpływy do FUS rosną, a liczba ofert pracy nie maleje, to nie możemy dać się temu zwieść.

Do końca roku to pracownicy nadal będą dyktowali warunki zatrudnienia, ale koniec zimy może oznaczać początek problemów i koniec pracowniczego Bizancjum. Za tym pójdą niższe pensje oraz brak premii czy dodatków.

— Trzeba pamiętać, że przez wysoką inflację będziemy mieli do czynienia z dwiema podwyżkami płacy minimalnej. Zgodnie z ustawą, pierwsza podwyżka będzie na początku 2023 roku, a druga w połowie – powiedział w rozmowie z INNPoland Krzysztof Inglot, ekspert rynku pracy i prezes Personnel Service.

To z kolei sprawi, że koszty pracownicze dla pracodawców będą jeszcze wyższe niż obecnie. 

– Więc jeśli będziemy mieli do czynienia z kryzysem gospodarczym w zimie, to będzie on pogłębiony rosnącymi kosztami pracy, a to może doprowadzić do tego, że podwyżki wynagrodzeń będą wstrzymane, będą jedynie wynikały z podnoszenia płacy minimalnej – dodał ekspert rynku pracy. 

Zniknie też możliwość negocjowania dodatkowych świadczeń, czy dodatkowego dnia pracy z domu. Głównym celem będzie utrzymanie zatrudnienia, by móc ponosić rosnące koszty życia.

Z kolei dla pracodawcy próba obniżania kosztów nie będzie fanaberią, jednak, zamiast zwalniać, pewnie będą szukać alternatyw, jak brak premii i benefitów. Bo koniec rynku pracownika to nie tylko rezygnacja z owocowych czwartków i integracyjnych imprez.

Zdaniem Krzysztofa Inglota, jeżeli dojdzie do globalnego kryzysu na rynku pracy lub rynku surowcowym, powrót do rynku pracodawcy moglibyśmy widzieć na przełomie lutego i marca 2023 roku.