Prof. Orłowski o inflacji bazowej: Nie "putinflacja", lecz "nieudolna polityka rządu"
- Inflacja bazowa wzrosła w sierpniu do 9,9 proc.
- Odczyt ten pomija ceny energii i żywności, więc nie można go zrzucać na wojnę i kryzys
- Zdaniem ekonomisty prof. Witolda Orłowskiego, winny takiemu stanu rzeczy jest rząd, który prowadzi proinflacyjną politykę, by kupować głosy wyborców
Narodowy Bank Polski pokazał najnowsze wyliczenia dotyczące inflacji bazowej. Dzieje się tak zawsze dzień po oficjalnej publikacji danych GUS za poprzedni miesiąc. Inflacja konsumencka w Polsce to obecnie 16,1 proc. Z kolei ta bazowa, czyli pomijająca ceny żywności i energii, wynosi już 9,9 proc.
W tym roku nie było nawet jednego miesiąca wytchnienia od wzrostu inflacji bazowej. A to inflacja, za którą nie można obwiniać dyktatora Putina, czy tłumaczyć jej kryzysem energetycznym i surowcowym.
W rozmowie z INNPoland prof. Witold Orłowski, główny doradca ekonomiczny PwC, powiedział, że odczyty inflacji bazowej pokazują, iż w Polsce tak naprawdę mamy dwa problemy związane ze wzrostem cen.
PIerwszy to ten, nazywany przez rządzących "putinflacją", czyli inflacja wywołana przez Putina. Mamy też problem wynikający z nieudolnej polityki gospodarczej Polski. Inflacja bazowa przyspiesza, za to nie można winić już tylko Putina, bo to efekt prowadzonej w Polsce polityki.
Ekonomista przypomniał też, że jeszcze na początku zeszłego roku inflacja bazowa wynosiła około 4 proc., na początku tego roku było to około 6 proc. A teraz mamy już blisko 10 proc.
– Więc nawet jeśli wyobrazimy sobie świat, w którym ceny żywności, paliw i energii by nie rosły, to i tak inflacja w Polsce rośnie, bo mamy zjawisko tak zwanej spirali inflacyjnej – podkreślił prof. Orłowski.
Jak dodał, największym grzechem rządzących są wszelkie działania, które tylko pobudzają inflację.
– Narodowy Bank Polski, może za późno i niekonsekwentnie, ale zaczął realizować politykę, do której jest zobowiązany, czyli walki z inflacją. A rząd tego nie robi, raczej stosuje politykę, którą trzeba określić w najlepszym razie jako neutralną wobec inflacji, albo nawet proinflacyjną – stwierdził.
Wskazał też na podniesienie płacy minimalnej. Rząd zapowiedział, że najniższa krajowa od stycznia 2023 roku osiąnie poziom 3490 zł brutto, a od lipca – 3600 zł brutto.
– To podniesienie płacy minimalnej nie tylko szybciej, niż przewidywana przez NBP inflacja, ale też szybciej, niż chciały tego związki zawodowe. Rozumiem, że to jest decyzja polityczna, przedwyborcza, ale w ten sposób inflacja się napędza i rozkręca się ta spirala inflacyjna – powiedział prof. Witold Orłowski.
Wspomniał też słowa premiera Mateusza Morawieckiego z kwietnia, gdy grzmiał z mównicy na Europejskim Kongresie Gospodarczym w Katowicach, że podnoszenie płac o 20 proc. wywoła hiperinflację.
Premier przywołał przykład Turcji, w której po takim ruchu inflacja skoczyła do poziomu 60 proc. Płaca minimalna w Polsce po decyzji rządu od lipca wzrośnie o... 19,6 proc.
– Premier mówił kilka miesięcy temu, że taki wzrost wynagrodzeń to podpalanie gospodarki, ale teraz, gdy partia kazała wykonać taki ruch, to już słowem o tym nie wspomniał – skwitował prof. Orłowski.
Dodatki, dopłaty, tarcze...
Zapytaliśmy prof. Witolda Orłowskiego, czy poza podnoszeniem płacy minimalnej, kołem zamachowym do wzrostu inflacji w Polsce są wszelkie programy "antyinflacyjne", proponowane i wprowadzane przez rząd.
– To jest bardziej skomplikowana sprawa. Nie ma cienia wątpliwości, że najuboższych należy chronić przed inflacją, na przykład emerytów, którzy nie mają możliwości dorobienia i liczą na pomoc państwa – stwierdził ekonomista.
Jak dodał, jest jednak różnica między udzielaniem pomocy tym, którzy jej realnie potrzebują, a polityką kupowania głosów wyborczych. – Tak, jakby rządzący nie zdawali sobie sprawy, że im więcej rozrzucają, tym bardziej robi się podatny grunt dla inflacji – podkreślił prof. Orłowski.
Jego zdaniem, w tej sytuacji NBP jest nieco bezradny w walce z inflacją. Podkreślił, że rzeczywiście jest trochę tak, jak mówi prezes Adam Glapiński, że nie da się walczyć z inflacją samym podnoszeniem stóp procentowych.
Mając rząd działający w odwrotną stronę, Rada Polityki Pieniężnej musiałaby ustalić stopy procentowe na poziomie 20 proc. lub więcej, co wiązałoby się z ogromnymi kosztami dla gospodarki. Piłka jest po stronie rządu. Jeśli nie tylko nie zaprzestanie polityki podbijającej inflację, ale nie zacznie prowadzić polityki jej przeciwdziałającej, to możemy stracić kontrolę nad inflacją.
Wrzesień pokazał, że sierpień był kolejnym już miesiącem, w którym inflacja wzrosła. Z finalnych danych GUS wynika, że ceny poszły w górę o 16,1 proc. rok do roku.