To był jeden z najgorszych pomysłów Sasina. 10 powodów, przez które zasłużył, by trafić do kosza
- Podatek Sasina rzędu 50 proc. miały płacić wszystkie firmy, które zatrudniają powyżej 250 osób
- W efekcie uderzałby w przedsiębiorców prywatnych, którzy nie dość, że są w trudnej sytuacji po pandemii COVID-19, to przygotowują się na nadejście kryzysu energetycznego
- Danina nie miała szans spełnić roli fiskalnej – to nic innego jak kolejny sposób PiS na pozyskanie środków, aby spełnić obietnice wyborcze
Podatek Sasina do śmietnika
Nieoficjalnie doniesienia RMF FM wskazują, że rząd porzucił pomysł wprowadzenia podatku od nadzwyczajnych zysków. Pomysł wprowadzenia nowej, drakońskiej daniny zaprezentował pod koniec września minister aktywów państwowych, stąd chwytliwa nazwa – podatek Sasina.
Jak wskazuje rozgłośnia, powodem rezygnacji z nowej należności ma być fakt, że rząd przygotował dwie ustawy, które pozbawią spółki energetyczne części zysku. Pierwsza z nich zakłada zamrożenie cen prądu dla gospodarstw domowych do określonych limitów (2000 kWh, 2600 kWh dla gospodarstw, w których mieszkają osoby z niepełnosprawnościami, 3000 kWh dla gospodarstw z Kartą Dużej Rodziny i rolników). Powyżej progu gospodarstwa mają płacić nie więcej niż 693 zł/MWh.
Z kolei druga ustawa ma zamrażać ceny prądu dla podmiotów wrażliwych (szpitale, szkoły, przedszkola, żłobki) i mikro-, małych i średnich przedsiębiorstw. Zgodnie z propozycją za prąd zapłacą nie więcej niż 785 zł/MWh.
Jednak podatek Sasina sam w sobie był propozycją chaotyczną, która sprawiła, że warszawska giełda zanotowała spadek niewidziany od wybuchu pandemii COVID-19. Wskazujemy na 10 wad daniny.
1. Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego
Jednym z głównych mankamentów podatku Sasina jest fakt, że miał dotyczyć szerokiego kręgu przedsiębiorców. Minister wskazał, że podatek rzędu 50 proc. zapłacą wszystkie firmy, które zatrudniają powyżej 250 osób. Bez względu na to, czy są to spółki Skarbu Państwa, czy spółki prywatne.
– Miał być podatkiem mobilizującym do racjonalizacji marż w sektorze energetycznym – skończyło się na powszechnym opodatkowaniu – komentuje w rozmowie z INNPoland.pl Przemysław Ruchlicki, ekspert prawno-gospodarczy w Krajowej Izbie Gospodarczej (KIG).
W tym kontekście warto pamiętać, że nadmiarowy zysk nie funkcjonuje w przypadku przedsiębiorcy prywatnego. – Jeżeli produkuje za drogo, nikt nie kupi jego towaru bądź usługi. Ponadto kiedy w COVID i lockdownie przedsiębiorcy prywatni notowali straty, nikt nie wpadał na pomysł oddania im utraconych zysków. Teraz nie mogą sobie pozwolić na kolejny rok na minusie – przekonuje specjalista.
2. Podatek na produkty, które kupujemy w podobnych ilościach bez względu na cenę
Druga poważna wada daniny to jej zasięg. Podatek Sasina miał dotyczyć towarów i usług, na które jest popyt sztywny. Oznacza to, że musimy kupić ich tyle samo, bez względu na cenę.
Tymczasem w Polsce szaleje inflacja. Z szybkiego szacunku Głównego Urzędu Statystycznego (GUS) wynika, że we wrześniu ceny towarów i usług konsumpcyjnych wzrosły o 17,2 proc. rdr., a ekonomiści ostrzegają, że szczyt inflacji dopiero przed nami.
3. Monopoliści energetyczni mieli płacić mniej
Założenia projektu, do których dotarło oko.press, dopuszczają możliwość korekty wyniku o wydatki poniesione na kluczowe inwestycje takie jak: produkcja energii, przemysł obronny, produkcja nawozów, eksploatacja i przygotowanie do wydobycia złóż surowców naturalnych i przemysł chemiczny.
– W praktyce ci energetyczni monopoliści zapłacą mniej, niż powinni – podstawa opodatkowania będzie pomniejszana o wydatki na inwestycje zwiększające bezpieczeństwo (np. sieci przesyłowe, nowe moce, a przy odrobinie kreatywności drony i samochody do monitorowania linii przesyłowych). Czyli przedsiębiorstwa, które wywołały reakcję legislatora, de facto będą wyłączone z tego podatku, bo każda inwestycja sektora energetycznego służy bezpieczeństwu – tłumaczy Ruchlicki.
Jego zdaniem możliwość korekty ma sens, jeśli płatnikami byłyby tylko spółki energetyczne, ponieważ to one "powinny móc reinwestować środki w poprawę infrastruktury". Z takiego wyłączenia mogłoby skorzystać niewielu przedsiębiorców prywatnych, co "stwarza pole do nadużyć".
– Kluczową dla bezpieczeństwa inwestycją może być nowy płot, samochód do patrolowania, wyposażenie straży zakładowej, a może darowizna na rzecz lokalnej jednostki Policji. Poruszamy się w niejasnych kryteriach, mających istotny wpływ na wysokość zobowiązania podatkowego – podkreśla ekspert.
4. Drakoński podatek "wstecz"
Ogromną wadą podatku Sasina jest również fakt, że miał działać wstecz. Propozycja zakładała, że firmy zapłacą podatek od zysków za 2022 r. Orzecznictwo Trybunału Konstytucyjnego (TK) wskazuje, że nie można zmieniać przepisów podatków na niekorzyść podatnika wstecz.
Jednak Ruchlicki podejrzewa, że legislator mógł przyjąć narracje, że podatek dochodowy jest płacony rocznie, więc skoro spółki mają go uregulować w 2023 r., to musi zostać wprowadzony w 2022 r.
– Oczywiście jest to logika urągająca zasadom demokratycznego państwa prawa. W obecnej obsadzie TK na pewni nie zakwestionuje takiej ustawy, więc tu nie upatrywałbym ratunku – ocenia specjalista KIG.
5. Podatek uderzyłby losowo, a nie w spółki energetyczne
Celem podatku miało być ograniczenie zysków spółek energetycznych. Jednak przedsiębiorcy reprezentujący sektor energetyczny i wydobywczy zapłaciliby mniej, niż wynikałoby to z matematycznych obliczeń.
– Może się okazać, że będą to kwoty śladowe. Najprawdopodobniej podatek uderzy losowo i trzeba to rozpatrywać na poziomie poszczególnych przedsiębiorstw, a nie branż – komentuje Ruchlicki.
6. Cios w przedsiębiorców tuż przed kryzysem
Szacuje się, że podatek Sasina może przynieść około 100 mld zł w aspekcie fiskalnym. Głównymi ofiarami będą jednak przedsiębiorcy.
Ekspert wskazuje, że danina "zmniejszy ich potencjał ekonomiczny i uniemożliwi budowanie poduszki finansowej na czas kryzysu gospodarczego, który nadchodzi".
7. W wyliczeniach bez pandemii. Baza podatników większa
Założenia projektu wskazywały, że przy obliczaniu podatku miały być brane pod uwagę lata 2018, 2019 i 2021 r. - z pominięciem 2020 r. Oficjalnie powodem miała być pandemia. To uzasadnienie broni się, ponieważ dwa lata temu gospodarka funkcjonowała w warunkach, których nie można określić mianem rynkowych.
– Projektodawca był zainteresowany dobraniem danych tak, żeby punkt odniesienia był jak najniżej. Z jednej strony rzeczywiście rok pandemiczny był specyficzny, z drugiej strony taki dobór danych zwiększa bazę podatkową, czyli potencjalnych podatników – wyjaśnia specjalista.
8. Spółki obniżyłyby marże, żeby uniknąć podatku
Pandemiczne wyłączenie to nie jedyny problem. Niewykluczone, że po wprowadzeniu daniny opartej o "nadmiarową marżę" niektóre firmy robiłyby wszystko, aby jej uniknąć.
– Dla tych, którzy są na granicy wejścia w mechanizm nadmiarowych zysków, będzie to pretekst do obniżenia marż albo kreowania dodatkowych kosztów działalności, bo to często łatwiejsze niż zmiana polityki cenowej – zaznacza Ruchlicki.
9. KE ma lepszy pomysł – windfall tax
Podatek Sasina to o jeden krok za daleko. Zamiast obejmować drakońską daniną wszystkie firmy powyżej 250 pracowników, można bowiem pójść w ślady Komisji Europejskiej (KE), która we wrześniu zaproponowała wprowadzenie windfall tax.
Unijna instytucja wskazuje, że podatek miałby wynosić 33 proc. Zapłaciłyby go spółki energetyczne, jeśli ich zyski są o co najmniej 20 proc. wyższe od tych wygenerowanych w latach 2019-2020.
W ocenie Ruchlickiego windfall tax jest lepszym rozwiązaniem niż podatek zaproponowany przez szefa MAP. – Pierwotnie nasz podatek też miał tak wyglądać. Mamy niestety rok wyborczy i rząd desperacko szuka pieniędzy w kieszeniach przedsiębiorców. Stąd u nas podatek powszechny a w UE pomysł na podatek, który efektywnie będzie oddziaływał na branżę energetyczną – tłumaczy.
10. Obietnica wyborcza
Jaki był cel wprowadzenia podatku Sasina? Trudno w nim znaleźć szansę na spełnienie roli fiskalnej.
- Cel jest tylko jeden – zapewnić środki na realizację kolejnych obietnic wyborczych. Z punktu widzenia przedsiębiorcy, który zakwalifikował się już jako "wyzyskiwacz" i osiąga nadmiarowy zysk, celem będzie dalsze jego zwiększanie, bo połowa tego zysku zostaje w jego kieszeni. Czyli będzie to potraktowane jako kolejny podatek dochodowy (kolejna stawka podatkowa w CIT), natomiast nadal będzie działa podstawowa zasada – im więcej zarobię, tym więcej zostanie w mojej kieszeni – konkluduje Ruchlicki.
Czytaj także: https://innpoland.pl/184816,podatek-sasina-konfederacja-lewiatan-oburzona-absolutny-skandal