Polska jak pies ogrodnika. Nie da zarobić Kanadyjczykom, sama też nie zgarnie pieniędzy
- Kanadyjska spółka Miedzi Copper znalazła w Polsce olbrzymie złoże miedzi
- Polski rząd unika przyznania jej koncesji na wydobycie, bo byłaby to konkurencja wobec KGHM
- Jeśli KGHM przejmie złoże, nic z nim nie zrobi - nie umie eksploatować tak głęboko (2 km pod ziemią) położnych pokładów
- Prof. Herbert Wirth, były prezes KGHM apeluje o przyznanie koncesji kanadyjskiej spółce
W Polsce zaczęła się walka – na razie informacyjna – o miedź. Fakty są takie: kanadyjska firma Miedzi Copper poinformowała o odkryciu nowego złoża miedzi. Ma koncesję na poszukiwania, ale chciałaby surowiec wydobywać. Nie może się jednak doprosić koncesji na wydobywanie.
Problem Miedzi Copper polega na tym, że wykupiona od państwa koncesja na eksploatację odkrytych złóż ważna jest jedynie przez trzy lata i niedługo się skończy – a zaraz po odkryciu rozpoczęła się pandemia, która mocno utrudniła prowadzenie prac.
Nowej Kanadyjczycy nie dostają, bo staliby się konkurencją dla państwowego KGHM. Ale jeśli koncesja Miedzi Copper wygaśnie, KGHM ze złożem nic nie zrobi, bo nie umie wydobywać miedzi z tak ekstremalnych głębokości.
Kanadyjczycy zapewniają, że pomimo piekielnie trudnych warunków wydobycia (złoża są 2 kilometry pod ziemią), są w stanie zbudować kopalnię i ją eksploatować. Nie zrobi tego nasz narodowy potentat – KGHM. Nie ma takiej technologii i doświadczenia.
Miedzi Copper jest gotowe na kooperację z KGHM, wejście na giełdę i inne formy współpracy z Polską. Wiadomo – chce zarabiać, ale jednocześnie wie, że musi się ułożyć z Polską. Problem w tym, że Polska nie chce.
Dać im koncesję, niech pokażą na co ich stać
O sprawę nowego złoża miedzi zapytaliśmy prof. Herberta Wirtha. Był prezesem KGHM w latach 2009-2016, jest współtwórcą think tanku Poland Go Global i członkiem prezydium Komitetu Górnictwa Polskiej Akademii Nauk.
– Wydaje mi się, że część tej informacji to zabieg PR-owy. Ale uczciwie mówiąc – z pewnością dziś wiedzą więcej niż kilka lat temu, gdy rozpoczynali odwierty. Cały ten obszar jest "zarażony" miedzią i to dość intensywnie. My o tym wiedzieliśmy od lat 60 ubiegłego wieku, ale tak głęboko nie kopaliśmy. Ja sam jako geolog dokumentowałem to złoże do głębokości 2000 metrów poniżej poziomu gruntu – mówi Herbert Wirth w rozmowie z INNPoland.pl.
– Wtedy znaczyło to, że złoże jest technicznie możliwe do eksploatacji, oczywiście z naddatkiem – bo potrzebna jest do tego odpowiednia technologia. My dziś jesteśmy na głębokości maksymalnie do 1300 metrów, a i tak warunki wydobycia są bardzo, bardzo ciężkie – dodaje.
Prof. Wirth mówi, że z wydobyciem rud miedzi z tak dużej głębokości wiąże się sporo ryzyka. Pierwsza sprawa to temperatura. Jak mówi prof. Wirth, w rejonie, gdzie odkryto złoża, znajduje się specyficzna formacja, która powoduje, że pod ziemią jest wyjątkowo gorąco. Temperatura może tam dochodzić do 70 stopni Celsjusza.
– Jest to zagrożenie dla człowieka, o maszynach nawet nie wspominając. Druga sprawa to współwystępowanie złóż gazu w nadkładzie złóż miedzi. Wyzwaniem dla eksploatacji jest technologia wydobycia – mówi nam prof. Wirth. Dodaje, że nasz miedziowy czempion – KGHM – takiej technologii nie ma i wydobywa rudę dość przestarzałymi metodami.
Rodzi się więc pytanie: czemu nie sprzedać Kanadyjczykom koncesji na wydobycie miedzi w tym rejonie? Bez tego nikt nie skorzysta ze złóż, bo KGHM nie chce ich eksploatować i nie jest nawet w stanie tego zrobić. Popyt na miedź rośnie, kraj zarobiłby na podatkach, powstałyby miejsca pracy.
– Ja nie miałbym nic przeciwko, uważam że konkurencja to nic złego. Moim zdaniem brak koncesji dla Miedzi Copper to decyzja polityczna. Kiedy byłem prezesem KGHM, byliśmy z tą firmą w lekkim sporze o tereny, do których tytuł prawny należał do KGHM. Ale teraz mowa o innych rejonach. Ja bym im koncesji udzielił. Sprawdzilibyśmy w końcu czy eksploatacja tak głęboko położonych złóż jest możliwa technicznie – mówi prof. Wirth.
Wydobycie będzie trudne, ale nie niemożliwe
Nie jest przy tym bezkrytyczny wobec pomysłu wydobycia miedzi z tych złóż.
– Jest kilka kwestii, które nie tyle budzą moją nieufność, ale są dużym wyzwaniem dla kogoś, kto się tego podejmie. Jest to choćby problem składowania odpadów. W tak zielonym miejscu Polski trudno będzie wykroić kilkaset hektarów na składowisko. Owszem, można powiedzieć, że to, co niepotrzebne można z powrotem zabrać na dół. Ale to tak nie działa – górotwór się zaciska, nie jej tak, że tyle, ile wybrałem, tyle wsadzę z powrotem – tłumaczy prof. Wirth.
Drugą trudną sprawą, jest jego zdaniem fakt, że ruda w rejonie Nowej Soli zawiera dużo węgla organicznego. W dużym uproszczeniu można powiedzieć, że ma on wartość opałową zbliżoną do kiepskiej jakości węgla brunatnego. Obecność takiego paliwa podczas przetopu rudy nie jest korzystna w procesie odzyskiwania metalu.
– Trzecia sprawa to niedostępność technologii, która pozwoliłaby wybierać tylko te rejony pod ziemią, które spełniają kryteria ekonomiczne. To są wyzwania, którym radziłbym poświęcić czas, gdyby rząd jako organ koncesyjny miał udzielić pozwolenia na eksploatację – wyjaśnia Herbert Wirth.
Dodaje, że te kwestie należy traktować jako wyzwanie. Tłumaczy, że dziś na świecie nie ma technologii, którą można byłoby od razu wdrożyć i mieć pewność, że przyniesie pożądany efekt.
– Ale to nie jest nic wyjątkowego w naszej branży, technologie trzeba kroić pod to, co mamy w danym czasie i przestrzeni – mówi Wirth. Przypomina, że 8 lat temu koncepcja ewentualnego zagospodarowania nowych złóż zakładała, że pod ziemią będą pracować ludzie, wspomagani oczywiście przez maszyny.
– Ale mieliśmy też w KGHM koncepcję kopalni inteligentnej, zakładającej wyprowadzenie człowieka z przodka. Czy to się da zrobić? Moim zdaniem tak, chociaż KGHM zaprzestał prac nad tym pomysłem. Trudno mi powiedzieć, co było przyczyną. Ale jest to możliwe. Być może dałoby się też zastosować technologie hydrometalurgiczne czy bio, polegające na tym, że można byłoby ługować te metale przy użyciu jakiegoś rozpuszczalnika, na przykład kwasu. Ale to wymaga badań – zastrzega prof. Wirth.
Czy Kanadyjczycy podołają?
– To jest kwestia pieniędzy i potencjału intelektualnego. Kanada jest państwem, w którym technologie górnicze i kompetencje w tym zakresie są wysoko rozwinięte. Nie do końca takie, jakie są potrzebne na nowym złożu, bo ono jest stratyfikowane warstwowo. Jest w zdecydowanej mniejszości złóż na świecie, a kompetencje do eksploatacji mają polskie firmy – zaznacza prof. Wirth.
Dodaje, że gdyby Kanadyjczycy zdobyli koncesję, w województwie lubuskim powstałaby firma, która mogłaby wydobywać miedź i konkurować kosztami. Raczej nie jakością produktu, bo, jak mówi, urobek miałby być przerabiamy metodą flotacyjną. Uzyskalibyśmy więc kilkunastoprocentowy – dwudziestokilkuprocentowy koncentrat miedzi, który należałoby następnie przetapiać.
– Ja w każdym razie jestem za udzieleniem koncesji. Pytanie czy ktoś zechce udzielić kapitałowi prywatnemu, a nie narodowemu, prawa do eksploatacji złoża. Jak pan wie, w ostatnich latach takich koncesji nie uzyskała żadna firma zagraniczna – konkluduje prof. Wirth.
Czytaj także: https://innpoland.pl/185491,najwieksze-zloze-miedzi-w-polsce-nie-wiedzial-o-nim-kghm