Skąd rząd wziął pieniądze na 13. i 14. emerytury? Podpowiedź: Nie z budżetu
- Skąd biorą się pieniądze na 13. i 14. emerytury? Nie z budżetu - rząd ukrywa te wydatki
- Za wypłaty odpowiedzialne są różne fundusze, pozostające poza kontrolą parlamentu
- Dodatkowe emerytury to sposób rządu na uniknięcie waloryzacji świadczeń, na czym zyskaliby emeryci
- Za wypłaty dodatkowych świadczeń zapłacimy wszyscy - w przyszłości
W 2019 roku Sejm uchwalił ustawę umożliwiającą finansowanie tzw. trzynastych emerytur i rent socjalnych z Funduszu Solidarnościowego. Przy okazji zmieniono nazwę tego funduszu – wcześniej był to Solidarnościowy Fundusz Wsparcia dla Osób Niepełnosprawnych.
Ustalono wtedy, że minister finansów wpłaci do Funduszu Rezerwy Demograficznej pieniądze z budżetu państwa, zablokowane w części dotyczącej Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. Posłowie zdecydowali, że Funduszowi z kolei zostanie udzielona nieoprocentowana pożyczka w kwocie do 9 mld zł z Funduszu Rezerwy Demograficznej.
W tej wielowątkowej konstrukcji finansowej można się zgubić. Ale jej celem było jedno — wypłacenie 13 emerytur bez wykazywania tego w budżecie. Potem PiS przestał już aż tak kombinować i dodatkowe emerytury wypłacane są również z tzw. funduszu covidowego. Czyli również nie widać ich budżecie, parlament nie ma nad nimi kontroli. A na dodatek napędzane są długiem.
Rzućmy okiem na przyszłoroczną czternastkę. Rząd już zadeklarował już jej wypłacenie z Funduszu Solidarnościowego. Z analizy Forum Obywatelskiego Rozwoju wynika, że w treści ustawy budżetowej na rok 2023 przewidziano wprawdzie możliwość udzielenia pożyczki z budżetu państwa do tego Funduszu w wysokości 8,1 mld zł, jednakże wydatek ten nie znajduje odzwierciedlenia w planie tego Funduszu.
Jednoczenie jednak koszt tego świadczenia to ok. 13 mld zł. Tej kwoty nie udało się odnaleźć w jawnych dokumentach rządowych: nie ujęto jej w wydatkach ani budżetu państwa, ani innych jednostek sektora finansów publicznych. Ten transfer musi być ujęty, prawidłowo powinien być zaklasyfikowany w budżecie państwa w formie dotacji.
Fundusz covidowy przyjmie każdy wydatek
Jednym z ulubionych trików Mateusza Morawieckiego jest wydawanie pieniędzy z Funduszu Przeciwdziałania COVID-19. Ekonomiści nazywają go prywatnym eldorado premiera. Pierwotnie fundusz był pod kontrolą parlamentu i miał służyć finansowaniu różnych wydatków związanych z pandemią.
Potem przy nowelizacji jednej z ustaw fundusz trafił pod skrzydła Banku Gospodarstwa Krajowego i szybko stał się narzędziem do finansowania najróżniejszych pomysłów partii rządzącej. Szczególnie takich, które z pandemią nie mają kompletnie nic wspólnego.
Wypłata 14. emerytury? Proszę bardzo. Były minister finansów Tadeusz Kościński tłumaczył, że przecież inflacja jest wynikiem pandemii. A skoro tak, to on nie widzi nic zdrożnego w rekompensowaniu emerytom inflacji w postaci czternastki. W taki sposób da się wytłumaczyć każdy wydatek.
Nawet kupienie nowych czołgów, bo Fundusz Wsparcia Sił Zbrojnych też ma być zasilany m.in. środkami z funduszu covidowego. Pieniądze z niego dostaje nawet Regionalne Centrum Patriotyzmu i włodarze sprzyjających PiS samorządów.
Emerytury na kredyt
Zapytaliśmy Oskara Sobolewskiego, założyciela Debaty Emerytalnej, eksperta emerytalnego i rynku pracy HRK S.A., jaki sens ma wypłacanie dodatkowych emerytur na kredyt.
– Ma to sens polityczno-propagandowy. Dlatego też pieniądze dla emerytów nie są przekazywane na przykład w formie drugiej waloryzacji, która kosztowo byłaby podobna do ostatniej czternastki – wyjaśnia w rozmowie z INNPoland.pl.
Z jego słów wynika, że wypłata dodatkowych świadczeń jest trikiem pokazującym emerytom, że rząd o nich dba. Ale czy nie dałoby się po prostu podnieść wysokości emerytur? Okazuje się, że byłoby to lepsze dla emerytów, ale niekoniecznie dla budżetu.
– Gdybyśmy te kilkanaście miliardów z ostatniej czternastki przeznaczyli na waloryzację emerytur, byłoby to korzystne dla budżetu. Wydatek rozłożyłoby się na pół roku. Emeryci zyskaliby odpowiednio wyższe świadczenia. To oznacza, że emerytura wzrosłaby, powiedzmy o 200 złotych miesięcznie, może mniej, może więcej – zależy od tego, jakie kto ma świadczenie – mówi Oskar Sobolewski.
Ale jest też druga strona medalu – bo kolejne świadczenia byłyby już waloryzowane od wyższej podstawy. Co to oznacza? Co roku wartość emerytur jest waloryzowana o pewien poziom. Są one więc podnoszone o określony procent. Druga roczna waloryzacja podniosłaby wartość emerytur i kolejna – przyszłoroczna – podniosłaby już podniesione świadczenia. A tego rząd woli unikać.
– Obecna sytuacja to poszukiwanie źródła, z którego można zapłacić, bez wykorzystywania swojego budżetu. Resort finansów jest zadowolony, bo nie musi dopłacać do Funduszu Ubezpieczeń Społecznych. FUS i tak jest w niezłej sytuacji, bo ratują go obcokrajowcy, którzy płacą składki. Poza tym mamy wyższe płace, co przekłada się na wyższe składki i poprawienie sytuacji finansowej ZUS-u – wyjaśnia Sobolewski.
Dodaje, że gdybyśmy 13- 14-tki wypłacali ze środków FUS, w budżecie po stronie wydatków pojawiłoby się rocznie ok. 20 miliardów po stronie wydatków. Na dodatek te pieniądze proporcjonalnie zwiększałyby przyszłe świadczenia.
Kto za to zapłaci?
Jeśli trzynastki i czternastki płaciłby ZUS, wszystko byłoby kosztem bieżącym i podlegało kontroli. A w ten sposób trochę okradamy przyszłe pokolenia albo siebie samych, tylko w przyszłości.
– Trochę tak. Tak naprawdę można się pogubić w tych poszczególnych funduszach i źródłach ich finansowania. Jedne z dotacji, inne ze składek, to jest naprawdę skomplikowane – mówi Oskar Sobolewski.
Dodaje, że głównym celem tej kreatywnej księgowości jest wypychanie wydatków poza budżet, by te pieniądze nie były widoczne. Na dodatek rząd unika wprowadzania drugiej waloryzacji w roku, co w czasach szalejącej inflacji byłoby sprawiedliwym rozwiązaniem.
Czytaj także: https://innpoland.pl/182848,tak-pis-przejada-i-wyprowadza-panstwowe-pieniadze