Fundusze, fundacje, państwowe spółki, mnożące się instytuty to elementy sprytnego systemu pozwalającego PiS-owi na niekontrolowane wydawanie publicznych środków. Doszło do tego, że rząd bez cienia zażenowania wydaje prawie 900 mln zł na energetykę jądrową (której nie mamy) a pieniądze przeznaczone na środowisko przepuszcza na budowę przystanków kolejowych.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
W 2021 roku polski rząd wydał 872 miliony złotych na energetykę jądrową. To nie żart, tak zaraportował Brukseli. Co powstało dzięki tym niemałym pieniądzom? Nie wiadomo. Kolejne 250 milionów poszło na budowę samochodu elektrycznegoIzera. Rząd w ten sposób przepuścił jeden z ponad 25 miliardów, które zarobił na sprzedaży praw do emisji CO2.
25,3 miliarda złotych – właśnie tyle w 2021 Polska zarobiła na prawach do emisji dwutlenku węgla. Nie przeszkadzało to rządowi i państwowym spółkom obwiniać Unii o wprowadzenie systemu emisji. Co dzieje się z tymi pieniędzmi? Ta suma w całości wpada do polskiego budżetu i go zasila.
Połowa pieniędzy ze sprzedaży emisji musi jednak iść na poprawę jakości powietrza i projekty ekologiczne. W praktyce znaczną częścią tych pieniędzy dysponuje Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Dokłada się on do wymiany pieców, elektryfikacji transportu itp. Drugą połowę rząd może wydać na co chce. Te pieniądze giną w czeluściach budżetu i nikt nie wie, na co są wydawane.
Jak pisze "Rzeczpospolita" Ministerstwo Klimatu i Środowiska wysłało do Komisji Europejskiej rozliczenie pieniędzy, jakie uzyskało ze sprzedaży praw do emisji CO2. W taki sposób rozlicza się z tej pierwszej połowy. Okazuje się, że w zeszłym roku niezgodnie z przeznaczeniem wydano większość pieniędzy.
Z rozliczenia za 2021 r., które widziała "Rzeczpospolita" wynika, że najwięcej pieniędzy (4,8 miliarda złotych) poszło na rozwój energii ze źródeł odnawialnych. Kolejne pozycje z energetyką mają coraz mniej wspólnego. 1,6 miliarda rząd dał przewoźnikom kolejowym jako dofinansowanie przewozów pasażerskich. Na kolejowe inwestycje poszło dodatkowo 662 miliony, z tego 2,5 mln na... budowę lub modernizację przystanków kolejowych. Kolejne 913 milionów złotych to koszty obniżenia podatku VAT na bilety do 8 proc.
A ile poszło na program "Mój prąd"? Jedynie 726 mln zł. "Rzeczpospolita" pisze, że aż 872 mln zł wydano na energetykę jądrową a 250 mln zł trafiło do spółki ElectroMobility Poland, która buduje (bez powodzenia) polskie elektryczne auto Izera. "Rz" wylicza, że łącznie na poprawę jakości powietrza i termomodernizację, wydano zaledwie 1,3 mld zł. Czyli nieco ponad 10 procent z puli, z której rząd musi się rozliczyć. Eksperci cytowani przez dziennik ostrzegają, że za taką kreatywną księgowość możemy zostać ukarani.
Zysk NBP przepalimy w piecach
Jeszcze ciekawszy numer partia rządząca wywinęła z zyskiem Narodowego Banku Polskiego. Okazało się, że pieniądze na dodatek węglowy (słynne 3 tysiące złotych), mają pochodzić z funduszu przeciwdziałania COVID-19. Równocześnie rząd zasili ten fundusz pieniędzmi, które wypracował Narodowy Bank Polski.
"W roku 2022 nadwyżka ponad określoną w ustawie budżetowej na rok 2022 z dnia 17 grudnia 2021 r. prognozę wysokości wpłaty części rocznego zysku Narodowego Banku Polskiego podlega przekazaniu do Funduszu Przeciwdziałania COVID-19" – stoi w ustawie. Władza zamierza więc dosłownie przepalić cały zysk NBP.
Fundusz covidowy – premier robi z nim co chce
Jednym z ulubionych trików Mateusza Morawieckiego jest wydawanie pieniędzy z Funduszu Przeciwdziałania COVID-19. Ekonomiści nazywają go prywatnym eldorado premiera. Pierwotnie fundusz był pod kontrolą parlamentu i miał służyć finansowaniu różnych wydatków związanych z pandemią. Liczyła się przecież szybkość i skuteczność. Potem przy nowelizacji jednej z ustaw fundusz trafił pod skrzydła Banku Gospodarstwa Krajowego i szybko stał się narzędziem do finansowania najróżniejszych pomysłów partii rządzącej. Szczególnie takich, które z pandemią nie mają kompletnie nic wspólnego.
Wypłata 14. emerytury? Proszę bardzo. Były minister finansów Tadeusz Kościński tłumaczył, że przecież inflacja jest wynikiem pandemii. A skoro tak, to on nie widzi nic zdrożnego w rekompensowaniu emerytom inflacji w postaci czternastki. W taki sposób da się wytłumaczyć każdy wydatek. Nawet kupienie nowych czołgów, bo Fundusz Wsparcia Sił Zbrojnych też ma być zasilany m.in. środkami z funduszu covidowego. Pieniądze z niego dostaje nawet Regionalne Centrum Patriotyzmu i włodarze sprzyjających PiS samorządów. Morawiecki może te pieniądze rozdawać dowolnie. I to robi.
Fundusz wyda w tym roku ok. 42,3 mld zł, prawie połowę (18,9 mld zł) dostanie Ministerstwo Zdrowia. Reszta jest wydawana bez ładu i składu. Na Fundusz Inwestycji Strategicznych oraz dopłaty do nawozów. Warto zauważyć, że fundusz covidowy finansowany jest z długów, które zaciąga BGK.
Pieniądze spółek to pieniądze PiS
Kolejnym źródłem pieniędzy do przepalania są państwowe spółki. Doskonale pamiętamy kopertowe wybory organizowane przez Jacka Sasina. Słynne 70 milionów wyłożyły m.in. Poczta Polska i Polska Wytwórnia Papierów Wartościowych. Na polecenie Sasina, bez zachowania procedur, trybów etc. Spółki musiały się długo dopominać o pieniądze.
W czasie pandemii KGHM zamówił wielki samolot wypełniony maseczkami. Firma przekazała je państwowym organom. Co te z nimi zrobiły, nie wiadomo. Okazało się, że maseczki nie spełniają norm.
Świetnym przykładem funduszu do wydawania pieniędzy jest Polska Fundacja Narodowa – ta od jachtu. Założono ją w 2016 roku, fundatorami jest kilkanaście spółek skarbu państwa. Do tego grona należą m.in. PZU, PGE, Orlen, Tauron, KGHM czy PGNiG. Do celów fundacji należą m.in. promocja kraju za granicą i upowszechnianie wiedzy o jego historii. Nie przeszkadzało to PFN odpalić kilka lat temu kampanii oczerniającej sędziów. Dziś działa nieco w cieniu – szczególnie jak na wielkość funduszu, którym dysponuje. W 2021 roku wydała prawie 50 mln zł.
Więcej instytutów, więcej!
W listopadzie zeszłego roku posłanka Koalicji Obywatelskiej Izabela Leszczyna zapytała rząd, ile od 2016 roku powołał nowych instytucji. Odpowiedź może wprawiać w zdumienie – strona rządowa wyliczyła, że powstało ich 35. To 5 nowych jednostek budżetowych, 3 instytucje kultury, 2 nowe agencje wykonawcze, 12 nowych funduszy celowych, 12 nowych państwowych osób prawnych i 1 instytucja gospodarki budżetowej. Warto zauważyć, że w to nie wlicza się np. Polska Fundacja Narodowa, teoretycznie powołana przez spółki skarbu państwa. W praktyce nikt nawet nie ukrywał, że powstała na polityczne zamówienie.
Instytut Strat Wojennych – wedle naszych obliczeń – jest 37. powołaną przez PiS instytucją karmiącą się pieniędzmi podatnika. Nie wywalczy reparacji od Niemców, ale jest świetną okazją do przepuszczenia kilku lub nawet kilkunastu milionów złotych z budżetu. Podobnie jak większość wcześniej powołanych instytutów i fundacji. Sam premier ma ich już siedem.