Małe miasta zostają bez pracy. W nowy rok wejdziemy biedni i bezrobotni
Oficjalnie – za danymi GUS – przeciętne zatrudnienie w przedsiębiorstwach wzrosło w październiku o 0,1 proc. w porównaniu do poprzedniego miesiąca. Wzrosło także w ujęciu rocznym – było wyższe o 2,4 proc. niż w październiku 2021 r. Na umowę o pracę zatrudnionych było około 6,5 mln Polaków.
Dodajmy do tego osoby na jednoosobowej działalności, rzesze zleceniobiorców i pracowników na umowach o dzieło. Do tego ludzie pracujący w mikroprzedsiębiorstwach liczących mniej niż 10 osób. To łącznie kilkanaście milionów ludzi.
Pół miliona bezrobotnych
Projekcja NBP zakłada, że w przyszłym roku pracę utrzyma ok. 16,8 mln osób. Kolejne miesiące przyniosą jednak dalsze osłabienie koniunktury gospodarczej, a wraz z nim spadek popytu na pracę. Do 2025 r. ta sytuacja pochłonie ok. pół miliona ofiar. Właśnie tyle osób – wg analizy Narodowego Banku Polskiego – ma znaleźć się na bezrobociu.
"Zgodnie z projekcją osłabienie koniunktury może przyczynić się do pewnego wzrostu bezrobocia w kolejnych latach" – czytamy. To obliczane na podstawie badania aktywności ekonomicznej Polaków, a nie danych z urzędów pracy w ciągu trzech lat wzrośnie do ok. 5 proc.
W skali Polski nie jest to szok, który szczególnie mocno uderzy w krajową gospodarkę. Ale dla pół miliona ludzi, przede wszystkim z małych miast, utrata pracy w czasie kryzysu to prawdziwa tragedia. Życie jest coraz droższe. Inflacja drenuje portfele.
Kierunek: Berlin
Moja koleżanka pochodzi z miasteczka leżącego przy granicy z Niemcami. Najwięksi z lokalnych pracodawców – tartak i masarnia – zwijają biznes. Pracę stracą przede wszystkim ludzie niewykwalifikowani do podjęcia pracy m.in. w zaawansowanych technologicznie branżach.
To robotnicy, którzy zarabiają na życie ciężką, fizyczną pracą. Nie przebranżowią się z dnia na dzień. Nie zaczną pisać kodów. Nie zostaną nagle lekarzami, prawnikami albo pracownikami sektora finansów. Nie posiadają bowiem wystarczającej wiedzy i odpowiedniego wykształcenia. Pójdą na bezrobocie.
W "Wiadomościach" ciągle pieprzą, że emigracja wraca. A znajomi nadal siedzą w tych czterech stronach świata – cytując rapowy klasyk.
Grono ekspatów powiększy się. Ludzie z przygranicznych miejscowości nie będą mieli wyboru. Kiedy zamkną się lokalne, większe zakłady pracy w grze zostaną tylko saksy. Nie ma co się dziwić ludziom, że wybiorą pracę za granicą. Żyć trzeba.
Znam takich ludzi. Ich historie. Kilka lat temu sam wyjeżdżałem w wakacje do Anglii, Szkocji i Holandii. Pracowałem fizycznie. To były lata 2012, 2014 i 2015, bezrobocie było znacznie wyższe niż teraz. Niektórzy nie chcieli nawet słyszeć o powrocie do Polski. Inni może i nawet by wrócili. "Tylko po co, skoro pracy nie ma, a jak jest, to nic się nie zarobi?".
Granica na Odrze to magiczna przepustka do godnych zarobków, o czym dobrze wiedzą nie tylko mieszkańcy Zgorzelca i Słubic. Ci, którzy jeszcze tego nie wiedzą, być może już wkrótce będą musieli się dowiedzieć, czego nikomu nie życzę.
I nie chodzi o to, że ludzie mają pracować w kraju i kropka. Niech sami wybierają, gdzie i w jakiej walucie dostaną wynagrodzenie. Ważne jednak, żeby to był wybór, a nie przymus.
Masowe zwolnienia
Grupowe zwolnienia będą żałobną pieśnią wielu małych miast tak na zachodzie, jak i na wschodzie Polski. Z fabryki Mana w Starachowicach zwolnionych zostanie 860 pracowników. Z Fabryki Łożysk Tocznych w Kraśniku zwolnionych zostanie 119 osób.
"Grupa VELUX podjęła decyzję o rozpoczęciu procesu redukcji zatrudnienia w fabrykach w Gnieźnie oraz w Namysłowie" – poinformowała spółka w komunikacie. Do masowych zwolnień może dojść także w hucie szkła Krosno Glass.
Kilkaset osobistych tragedii. A takich zwolnień – w najbliższych latach – będzie coraz więcej.
Czytaj także: https://innpoland.pl/185842,coraz-wiecej-firm-rozwaza-zwolnienia