Warszawa pokonała patodewelopera. Nie uznała mikrokawalerek za mieszkania
- Na warszawskiej Woli powstały dwa olbrzymie bloki na 10 tys. mieszkańców.
- W tzw. Hongkongu jest też 157 "miniapartamentów inwestycyjnych" o pow. od 18 m kw.
- To za mało, by uznać je za mieszkanie – musiałoby ono mieć min. 25 m kw.
- Mikroapartamenty zostały zbudowane na podstawie przepisów hotelowych.
- Gdzie ten hotel? – pytają urzędnicy warszawskiego ratusza i odmawiają uznania tych lokali za samodzielne.
- Deweloper nie może więc ich pojedynczo sprzedać.
Urzędnicy warszawskiego ratusza konsekwentnie odmawiają uznania 157 lokali w jednej z najbardziej kontrowersyjnych inwestycji w mieście za mieszkania. Chodzi o tzw. warszawski Hongkong. To potężna inwestycja J.W. Construction. Zwana jest Hongkongiem z powodu swojego architektonicznego podobieństwa do azjatyckiego miasta. Wąskie uliczki między wieżowcami przypominają najbardziej zatłoczone hongkońskie osiedla.
Warszawskie osiedle zwie się Bliska Wola. Znajduje się w nim 27-piętrowy wieżowiec mieszkalny Bliska Wola Tower. Znajduje się w nim ponad 1000 mieszkań, w tym 157 tzw. "miniapartamentów inwestycyjnych" o powierzchni od 18 m kw. Do tego dochodzą drugi budynek, w obu łącznie zmieści się około 1800 mieszkań, 380 biur i kilkadziesiąt punktów usługowych. Inwestycja jest olbrzymia, może w niej zamieszkać nawet ok. 10 tysięcy osób.
Tymczasem miejscy urzędnicy odmówili uznania 157 lokali w tej gigantycznej inwestycji za samodzielne mieszkania. Chodzi o wspomniane wcześniej "mikroapartamenty inwestycyjne". Zgodnie z prawem są to bowiem lokale niemieszkalne, deweloper zbudował je na podstawie pozwolenia na budowę dla części hotelowej – pisze Wyborcza.pl.
Urzędnicy uznali, że skoro ma to być część hotelowa, to lokale nie mogą zostać uznane za samodzielnie mieszkania. Tym bardziej że mieszkanie według polskiego prawa musi mieć co najmniej 25 metrów kwadratowych a lokale w inwestycji J.W. Construction mają nawet po 18 metrów. A więc sporo za mało.
Do urzędników ratusza należy uznanie tzw. samodzielności lokalu, czyli w praktyce uznanie go za mieszkanie. Bez tego deweloper nie może podpisać notarialnego aktu sprzedaży takiego lokalu.
J.W. Costruction odwołało się od decyzji urzędników do Samorządowego Kolegium Odwoławczego. To uznało, że zadaniem ratusza było sprawdzenie, czy lokal ma ściany i sufit i czy stoi we właściwym miejscu, a nie wchodzenie w ustawę dotyczącą usług hotelarskich.
Urzędnicy nie podzielili zdania SKO, ale ponownie rozpatrzyli wniosek J.W. Constructuon i znów odmówili wydania dla wspomnianych lokali tzw. zaświadczenia o samodzielności. Bo to przecież pokoje hotelowe, które powinny być częścią hotelu, a nie samodzielnymi lokalami – tłumaczą urzędnicy w rozmowie z Wyborcza.pl.
Co to są mikroapartamenty inwestycyjne?
Wyborcza.pl przypomina, że to często stosowany przez deweloperów czy tzw. flipperów zabieg. Skoro prawo zabrania budowy mieszkań mniejszych niż 25 metrów kwadratowych, można uznać, iż są to pokoje na wynajem. Minimalna wielkość pokoju hotelowego z jednogwiazdkowym standardem to 8 metrów kwadratowych.
Mikroapartamenty tego typu są teoretycznie przeznaczone pod wynajem, ale tajemnicą poliszynela jest, że wiele osób traktuje je jako mieszkania. Co więcej, jeśli według miejscowego planu zagospodarowania w danym miejscu nie można budować mieszkań, deweloperzy często decydują się właśnie na budowę "apartamentów inwestycyjnych". Bo to przecież nie mieszkania, tylko lokale usługowe.
Wyborcza.pl przypomina, że J.W. Construction to tylko jeden z wielu deweloperów, wykorzystujących podobne sztuczki. Coraz częściej odmawiają uznania samodzielności takich lokali.