Złomujesz samochód? Nie daj nabrać się na tę sztuczkę, bo sporo stracisz
Jeśli jesteś właścicielem starego lub zniszczonego auta, którego dalsza eksploatacja jest już niemożliwa, a naprawa nieopłacalna, możesz je zezłomować. Zajmują się tym profesjonalne zakłady, które są w stanie nawet przysłać lawetę po twój stary samochód. Ale o kilku rzeczach trzeba pamiętać, by nie stracić nawet sporych pieniędzy.
Jak informuje portal "Auto Świat", jeden z jego czytelników został perfidnie wykorzystany przez firmę, która posłała jego auto na złom. Stracił około 600 złotych. Jak do tego doszło?
Za wrak też trzeba płacić OC
Musisz pamiętać o tym, że nawet auto, którego stan nie pozwala na przemieszczanie się, musi mieć wykupione ubezpieczenie OC. Składki nie płaci się od auta, które zostało wyrejestrowane, bo poszło na złom.
"Po drodze jednak łakomym kąskiem dla cwaniaków okazuje się resztka z polisy OC, do której ma prawo były właściciel samochodu" – pisze "Auto Świat".
Czytelnik portalu oddał auto na złom. W takim przypadku każdy właściciel może liczyć na jakiś zysk ze sprzedaży części. Jeśli auto jest wyposażone w katalizator, może być on wart nawet kilka tysięcy złotych (o ile jest w przyzwoitym stanie). Popularną praktyką jest też sprzedanie auta właścicielowi stacji demontażu, który może nawet przyjechać po auto własną lawetą.
Tak też zrobił czytelnik portalu. Wiedział o tym, że może odzyskać niewykorzystaną część polisy OC. Kupujący używany samochód może wypowiedzieć umowę w ciągu 30 dni (i odebrać resztę pieniędzy z polisy), ale może też zrezygnować z niej od razu na rzecz sprzedającego – wystarczy napisać oświadczenie, może być odręcznie. To może być także (nieformalna) część transakcji – przypomina "Auto Świat".
Dziennikarze tłumaczą, że od tego momentu rozpoczyna się wyścig. Bo pieniądze od ubezpieczyciela może odebrać ten, kto jest szybszy: albo były właściciel samochodu, który chciał go zezłomować, ale go sprzedał, albo kupujący. Ten drugi na podstawie umowy kupna, zaświadczenia o przekazaniu auta do demontażu (sam je sobie wystawia) i polisy, którą ma w ręku. "Ubezpieczyciel wypłaci pieniądze temu, kto się do niego zgłosi pierwszy z wymaganymi dokumentami, gdyż nie ma innego wyjścia!" – pisze "Auto Świat".
W tym przypadku szybszy był "złomiarz", wbrew umowie z klientem i to on wzbogacił się o 600 zł resztki polisy.
Będą zmiany w dokumentach
To niejedyne niespodzianki, na jakie muszą uważać kierowcy w Polsce. Niedługo może nas czekać rewolucja w prawach jazdy. Unia Europejska (UE) wprowadza zmiany w przepisach dotyczących prawa jazdy. Dotkną one głównie starszych, bardziej doświadczonych kierowców.
Jak podaje portal next.gazeta.pl, celem modyfikacji jest poprawa bezpieczeństwa na europejskich drogach. Z uzasadnienia projektu, który reguluje tę sprawę, wynika, że do wypadków mają się przyczyniać m.in. seniorzy, którzy tracą niezbędną sprawność do prowadzenia pojazdów wraz z biegiem czasu.
UE przekonuje, że konieczne jest, aby kierowcy w każdym wieku byli sprawni nie tylko fizycznie, lecz także psychicznie. W związku z tym zamierza wprowadzić badania psychologiczne dla kierowców, którzy ukończyli 65 lat. Zostaną im poddane osoby, które będą chciały przedłużyć ważność prawa jazdy.
W trakcie badania mają być sprawdzane: działanie pod wpływem stresu, kondycja psychiczna i ewentualne trudności z koncentracją. Jeśli kierowca otrzyma negatywny wynik tego badania, to straci prawo jazdy. Badanie trzeba będzie powtarzać co dwa lata. Nowe przepisy mają wejść w życie już od 1 stycznia 2024 r.
Dodatkowe kursy dla starszych kierowców
To jednak niejedyna rewolucja w przepisach o prawie jazdy. Komisja Europejska (KE) zapowiada, że kierowcy powyżej 70. roku życia będą musieli ukończyć kurs doszkalający.
Poza tym starsi zmotoryzowani mają otrzymywać prawo jazdy na krótszy czas (na maksymalnie 5 lat). Następnie będą musieli przejść testy i badania, które zweryfikują ich kondycję zdrowotną.
KE proponuje także, aby kierowcy powyżej 75. roku życia przechodzili cykliczne badania co rok. Młodsi kierowcy (z przedziału wiekowego od 65 do 75 lat) mają poddawać się badaniom co dwa lata. Prace nad tym nowym projektem nadal są w toku i na razie nie wiadomo, czy wejdą w życie w takim kształcie.