Zabrakło benzyny dla karetek. A Orlen, zamiast paliwami, zajmuje się... Giertychem

Paweł Orlikowski
30 września 2023, 10:36 • 1 minuta czytania
"Żarty się skończyły" – grzmi Olgierd Geblewicz, marszałek woj. zachodniopomorskiego. Jak informuje, karetki z jego województwa już mają problemy z tankowaniem. Orlen z kolei sprawę bagatelizuje i nie dostrzega, że w ratowaniu liczą się minuty, a nie godziny. Do tego zamiast kryzysem paliwowym, woli zajmować się "niektórymi politykami", głównie Romanem Giertychem.
"Awarie" na stacjach Orlen. Biuro prasowe spółki uderza w polityków, a paliwa brakuje dla karetek. Fot. Redakca INNPoland/twitter.com/OGeblewicz
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej

"Żarty się skończyły. Przez kryzys paliwowy karetki z naszej WSPR mają trudności z tankowaniem. Na północy województwa w większości stacji Orlenu są braki paliwa" – poinformował Olgierd Geblewicz, marszałek woj. zachodniopomorskiego.


"Mamy z Orlen umowę flotową, nie mamy zapasów hurtowych, więc ratownicy jeżdżą i szukają po stacjach paliwa. Państwo PiS" – dodał.

Co na to Orlen? Biuro prasowe spółki najwidoczniej nie przejmuje się pacjentami, woli zajmować się politykami i zarzuca im sianie dezinformacji.

"Prosimy o nieprowadzenie dezinformacji! W przypadku chwilowego braku jakiegokolwiek produktu, jest on niezwłocznie uzupełniany. Podkreślamy, że ORLEN ma odpowiednią ilość paliwa, aby zaspokoić zapotrzebowanie klientów. Jest to wyłącznie kwestia czasu potrzebnego, aby dostarczyć paliwo do punktu sprzedaży. Dlatego wzmocniliśmy siły logistyczne i dostawy paliw realizowane są na bieżąco" – brzmi komunikat Orlenu.

Odpowiedź Geblewicza była krótka i dosadna: "Proszę wytłumaczyć to chorym i umierającym czekającym na karetkę...".

Liczne "awarie" na stacjach Orlen

Rzeczywistość można jednak zaczarować tylko do pewnego stopnia. Na platformie X (dawniej Twitter) biuro prasowe Orlenu toczy polityczny bój. Odnosi się do "niektórych polityków" i wciąż powtarza komunikat o "dezinformacji".

Jednak poza politykami, również dziennikarze wolnych mediów wybierają się na stacje Orlenu, by na własne oczy doświadczyć braku paliw, nazywanych "awariami dystrybutorów".

Na jedną ze stacji wybrał się również senator KO Krzysztof Brejza. Próbował dopytać pracownika stacji, czy "awaria" to tak naprawdę brak paliwa. Przypomnijmy, wyciekł mail Orlenu rozsyłany do stacji, informujący o obowiązku wywieszania kartek z napisem "awaria", zamiast "brak paliwa", o czym pisaliśmy wcześniej w INNPoland.

Orlen podobno zaleca stacjom benzynowym, żeby nie informowały o brakach paliwa – tylko o "awariach". W razie braku jakiegoś rodzaju paliwa, osoby zarządzające stacją mają wywiesić plakietkę z informacją o "awarii pompy". A jeśli brakuje wszystkich rodzajów paliwa, na stacji mają się pojawić wywieszki informujące o "awarii dystrybutora". Akcja zaczęła się od 6 września. Z dokumentu wynika, że Dział Standardów i Relacji z Klientami Sieci Detalicznej Orlenu kategorycznie zakazuje używania czerwonych etykiet z napisem "chwilowy brak paliwa". I dołącza do korespondencji komunikat do wydrukowania oraz instrukcje z wytycznymi do ekspozycji.

O tym w komunikacie biura prasowego spółki nie przeczytamy, a jeśli już, to zdawkowo. Jednak dużo energii, zamiast w rozwiązanie kryzysu, nawet jeśli nie paliwowego, to choćby wizerunkowego, Orlen poświęca na politykę w trwającej kampanii wyborczej.

Zdaniem Orlenu to "niektórzy politycy próbują destabilizować rynek paliwowy w Polsce i wywołać panikę". Warto jednak mieć w pamięci to, co wydarzyło się na Węgrzech, gdy przed wyborami sztucznie zawyżono ceny paliw.

PiS kroczy drogą Orbana

Pamiętacie, co zrobił węgierski rząd w 2022 roku? Sztucznie ustalił urzędową, niską cenę paliwa. W ten sposób oparł cały rynek paliw na swoim państwowym koncernie MOL. Innym po prostu nie opłacało się sprowadzać paliw z zagranicy, bo musiałyby dokładać do interesu.

Identycznie dzieje się już w Polsce. Innym firmom niż Orlen już nie opłaca się sprzedawać paliw. Cierpią na tym zarówno firmy, które importowały pozostałe 35 proc. paliw do sprzedaży hurtowej, jak i ich klienci. To nie tylko stacje paliw, ale i duże firmy transportowe, którym zaczyna brakować ropy i benzyny, które są głównym kosztem w ich działalności.

Na Węgrzech doprowadziło to do sytuacji, w której na rynku po prostu zabrakło paliwa. Postawiony pod ścianą węgierski rząd w ciągu jednego grudniowego wieczoru zniósł limit cen na paliwa.

Efekt był taki, że w kilkadziesiąt minut benzyna na stacjach zdrożała z odpowiednika ówczesnych 5,52 zł do ponad 7,40 zł na litrze. Dziś jest po 7,94 zł. Wszystkie aktualne dane w tekście podajemy w przeliczeniu na złotówki i opierając się na tabelach firmy e-petrol.pl.

Obecnie średnia cena benzyny w Czechach to 7,60 zł za litr, na Słowacji 7,86 zł. W Polsce da się już zatankować za "piątkę" z przodu, cena benzyny na niektórych stacjach spadła poniżej 6 złotych. Średnio kosztuje mniej więcej 6,05 zł. Cena paliwa może zostać urealniona już w dzień po wyborach. Ile wtedy będziemy płacić? Może kilka, może kilkanaście groszy mniej niż Czesi czy Słowacy. A jednocześnie dramatycznie podskoczy wskaźnik inflacji.

Skąd to wiemy? Bo tak właśnie stało się na Węgrzech! U nich inflacja i tak była już bardzo wysoka i jeszcze skoczyła do góry, przebijając magiczną barierę 25 procent. Do dziś Węgrom udało się ją zbić do zaledwie nieco poniżej 20 procent.