mBank poszedł po bandzie, wylało się na nich wiadro pomyj. Czy jednak zasłużyli?

Konrad Bagiński
06 lutego 2024, 15:52 • 1 minuta czytania
Wpis analityków mBanku dotyczący czterodniowego tygodnia pracy poniósł się szerokim echem. Jedni nie dowierzają, że tak kuriozalne pytania mogły wyjść z tak szacownej instytucji, inni uznali to za żart. Mnóstwo ludzi poczuło się obrażonych. Tłumaczenia analityków tylko dolały oliwy do ognia.
Dodatkowy dzień wolnego będzie dla wielu ludzi problemem? Tak można wywnioskować z pytań analityków mBanku Sebastian Arie Voortman / Pexels.com
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej

"Załóżmy, że można przejść na 4-dniowy tydzień pracy. Czego najbardziej się boicie? 1. Że nie uda się w tym czasie wykonać pracy, która rozkładała się wcześniej na 5 dni? 2. Że dodatkowy dzień wolnego to de facto konieczność zabezpieczenia dodatkowych środków na zwiększone wydatki, związane choćby z rozrywką i rekreacją? 3. Że ciężko będzie ten czas wolny zagospodarować i popadniecie we frustrację związaną ze stratą czasu? Czyli inaczej: nuda. 4. Że i tak wszystkiego nie da się zgrać z rodziną, bo reszta będzie miała tydzień pracy w normalnym wymiarze?"


To dosłowny cytat z wpisu na profilu mBank Research w serwisie X (d. Twitter). Pytania analityków są dość kuriozalne. Mnóstwo osób poczuło się wręcz obrażonych takim postawieniem sprawy.

Trudno się zresztą dziwić: dla większości ludzi dodatkowy dzień wolny nie byłby problemem, ale nagrodą. Wiele firm zdecydowało się zresztą na takie rozwiązanie i na ogół są zadowolone. Okazuje się, że zwiększona wydajność pracowników rekompensuje krótszy czas pracy.

Pod wpisem na analityków wylało się wiadro pomyj. Niewiele osób usiłowało konstruktywnie podejść do sprawy. Administratorzy konta postanowili więc wyjaśnić powód zadania tych pytań.

I niewiele udało im się zdziałać. Spójrzmy, co piszą. Pierwsze pytanie było faktycznie skierowane raczej do pracodawców, niż pracowników. Ale ujawnia dość niewygodną prawdę: nie każdy może mieć 4-dniowy tydzień pracy.

"Słusznie zauważono, że będą zgrzyty, bo ktoś jednak będzie musiał pracować (a to będzie – przy skróceniu czasu pracywymagało podniesienia zatrudnienia, co może być trudne). To jest taka sama dyskusja jak w przypadku niedziel handlowych. Ludzie z czasem wolnym chcieliby zrobić wtedy zakupy. Ludzie w tym czasie pracujący jednak pewnie woleliby czas wolny" – odpowiadają analitycy w kolejnym wpisie.

Kolejne tłumaczenia brzmią dość kuriozalnie

"Nie jest absurdalnym założenie, że pojawienie się dodatkowego czasu wolnego po pierwsze obciąży bardziej sektor rekreacji i kultury (a też będzie wolał 4-dniowy tydzień pracy) i być może będą musiały wzrosnąć ceny. Być może będzie trzeba poświęcić więcej czasu i pieniędzy, aby znaleźć coś dla siebie. Jakoś to trzeba będzie finansować" – piszą.

Samo założenie faktycznie nie jest absurdalne, ale sugerowanie ludziom, że dodatkowy dzień wolny będzie ich kosztował więcej, niż inne, jest dziwne. Wielu komentujących odpisało, że jakoś dadzą radę zagospodarować sobie czas.

To w dyskusji o ewentualnym 4-dniowym tygodniu pracy nie jest najważniejsze! Ludzie, którzy dostaną dodatkowy dzień wolny jakoś go sobie zorganizują wedle własnych potrzeb i możliwości.

"Istnieją badania wskazujące, że wydłużenie czasu wolnego ponad pewną granicę przynosi negatywne efekty tzn. zadowolenie z życia spada. Potwierdzają to też eksperymenty, choć trzeba przyznać, że są kontrowersyjne. Z czego to wynika? Ze spadku poczucia sensu związanego po prostu z koniecznością zabijania czasu" – piszą analitycy.

Dodają, że "nie dotyczy to uprawiania sportu, hobby itp.". Nie podają jednak konkretów. Wielu osobom komentującym ich wpisy nie spodobało się sugerowanie, że nie będą wiedzieli, co zrobić z dodatkowym dniem wolnym i będą się po prostu nudzić.

Komentarz

Moim skromnym zdaniem pytania analityków mBanku są zasadne, ale źle zadane. Faktycznie mogą się kojarzyć z kultem zapierd*lu i odrabianiem pańszczyzny. W dyskusji o 4-dniowym tygodniu pracy ważniejsze są inne rzeczy. Pisałem już w INNPoland.pl, że na takie rozwiązanie będą mogły sobie pozwolić tylko niektóre firmy.

Możliwość dostania dodatkowego dnia wolnego będzie dotyczyć (w przewidywalnej przyszłości) bardzo wąskiej grupy pracowników. Tak modna ostatnio praca zdalna czy hybrydowa jest realna w przypadku najwyżej 20 proc. wszystkich pracowników w Polsce. Fizycznie w pracy muszą być hutnicy, górnicy, kierowcy, sprzedawcy, lekarze i pielęgniarki.

"Wyobraźmy sobie jakąś firmę, która musi działać w określonych godzinach. Na przykład supermarket, zatrudniający 100 osób. Zmniejszenie czasu pracy o 12,5 proc. (8 na 7 godzin dziennie) wymusza zatrudnienie 12,5 proc. więcej ludzi. Czyli zamiast 100 pracowników, trzeba mieć 113. Te osoby nie przełożą się na 12,5 proc. wyższe przychody czy zyski. Staną się kosztem, więc zarobki w firmie raczej w górę nie pójdą" – pisałem w grudniu 2022 roku.

Od tej pory minęło kilkanaście miesięcy, ale obliczenia pozostają aktualne. I jeśli skrócimy czas pracy nie z 8 do 7 godzin, ale z 5 do 4 dni, z 40 godzin tygodniowo robią się 32 godziny.

"To zmiana o 20 procent. Nasz przykładowy supermarket potrzebuje już nie 100, ale 120 osób do pracy. W mikrofirmach wskaźnik procentowy może być jeszcze większy. I może się skończyć nie większym komfortem pracowników, ale zamknięciem firmy" – argumentowałem. Na tych sprawach – moim zdaniem – powinna koncentrować się dyskusja o skróceniu tygodnia pracy.

I może zaczęlibyśmy od jednego dodatkowego dnia wolnego w miesiącu, sprawdzili, jak to działa i czy stać nas na skracanie tygodnia pracy i wydłużanie wolnego. Ale najpierw ucywilizowali debatę na ten temat.