Koniec pobłażania. Jeśli to zrobisz, policja odbierze ci samochód

Konrad Bagiński
11 marca 2024, 15:51 • 1 minuta czytania
Jazda po pijaku to polski sport narodowy. W całym 2023 r. służby zanotowały ponad 90 tys. przypadków jazdy po alkoholu. Od 1 stycznia 2024 r. policja zatrzymała już blisko 13 tys. kierujących pod wpływem napojów z procentami. Już 14 marca w życie wejdą przepisy pozwalające na konfiskatę samochodów pijanym kierowcom. Jak to będzie wyglądać w praktyce? Oto wszystko, co musisz wiedzieć o nowych przepisach.
Od 14 marca za jazdę po pijaku stracisz samochód. LUKASZ SOLSKI/East News
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej

Z danych polskiej policji wynika, że stróże prawa łapią jakieś 250-300 pijanych osób za kółkiem dziennie. Jeśli jesteście kierowcami, przypomnijcie sobie jeszcze, kiedy ostatnim razem musieliście dmuchać w alkomat przy okazji kontroli drogowej. W moim przypadku było to jakieś 13 lat temu. Od tamtej pory nie zostałem ani razu zatrzymany do kontroli.


Zauważmy, że owe 250-300 osób to te, które dały się złapać. Ile osób faktycznie jeździ po pijaku? Może to być nawet kilkadziesiąt tysięcy każdego dnia. Te liczby są jeszcze bardziej przerażające, jeśli rzucimy okiem na wyniki badań, jakie przeprowadzono na zlecenie firmy AlcoSense, producenta alkomatów.

Wynika z nich, że co czwarty (27 proc.) kierowca po spożyciu alkoholu zastanawiał się, czy może prowadzić samochód. Wśród osób, które zdecydowały się na jeżdżenie po spożyciu, prawie 66 proc. stwierdziło, że czuło się dobrze i miało wrażenie, że organizm już sobie poradził z alkoholem. Niemal 40 proc. przyznało, że nie miało jak inaczej dojechać do domu.

Prawie 30 proc. stwierdziło, że miało do przejechania krótki odcinek. Niemal co piąta osoba liczyła na to, że po prostu uniknie kontroli drogowej. Co szczególnie dramatyczne, prawie 18 proc. kierujących po spożyciu czuło presję ze strony rodziny lub znajomych. Obiecało kogoś odwieźć, więc to zrobiło.

Groźba śmierci nie pomaga

Według wyników badań, jakie prezentuje Hunter Abbott, były brytyjski kierowca wyścigowy, szef AlcoSense, jazda z 0,1 promila alkoholu w wydychanym powietrzu oznacza o 37 proc. wyższe ryzyko śmierci (w porównaniu z jazdą na trzeźwo).

W Niemczech dopuszczalny limit alkoholu to 0,5 promila. Wyjechanie na drogę w tym stanie oznacza pięciokrotnie wyższe ryzyko śmierci. Brytyjski limit, bardzo zresztą liberalny, bo sięgający 0,8 promila oznacza, że 13 razy bardziej ryzykujemy śmiercią na drodze niż kierowca trzeźwy.

Jakie mamy obecnie przepisy?

Za jazdę w stanie po spożyciu alkoholu (od 0,2 do 0,5 promila alkoholu we krwi) grozi mandat w wysokości co najmniej 2500 zł. Za stężenie powyżej 0,5 promila kierowcy mogą zapłacić od 5 tys. do 60 tys. zł. W obu przypadkach otrzymuje się też 15 punktów karnych – maksymalną możliwą liczbę za pojedyncze zdarzenie.

Jak zmienią się przepisy?

14 marca 2024 r. zacznie obowiązywać nowelizacja Kodeksu karnego umożliwiająca konfiskatę pojazdów kierującym mającym we krwi ponad 1,5 promila alkoholu. Według nowych przepisów auta będą mogli stracić również ci, którzy po spożyciu napojów wyskokowych spowodują wypadek (od 0,5 do 1 promila, powyżej tej wartości konfiskata jest obowiązkowa).

W przypadku zatrzymania nietrzeźwego kierującego z odpowiednio wysokim stężeniem alkoholu we krwi policja zatrzyma jego pojazd na siedem dni. W tym czasie zapadnie decyzja prokuratora o zabezpieczeniu auta (lub innego pojazdu mechanicznego), po czym sąd wyda wyrok o jego przepadku na rzecz Skarbu Państwa.

Warto zaznaczyć, że w szczególnych przypadkach nowe przepisy pozwalają sądom na nałożenie innych kar:

– Wprowadzane zmiany legislacyjne mają potencjał w ograniczeniu liczby tragicznych wypadków spowodowanych przez nietrzeźwych kierujących. Jednak aby efektywnie rozwiązać ten problem, niezbędne będzie zarówno egzekwowanie tych przepisów, jak i ciągłe edukowanie społeczeństwa o skutkach jazdy na podwójnym gazie – komentuje Gabriel Gatner, adwokat specjalizujący się w sprawach karnych związanych z jazdą po alkoholu i twórca strony jazdapopijaku.pl.

Ekspert dodaje, że jazda samochodem po alkoholu jest powszechnym problemem.

– 80 proc. klientów mojej kancelarii to osoby, które alkohol spożywają okazyjnie, ale ruszyły samochodem w trasę, będąc przekonanymi, że zdążyły już strawić wypite napoje procentowe. Tak zwana nieświadoma nietrzeźwość jest niezwykle niebezpieczna dla kierowcy, jego pasażerów i innych uczestników ruchu drogowego. Może mieć też poważne konsekwencje prawne dla kierującego – niewiedza o stanie swojej trzeźwości nie jest dla sądu żadnym wytłumaczeniem – przekonuje Gatner.

Przepisy nie zastąpią braku wyobraźni

Wojciech Pasieczny, były szef stołecznej drogówki, a obecnie przedstawiciel Fundacji Zapobieganie Wypadkom Drogowym, alarmuje, że w Polsce wciąż nie ma wystarczającej liczby funkcjonariuszy do testowania trzeźwości uczestników ruchu drogowego.

– Oczywiście nie jest możliwe, aby policjant z alkomatem stał na każdym skrzyżowaniu. Niestety kontroli trzeźwości często nie ma nawet w tych porach i miejscach, gdzie byłoby to najbardziej wskazane. Brakom kadrowym służb mundurowych niestety towarzyszą braki w wyobraźni osób, które decydują się na jazdę autem "po paru głębszych". Alkohol powoduje u kierowcy pogorszenie koordynacji ruchowej, wydłuża czas reakcji i zaburza widzenie – zarówno świateł, znaków drogowych, jak i samych pieszych, którzy są często niewinnymi ofiarami wypadków spowodowanych przez pijanych kierujących – tłumaczy Pasieczny.

Zdaniem specjalisty nie można wierzyć popularnym mitom, że wytrzeźwieje się szybciej dzięki piciu kawy lub spożywaniu tłustych posiłków.

– Przewietrzenie się na spacerze lub aktywność fizyczna po spożyciu alkoholu nie sprawią, że można wsiadać za kółko. Najlepiej jest sprawdzić stan swojej trzeźwości przy pomocy dobrej jakości alkomatu. Testery za kilka złotych nie zdają egzaminu. Najczęściej ich jedynym atestem (PZH) jest to, że po dmuchnięciu w ustnik nic nam się nie stanie. O poprawnym wskazaniu, czy mieścimy się w dopuszczalnym limicie alkoholu we krwi, możemy jednak zapomnieć – przekonuje ekspert.

Pasieczny przypomina, że dobre samopoczucie rano po "imprezowej nocy" nie jest żadną przesłanką co do trzeźwości. Wręcz przeciwnie. Jego zdaniem ból głowy i kac jest oznaką tego, że organizm walczy ze skutkami picia. Dobre samopoczucie może oznaczać coś dokładnie przeciwnego – że jeszcze jesteśmy pijani.

Nowe przepisy, wiele niewiadomych

We wchodzących w życie przepisach jest przynajmniej kilka punktów niepewnych. Prawnicy uważają, że wiele z nich wyjaśni się w trakcie pierwszych spraw w sądzie.

Przykład? Według przepisów za równowartość uznaje się wartość pojazdu określoną w polisie ubezpieczeniowej (autocasco) na rok, w którym popełniono przestępstwo. A co jeśli ktoś nie ma AC? Wtedy ustala się średnią wartość rynkową pojazdu. Nie wiadomo jak ją ustalić w sposób jednolity dla całego kraju.

Co z samochodami w leasingu albo wynajmie długoterminowym? Takie auto nie jest własnością kierowcy. Co, jeśli będzie jechał po pijaku?

"Jeżeli w czasie popełnienia przestępstwa pojazd nie stanowił wyłącznej własności sprawcy albo po popełnieniu przestępstwa sprawca zbył, darował lub ukrył podlegający przepadkowi pojazd, orzeka się przepadek równowartości pojazdu" – czytamy w przepisach.

Czy to oznacza, że leasingowanego samochodu nikt kierowcy nie odbierze? Pijany kierowca ma przecież zapłacić w ramach kary jego równowartość. Trudno znaleźć leasingowane auto bez polisy AC, więc problemów z określeniem wysokości kary być nie powinno. Trudno też sobie wyobrazić firmę leasingową, która w takim przypadku nie wypowie umowy. Można więc założyć, że pijany kierowca i tak straci możliwość poruszania się po drogach.

Spore kontrowersje budzi jeszcze kwestia odpowiedzialności kierowców zawodowych. Nie wiadomo dlaczego zostali w prawie potraktowani niebywale łagodnie.

"Przepadku pojazdu mechanicznego oraz przepadku równowartości pojazdu określonego w § 2 nie orzeka się, jeżeli sprawca prowadził niestanowiący jego własności pojazd mechaniczny, wykonując czynności zawodowe lub służbowe polegające na prowadzeniu pojazdu na rzecz pracodawcy. W takim wypadku sąd orzeka nawiązkę w wysokości co najmniej 5000 złotych na rzecz Funduszu Pomocy Pokrzywdzonym oraz Pomocy Postpenitencjarnej" – mówią nowe przepisy.

To może dziwić, bo w końcu od kierowców zawodowych oczekujemy raczej profesjonalizmu, niż lekkomyślności. Nie wiadomo więc, czemu ta grupa została potraktowana łagodniej. Zgodnie ze zdrowym rozsądkiem od nich powinniśmy akurat wymagać więcej.

Część prawników uważa, że nowe przepisy są niekonstytucyjne. W skrócie: za to samo kary będą różne. Jeden kierowca straci auto o wartości 5000 złotych, inny zaś pozbędzie się 500 000 złotych.

Istnieje też obawa, że sądy będą w każdej możliwej sytuacji orzekać przepadek nie samochodu, ale jego równowartości. Nie ma bowiem skutecznie działającego systemu zbierania takich aut, ich przechowywania i odsprzedaży. Orzekanie kary finansowej będzie po prostu łatwiejsze dla wymiaru sprawiedliwości. Jak będzie w rzeczywistości? Poczekamy, zobaczymy.