Udało ci się skorzystać z tego błędu Biedronki? Ludzie kupowali ten produkt na worki

Konrad Bagiński
26 marca 2024, 10:29 • 1 minuta czytania
Pracownicy wielu Biedronek nie mogli pewnie wczoraj wyjść ze zdumienia. Z jakiejś przyczyny ludzie rzucili się do kupowania... pistacji. Wynosili je ze sklepów całymi kilogramami. Zanim sieć zdążyła zareagować, w wielu placówkach pistacje po prostu się skończyły. Powód był prosty: ich cena w wielu sklepach spadła o ponad 90 proc., do poziomu niecałych 4 zł za kilogram. Celowe działanie, czy błąd?
Ludzie biegli do Biedronki i wykupywali pistacje torbami. Sieć pomyliła się o przecinek w cenie Eryk Stawinski/REPORTER | Pepper.pl (screen)
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej

Biedronka nie wyjaśniła jeszcze powodu niecodziennej obniżki cen pistacji. Najbardziej prawdopodobny jest jednak zwykły błąd. Być może ktoś w centrali pomylił się podczas obniżania ceny i postawił przecinek w złym miejscu.


Pistacje na wagę zwykle kosztują ok. 40 zł za kilogram. Paczkowane, szczególnie bez łupinek są droższe o 10-20 zł na kilogramie. Nie jest to więc tania przekąska, na ogół ludzie kupują 10-20 dekagramów. Ale w poniedziałkowy poranek wynosili je ze sklepów dosłownie kilogramami.

Media społecznościowe zalały porady, by jak najszybciej biec do marketów, bo takiej "promki" na m.in. pistacje chyba nigdy nie było. I nigdy nie będzie. W serwisie X jeden z użytkowników wrzucił zdjęcie z karteczką z cenami: cena tej słonej przekąski (oraz nerkowców i migdałów) została obniżona aż o 92 procent.

Efekt był taki, że w poniedziałkowy poranek cena pistacji w Biedronce spadła do zaledwie 39 groszy za 100 g, czyli 3,9 zł za kilogram. Ludzie przecierali oczy ze zdziwienia, ale i korzystali z nieprawdopodobnej "promki" oraz polecali ją innym np. w serwisie Pepper.pl i na Wykopie.

Wiele osób nie uwierzyło w aż tak dużą obniżkę cen. Była wprost nieprawdopodobna, ale prawdziwa. Fora społecznościowe zostały zalane zdjęciami worków z pistacjami, paragonów i kas samoobsługowych.

Jak pisze serwis TopNewsy.pl, jeden z rekordzistów wykupił chyba cały zapas w sklepie, bo chwalił się nabyciem... 20 kilogramów pistacji. Zapłacił za nie zaledwie 78 zł. Serwis dodaje, że promocja obowiązywała w wielu sklepach w całej Polsce.

"Promka" obowiązywała mniej więcej do 9:30. Potem sieć odkryła swoją wpadkę i ustawiła już właściwą cenę pistacji, czyli 39,99 zł za kilogram. Jak widać, ktoś wcześniej w systemie postawił przecinek w złym miejscu. Ten błąd może go słono kosztować.

Pracownicy Biedronki nie wykluczają strajku

Jak pisaliśmy w INNPoland.pl kilka dni temu, portugalska firma Jeronimo Martins, właściciel sieci dyskontów Biedronka, otrzymała petycję z trzema żądaniami od pracowników. Podpisy złożyły tysiące zatrudnionych w sklepach. Jeśli ich żądania nie zostaną spełnione, sprawa może obrócić się nawet w strajk.

Dokument podpisało 4 tys. pracowników, z 80 tys. zatrudnionych w Biedronce. W rozmowie z portalem Wiadomości Handlowe, Gabriela Kaim, przewodnicząca Komisji Zakładowej NSZZ Solidarność zapewniła, że to jest dobry wynik. Zbieranie podpisów trwało kilka tygodni. Czego żądają pracownicy?

Po pierwsze – zwiększenia obsady sklepów. Pracownicy Biedronki skarżą się, że w ciągu dnia nie mogą realizować zlecanych zadań, bo zwyczajnie brakuje rąk do pracy. Jest to zjawisko widoczne gołym okiem dla konsumentów, robiących zakupy w tym dyskoncie.

Po drugie – premia dla pracowników lady mięsnej. Istnieje w ponad 1000 z 3600 placówek sieci. 

Po trzecie wprowadzenie zbiorowej podwyżki wynagrodzeń. Jak informuję związki zawodowe, pracownicy zarabiają niewiele powyżej płacy minimalnej.

Przyczyną niedoboru pracowników w handlu są różnorodne czynniki, ale w szczególności wpływają na to zwolnienia związane z brakiem podwyżek oraz cięcia etatów. Spowodowało to nie tylko zmniejszenie motywacji pracowników do pozostania w branży, ale również ograniczenie dostępności rąk do pracy w sklepach detalicznych.

–  Każdy, kto robi zakupy w Biedronce, widzi, że na zmianach jest za mało pracowników. Nie są w stanie równocześnie obsługiwać kas, układać towaru na półkach i przygotowywać wypieków. Wiele osób nie wytrzymuje presji i odchodzi – mówi w rozmowie z Wiadomościami Handlowymi przewodnicząca związkowców. 

Gabriela Kaim zaznacza także, że zarząd pozostaje głuchy na apele załogi, a działania na celu dialogu społecznego są "pozorowane". Zwązkowcy podkreślają, że walka Biedronki o pozycje rynkowego lidera (m.in. wojując z Lidlem w agresywnej kampanii marketingowej) jest możliwa "tylko dzięki wytężonej pracy i zaangażowaniu pracowników, którzy powinni być za to należycie wynagradzani".

Związkowcy dają Jeronimo Martins dwa tygodnie na odniesienie się do ich postulatów, inaczej sięgną po wszystkie możliwości, jakie zapewnia im prawnie rozstrzyganie sporów zbiorowych.