Ważą po pół tony i coraz częściej spadają na ziemię. Sprawdziłem, kto odpowiada za śmieci z kosmosu
Stalowy okrąg o średnicy 2,5 metra i ważący niemal pół tony nagle spadł z nieba.
Świadkowie zdarzenia, które miało miejsce w ubiegłym tygodniu na terenie niewielkiej wioski na południowy wchód od Nairobi, porównywali go do rozpalonej do czerwoności, gigantycznej kierownicy. Kenijska Agencja Kosmiczna poinformowała, że jest to fragment rakiety startowej, które służą do wysyłania obiektów w kosmos.
Sześć dekad eksploracji kosmosu pozostawiło tysiące ton śmieci orbitujących wokół naszej planety. Przeważająca większość trafiła tam już w XXI wieku. Nowy wyścig kosmiczny toczący się o dominację na rynku komercyjnych podróży poza granicę planety, ale również w branży internetu satelitarnego, generuje kolejne hałdy śmieci na ziemskiej orbicie.
Jakie są konsekwencje budowania kosmicznego wysypiska? I kto będzie odpowiedzialny, za posprzątanie tego bałaganu?
Kosmiczne wysypisko śmieci
Choć nie dostrzeżesz go gołym okiem, patrząc w niebo, obserwujesz gigantyczne wysypisko śmieci.
Europejska Agencja Kosmiczna (ESA) szacuje, że na niskiej orbicie okołoziemskiej znajduje się ponad 13 tys. ton różnego rodzaju materiałów, w tym operujących satelitów. Jednak nawet ⅓ z nich stanowią śmieci.
Co roku setki nowych obiektów trafiają na orbitę. Sama firma Starlink w ubiegłym roku wysłała na nią 134 satelity. To o niemal 40 więcej, niż w 2023.
Według statystyk ESA na orbicie znajduje się ponad 40 tys. obiektów większych, niż 10 cm. Wokół planety krążą natomiast setki milionów mniejszych obiektów, które mimo swoich drobnych rozmiarów mogą wywołać ogromne szkody jeżeli zderzą się z większym obiektem. Według scenariusza nazywanego Syndromem Kesslera – mniejsze obiekty na orbicie zderzają się z większymi, tworząc jeszcze większą ilość drobnych odpadów, które ponownie zderzają się z większymi, tworząc reakcję łańcuchową.
Czytaj także: https://innpoland.pl/210113,polska-firma-zbada-ksiezyc-dla-prywaciarzy-pierwszy-taki-przypadekJeżeli kosmiczne wysypisko krążące wokół planety nie robi na tobie wrażenia, dodam, że te śmieci osiągają prędkość nawet 10 kilometrów na godzinę. Unikanie kolizji między działającymi satelitami a kosmicznymi śmieciami staje się coraz trudniejsze, a podobne zagrożenie pojawia się coraz częściej. Koszty tego typu wypadków są obecnie szacowane na ok. 100 mln dol. rocznie.
12-metrowa rura spada z nieba
Obiekty kosmiczne coraz częściej wracają na Ziemię. W marcu ubiegłego roku fragment baterii z Międzynarodowej Stacji Kosmicznej przebił dach domu na Florydzie. W kwietniu fragmenty kapsuły należącej do SpaceX znaleziono na farmie w Kanadzie, a w maju prawie 50 kg kawał metalu spadł na pole namiotowe w Karolinie Północnej.
"Dotarliśmy do takiego punktu w naszej eksploracji i użytkowaniu kosmosu, że nie jest to już coś, co zdarza się od wielkiego dzwonu" – mówi Sara Webb, astrofizyczka ze Swinburne University of Technology w Melbourne.
Choć są one zaprojektowane w taki sposób, żeby spalały się w ziemskiej atmosferze, istnieje pewien margines błędu. Przy tak ogromnej ilości obiektów na orbicie oznacza to, że przypadki śmieci spadających z nieba będą zdarzały się coraz częściej.
Czytaj także: https://innpoland.pl/209939,musk-to-amerykanski-oligarcha-to-on-zyska-najwiecej-w-administracji-trumpa"Większość lotów w kosmos skutkuje niekontrolowanym powrotem korpusu rakiety, co stwarza ryzyko utraty życia dla ludzi na ziemi, na morzu i w samolotach. Ryzyko to od dawna traktowane jest jako nieistotne, ale liczba korpusów rakiet porzuconych na orbicie rośnie, podczas gdy korpusy rakiet z poprzednich startów nadal wchodzą w atmosferę" – czytamy w artykule opublikowanym w magazynie Nature przez zespół pod przewodnictwem Michaela Byersa.
W tekście zatytułowanym Niepotrzebne ryzyko spowodowane niekontrolowanymi powrotami rakiet badacze wskazują, że ryzyko śmierci spowodowane śmieciami spadającymi z nieba wynosi ok. 10 proc. w skali dekady. Choć jest to mało prawdopodobne, gdy już się wydarzy, znalezienie odpowiedzialnej osoby może okazać się szczególnie trudne.
Kosmiczna odpowiedzialność
Według Traktatu o przestrzeni kosmicznej z 1967 roku za szkody wywołane przez spadające z nieba odłamki odpowiedzialne są rządy – nawet jeśli zostały wywołane przez fragmenty należące do prywatnych firm. Dodatkowo nie istnieje żadne prawo nakazujące sprzątanie przestrzeni kosmicznej.
W praktyce oznacza to, że podatnicy, a nie prywatne podmioty ponoszą koszty tego typu wypadków. Najbogatsi ludzie na planecie, którzy wtłaczają miliardy dolarów w rozwój branży kosmicznej, nie muszą się przejmować śmieciami, jakie zostawiają na swojej drodze.
Czytaj także: https://innpoland.pl/210167,5-najwazniejszych-technologii-2024-roku-oto-moje-subiektywne-zestawienieNajwięcej z nich generuje spółka SpaceX (której podlega firma Starlink). To ona odpowiada za ok. 90 proc. kosmicznych odpadów generowanych przez Stany Zjednoczone, które wysyłają 80 proc. śmieci, jakie trafiają na orbitę. Na niej znajduje się obecnie ok. 7 tys. satelitów firmy Starlink, a firma Elona Muska zamierza w przyszłości stworzyć megakonstelację liczącą nawet 40 tys. sztuk.
Każda z nich działa ok. 5 lat. Później są sprowadzane przez operatorów w kierunku ziemskiej atmosfery, gdzie ulegają spalaniu. A przynajmniej taki jest plan.