Choć mają zaledwie po dwadzieścia parę lat, robienia marketingu mogliby się od nich uczyć dużo starsi. Stoją za sukcesem rynkowym Solgazu - polskiego producenta sprzętu AGD. Firma rośnie tak szybko, że choć rok temu przeniosła produkcję do większej hali, to dziś już szukają nowego miejsca. Kocha ich Wykop, Twitter i Facebook. A lajki i serduszka przekładają się na sprzedaż. Tego, co potrafią, nie nauczysz się na uczelni. To wiedza z pierwszej ręki, jednych z najlepszych specjalistów od mediów społecznościowych w Polsce.
Mamy przed sobą dwóch młodych 20-parolatków, którzy potrafią w marketing. Jesteście królami social media. Wam się udaje, a wielu starszym nie, dlaczego?
Jakub Biel: Wiele marek uważa, że media społecznościowe to słup ogłoszeniowy. Wrzucają informację o nowym produkcie i liczą na tysiące fanów, ale to rzadko działa.
Patryk Kempiński: I podchodzą do wszystkiego w zbyt poważny i wielki sposób. Klienci przez to nie czują bliskości marki. Chcą, żeby firma codziennie towarzyszyła jej klientom, a tymczasem jest umieszczona zza szklaną szybą, mówi do ludzi zza ekranu telewizora… W ten sposób nie poczujesz bliskości i nie zaprzyjaźnisz się z marką.
JB: I wtedy po zakupie też się nie zaprzyjaźnią. U nas masa klientek wysyła nam zdjęcia, przepisy. Jedna nawet nagrała wideo, jak robi racuchy.
Dlaczego marketerzy mają kłopot z mediami społecznościowymi?
JB: Tu nie ma jednego wzoru działania jak w reklamie telewizyjnej. Nie wystarczy wpompować dużych pieniędzy. Czasem niskim budżetem można lepiej zagrać. My mamy niskie budżety. (śmiech) Internet nie znosi rutyny.
PK: Jest na przykład taki konkurs Papaya, w którym młodzi reżyserowie tworzą alternatywne reklamy dla znanych marek. I to jest świeże. Inaczej podchodzą do tematu. Nie ma dyrektorów w krawatach, którzy akceptują tylko niektóre przekazy reklamowe. Na przykład suplementy mają sztampowe reklamy, pewne sztywne reguły. Trzy razy musi paść nazwa i to połączona z dolegliwością. Do tego 10 emisji dziennie...
To do czego służy fanpejdż?
JB: Najczęściej niestety do narzekania. Klient się skarży, jak coś nie działa. Nic dziwnego, skoro fanpejdż jest traktowany przez niektóre firmy jak słup ogłoszeniowy. Żeby ludzie zaczęli chwalić, trzeba być naprawdę blisko ich problemów.
PK: Powierzenie prowadzenia mediów społecznościowym agencji, naszym zdaniem jest bez sensu. One nigdy nie mają aż takiej bliskości z firmą. Nie siedzą w organizacji, nie słyszą o czym serwis rozmawia z klientem. Dla nas najważniejsza jest bliskość codziennych telefonów z pytaniami. Uczestniczenie w życiu firmy daje nam obraz każdego klienta. Dlatego nie zatrudnilibyśmy agencji, ale powiększyli nasz zespół marketingu.
JB: Ale efekt jest taki, że czasem o 23 odpisujemy na wszystkie pytania. To nie jest tak, że o 16:00 idziemy do domu. Większość stron firmowych odpisuje, że dziękują za wiadomość i proszą o kontakt z infolinią. To działanie bez sensu.
Dlaczego?
JB: Jeśli chodzi o obsługę telefoniczną klienta, to nie powinna to być firma zewnętrzna. I tu nawet najlepsze szkolenia nie pomogą. Trzeba być na miejscu, blisko serwisu. Ta komunikacja wewnętrzna przekłada się na zewnętrzną.
A jaki jest najczęstszy grzech w prowadzeniu kanałów społecznościowych?
PK: Traktowanie odbiorców jak potencjalnych klientów. Tragedia spamowania jest w każdym miejscu. Znacznie lepiej postawić na luźną rozmowę.
JB: Podam Ci to na przykładzie Wykopu. Tu ludzie wymieniają się ciekawostkami, nie tylko technologicznymi. I Wykop jest bezkompromisowy. Jeśli ktoś się czuje spamowany, to w słowach niewybrednych o tym mówi. Dlatego marketingowcy boją się tego miejsca.
Co jest najważniejsze w budowaniu marki w internecie?
JB: Szczerość jest podstawą. Internet nienawidzi sytuacji, gdy ktoś zaklina rzeczywistość, marka kłamie. Bo w sieci, w przeciwieństwie do salonu sprzedaży, wszystko można szybko zweryfikować. A przede wszystkim internet pamięta.
PK: Najgorzej jak firmy coś udają, starają się być kimś, kim nie są. Taki jak Plusz starał się pokazać, że jest dla gimbazy. Używał młodzieżowych słów, jak „Joł”, czy „spoko”. A one wyszły z obiegu 10 lat temu.
A kto, waszym zdaniem, dobrze sobie radzi z mediami społecznościowymi w polskim internecie?
JB: Przegląd Sportowy sobie nieźle radzi na Facebooku. Mają jasną grupę docelową – faceci, którzy lubią sport. W komentarzach szybko łapią z nimi relację, odpowiadają w podobny sposób, jak czytelnicy piszą. Ponadto sami dziennikarze wchodzą w interakcje z prywatnych profili.
PK: A na Twitterze świetnie działa Doktor Tusz. Mają mało sexy produkt – drukarki, atramenty. Ale stworzyli awatara – maskotkę-przytulankę, którą zaczepiają. Nie odpowiadają jako firma, tylko tworzą pierwszoosobową narrację. Świetnie sobie radziła sieć pizzerii Gruby Benek, kiedy kierowała tym Dagmara Pakulska.
Sieć pizzerii korzystała z Twittera? Miało to sens biznesowy?
JB: Tak. Przekładało się bardzo dobrze na sprzedaż. Po pierwsze stworzyli bardzo jasną postać – Grubego Benka. Faceta po 40-tce, który lubi zjeść. Komunikowali się tak, jakby to mówiła ta persona. I założyli alert na hasła związane z dietą. Jak ktoś tweetował o tym, że chce zacząć się odchudzać, to pojawiał się Gruby Benek i namawiał na pizzę z boczkiem, dodatkowym serem i na inne sposoby kusił klientów.
To przykłady na to, że z promowania nawet zwykłych rzeczy można zrobić coś fajnego.
PK: Tak, chociaż trzeba uważać, żeby nie przegiąć. Ostatnio była taka reklama uczelni. Było o tym głośno w internecie (Warszawska Szkoła Reklamy – przyp. red.). Miało być śmiesznie, a obrażono spory procent ludzi, mówiąc, że ich praca jest mniej warta niż marketingowca.
JB: Na siłę. Wszystko co jest na siłę nie jest zabawne. Jak reklama szynki, w której śpiewają. Cała sztuka to, nieudawać tego, czym się nie jest.
A wy sobie śmieszkujecie?
PK: A znasz taki dowcip? Czym się różni Solgaz od Hołdysa. Wiesz?
No nie wiem!
PK: Solgaz sprzedaje więcej płyt.
JB: Jak puściliśmy ten żart, to Hołdys nas zablokował na Twitterze.
To ile ich sprzedaliście?
JB: W Polsce spokojnie byśmy mieli złotą płytę. Na Ukrainie i w Rosji na pewno też.
Ale Dawid Podsiadło jest popularniejszy od Was?
JB: Wśród młodych ludzi Podsiadło jest rzeczywiście popularniejszy niż Solgaz. My jesteśmy popularniejsi wśród ludzi, na których wąs już nie robi takiego wrażenia. Trzeba mieć dobrze zdefiniowaną grupę docelową.