Wynaleźć środek zapobiegawczy na chorobę, z którą zmaga się co siódma osoba na świecie? Brzmi podobnie do znalezienia dużego, złotego samorodka podczas gorączki złota. A jednak stało się – co więcej, jest zasługą polskiego start-upu KF Niccolum. I w przeciwieństwie do większości medycznych innowacji znad Wisły, o których możecie od czasu do czasu przeczytać w mediach, ta stała się ciałem.
Alergię na nikiel ma jakiś miliard ludzi na świecie. Uczulać może praktycznie wszystko, nikiel jest bowiem obecny niemal wszędzie – od widelców, łyżeczek i sprzączek od pasków po orzechy, owies czy wodę płynącą z kranu. Dodatkowo, wraz z zanieczyszczeniem powietrza i industrializacją otoczenia, z roku na rok, wzrasta ilość uczulonych osób, alergię tę można bowiem nabyć w każdym momencie życia.
Dr Izabela Zawisza (wówczas jeszcze z tytułem magistra) podczas studiów doktoranckich pod opieką prof. Wojciecha Bala, opracowała molekułę, która blokuje wchłanianie przez skórę jonów niklu, niwelując skutki alergii. Pewnie myślicie, że inwestorzy rzucili się jak oszalali na jej wynalazek? Nic podobnego. Polka miesiącami odbijała się od drzwi do drzwi, starając się przekonać rodzimych biznesmenów, że jej odkrycie naprawdę ma przyszłość.
– Podczas rozmowy z szefową laboratorium jednej z polskich firm kosmetycznych usłyszałam, że gdyby nasze rozwiązanie problemu było takie dobre, to: „już dawno ktoś by na to wpadł w USA” – opowiada INN:Poland Izabela Zawisza.
Podstawowym problemem, na który napotykają polskie start-upy medyczne jest brak pieniędzy, a może nawet przede wszystkim – brak pomysłu jak je zdobyć. Nie raz opisywaliśmy już na łamach INN:Poland produkty medyczne, których rozwój zatrzymywał się na poziomie pierwszych testów. Polscy naukowcy zazwyczaj robią dobrą minę do złej gry, za kulisami przyznają jednak, że znalezienie inwestorów przerasta ich możliwości, a wszystko zakończy się zapewne sprzedażą patentu za granicę. Wszystko wskazywało na to, że tym razem będzie podobnie.
Wobec braku zainteresowania branżowych rekinów biznesu Polka skierowała swoje kroki w najbardziej naturalną dla młodego naukowca stronę – środków z Unii Europejskiej. Zdobycie grantu również okazało się jednak niewykonalne. – Zdaniem urzędników byłam za młoda, miałam za małe doświadczenie. Nikt nie wierzył również w to, że uda mi się zebrać odpowiedni zespół i efektywnie nim zarządzać – tłumaczy młoda pani naukowiec.
Zespół, wbrew obawom grantowych recenzentów, udało się zebrać bez problemu. Jeżeli wyobrażacie sobie jednak grupę siwobrodych profesorów może was spotkać duże zaskoczenie. – Na początku swojej drogi zawodowej często spotykałam się z dyskryminacją ze względu na wiek. Podczas rekrutacji nie ograniczałam się wyłącznie do doświadczenia, brałam pod uwagę także potencjał rozwoju – tłumaczy dr Zawisza. W ten sposób średnia wieku w zespole KF Niccolum to około 26 lat. Najmłodszy z badaczy nie ukończył jeszcze 24 roku życia.
Sam start-up powstał w maju 2015 roku w celu skomercjalizowania wynalazku. Prace trwały jednak od 2011 roku. – Byłam wtedy studentką studiów doktoranckich w Instytucie Biochemii i Biofizyki PAN, w zespole prof. Bala. Tematem mojej pracy doktorskiej były drug leads, czyli cząsteczki, które mogą posłużyć do rozwoju nowych leków. Zespół, w którym pracowałam skupiony był między innymi, na badaniach dotyczących mechanizmu alergii niklowej. To mnie zainspirowało – opowiada. Mechanizm wciąż pozostaje niewyjaśniony, dlatego skuteczne wyleczenie alergii wymaga jeszcze wielu lat badań. Dr Zawisza pomyślała jednak, że może dałoby się zrobić coś, co pomogłoby hamować objawy tej alergii i chronić przed jej nabyciem.
Prace ruszyły pełną parą skutkując po dwóch latach złożeniem wniosku patentowego w Polsce, a następnie rozszerzeniem go na Europę i resztę świata. Wtedy nie było jednak mowy o konkretnym produkcie, istniał tylko pomysł, jak wiązać jony niklu i zapobiegać ich wchłanianiu przez skórę. Poszukiwania inwestora trwały więc 9 miesięcy. W końcu na wyłożenie pieniędzy zdecydował się jeden z aniołów biznesu. Sfinalizować prac nie udałoby się jednak, gdyby nie zastosowano pewnego wybiegu.
– Zdecydowaliśmy się zminimalizować barierę wejścia. Certyfikacja kremu jako leku i wyrobu medycznego wymaga dużych nakładów finansowych i lat badań klinicznych. Stanęło na kosmetyku funkcyjnym, czyli kosmeceutyku. Zmniejsza to wachlarz możliwości monetyzacji, ale baliśmy się, że koniec końców produkt trafi do szuflady – wyjaśnia dr Zawisza.
Produkcja kosmeceutyków Nidiesque ruszyła w lutym tego roku, polski startup już sprzedaje, ma własną linię produkcyjną warszawskim Żoliborzu. Trwają również rozmowy nad wprowadzeniem preparatu do aptek. Zawisza opowiada, że średnio co dwa miesiące dostaje propozycję odkupienia patentu ze strony zagranicznych inwestorów. Na razie nie ma jednak takich planów. Chociaż coraz większe zainteresowanie pojawia się poza granicami Polski.
Niedawno badaczka dostała zaproszenie do Emiratów Arabskich. Zaawansowane rozmowy toczą się również w Chinach, Brazylii, Stanach Zjednoczonych i Australii. – Może licencja, może dystrybucja, a może założenie spółki córki. Każdy kraj rozpatrujemy oddzielnie – odpowiada zapytana o sposób ekspansji.
I dodaje że w tej kwestii należy być wyjątkowo ostrożnym. – W Chinach, aby najszybciej wprowadzić produkt kosmetyczny, trzeba nawiązać współpracę z miejscową spółką, aby pozyskała pozwolenie na import, a w tym celu trzeba ujawnić technologię. A na koniec pozwolenie i tak stałoby się własnością tejże spółki. To byłaby ryzykowna droga. Nie zdecydowaliśmy się na to, wybierając dłuższą ale bezpieczniejszą ścieżkę – podkreśla.
Sukces docenili w końcu również urzędnicy. Spółka KF Niccolum dostała grant na rozwój kolejnego produktu – kremu, który będzie w stanie zatrzymać większą liczbę alergizujących pierwiastków takich jak kobalt, chrom i pallad. Dzięki dofinansowaniu ma trafić na rynek w czerwcu 2018.
I tylko jedna rzecz wciąż spędza polskiej naukowiec sen z powiek. Podróbki. – Nie boję się, że ktoś będzie chciał wykorzystać nasz patent, mamy ochronę na całym świecie. Większe ryzyko wiąże się z tym, że na rynku pojawią się kremy obiecujące ochronę przed niklem, ale bez wykorzystania naszej technologii. Takie puste, niedziałające preparaty opakowane w atrakcyjny, marketingowy przekaz. To mogłoby zniechęcić klientów, popsuć naszą niszę – puentuje.