Za Atlantykiem Volkswagen chce mieć czystą kartotekę. Niemcy postanowili zamknąć temat zainstalowanego w autach ich produkcji oprogramowania, fałszującego wyniki emisji spalin z układu wydechowego – i poszli na ugodę z amerykańskimi regulatorami. Zawarte przez koncern VW porozumienie zakłada, że – aby wybrnąć z Dieselgate – z firmowej kasy trzeba będzie wysupłać około 15 miliardów dolarów. Nad Wisłą ugoda została jednak uznana za przejaw stosowania podwójnych standardów.
Według Konrada Kacprzaka z kancelarii Świeca i Wspólnicy, ugoda za Atlantykiem to jaskrawy dowód tego, że koncern dba o klientów na jednym z kluczowych rynków świata – tymczasem na takich rynkach, jak polski, nie przejawia żadnej chęci rozwiązania sporów z właścicielami budzących kontrowersje pojazdów.
Co obiecuje VW Amerykanom? Sądowe porozumienie niemieckiego koncernu nie pozostawia większych wątpliwości: właściciele samochodów marki volkswagen, audi, skoda oraz seat (choć w dwóch ostatnich przypadkach pewnie niewiele takich aut znaleźlibyśmy w Stanach Zjednoczonych) nie odejdą z pustymi rękami. Przedstawiciele VW obiecują, że każdy z poszkodowanych Amerykanów otrzymują od firmy od 5 do 10 tysięcy dolarów odszkodowania.
To nie koniec. Koncern zobowiązał się do wymiany wadliwych elementów aut lub odkupienia pojazdów od właścicieli. Jak się można spodziewać, większość właścicieli postanowi pozbyć się kłopotu – dlatego też VW zarezerwował na odszkodowania i odkup aut aż 10 mld dolarów. Do tego Niemcy zobowiązali się wpłacić dodatkowe 2,7 miliarda dolarów na fundusz środowiskowy, którym zawiaduje amerykańska Environmental Protection Agency (EPA), a także – w ciągu najbliższej dekady zainwestować 2 mld dol. w technologie bezemisyjne.
W ten sposób, po mniej więcej dziewięciu miesiącach dobiega końca Dieselgate: to właśnie zaalarmowana przez specjalistów EPA ujawniła we wrześniu ubiegłego roku, że Volkswagen zainstalował w swoich autach urządzenia i oprogramowanie manipulujące wynikami testów na emisję spalin. „Zaszyte” w pojazdach programy identyfikowały pewne sytuacje jako test na emisję spalin – i wpływały na pracę silnika w taki sposób, by emitował mniej zanieczyszczeń. W chwili, gdy „zagrożenie mijało”, silnik ponownie pracował w normalnym trybie, emitując więcej zanieczyszczeń niż dopuszczały normy. W przypadku niektórych modeli aut poziom dopuszczalnej emisji zanieczyszczeń został przekroczony czterdziestokrotnie.
Mimo bagatelizowania sytuacji, nad niemieckim koncernem przeszła burza – tym bardziej, że specjaliści są przekonani, że i konkurencja VW nie ma czystych rąk. Efekty skandalu można było bez większego trudu dostrzec w wynikach firmy – koncern, który w 2014 roku miał 14,7 miliarda euro zysków (przed opodatkowaniem), w zeszłym roku spadł pod kreskę. Miał 1,3 mld euro strat.
Skandal odbił się echem również nad Wisłą. W październiku ubiegłego roku sprawą zajął się Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Z kolei posiadacze aut koncernu z silnikiem diesla zaczęli się organizować pod koniec roku, zakładając stowarzyszenia i powierzając przygotowanie pozwów zbiorowych wyspecjalizowanym kancelariom.
Ugoda zawarta przez Niemców w Ameryce to dla nich optymistyczny sygnał. – Sumę odszkodowania należy uznać za wysoką, ale jak najbardziej uzasadnioną skalą naruszeń, jakich dopuścił się koncern – komentuje dla INN:Poland Konrad Kacprzak z kancelarii Świeca i Wspólnicy, reprezentującej Stowarzyszenie Osób Poszkodowanych Przez Spółki Grupy Volkswagen AG. – Do ugody doszło ponad dziewięć miesięcy od wybuchu afery, co naszym zdaniem stanowi dość długi okres. Bylibyśmy jednak usatysfakcjonowani, gdyby podobnie „szybko” koncern zareagował w Europie – dodaje.
Kacprzak przyznaje, że porozumienie VW z regulatorami w USA nie ma dla sytuacji w Polsce znaczenia. – Stanowi jednak jaskrawy przykład podwójnych standardów koncernu, który rozróżnia swoich klientów w USA i Europie – kwituje. Tymczasem Polacy liczą na podobny finał sprawy. – Celem stowarzyszenia jest doprowadzenie do sytuacji, w której polskim właścicielom zostanie przyznane podobne odszkodowanie, jak właścicielom amerykańskim – podkreśla.
Jednak skala potencjalnej ugody, jaką VW mogło zawrzeć nad Wisłą jest znacznie niższa. Rzeczywiście, Stowarzyszenie Osób Poszkodowanych Przez Spółki Grupy Volkswagen AG to obecnie kilkaset osób (choć wciąż można się zapisywać), domagających się wypłaty odszkodowań rzędu około 30 tysięcy złotych, a więc sumy porównywalnej z tym, co uzyskali amerykańscy właściciele aut. W osobnym pozwie występuje prawdopodobnie około ośmiuset przedsiębiorców. Gdyby jednak nawet założyć, że w obu przypadkach w grę wchodzi w sumie około półtora tysiąca osób – i każda z nich żąda 30 tys. zł – w grę wchodziłoby finalnie jakieś 45 mln złotych.
Cóż, mało kto w Polsce zakłada, że poszkodowanym uda się zmusić niemiecką firmę do odkupienia aut. W lipcu pierwszy pozew przeciw koncernowi ma trafić do sądu. – Obecnie kończymy prace merytoryczne nad pozwem – informuje Konrad Kacprzak. – Koncern VW w żaden sposób nie odniósł się do faktu składania przez nas pozwu. Nie otrzymujemy od nich żadnej korespondencji – dorzuca. Cóż, nie pierwszyzna, że nad Wisłą trudniej o happy end.