Już od trzech lat na Żuławach w Pomorskiem nie pada. Zdaniem rolników z gmin Pszczółki i Tczew wszystko przez to, że sadownik z Miłobądza strzela z działka, które rozbija chmury gradowe. Problem w tym, że przez to nie pada także deszcz i to w miesiącach, kiedy rośliny najbardziej potrzebują wody.
Działko składa się z kontenera, w którym są butle z mieszanką gazową i acetylenem. Działko ma też generator fal uderzeniowych, które potrafią osiągnąć wysokość 15 kilometrów. Wyrzutnia pozwala zapobiec opadom gradu, które niszczą uprawy. Można ją uruchomić np. przez sms. Takie działa sprzedaje za 43 tys. euro (189 tys. zł) polska firma Agrotrust, która jest dealerem hiszpańskiej firmy S.P.A.G.
– Niestety, nic nie możemy zrobić. Nie ma obecnie podstawy prawnej. Sadownik posiada certyfikat, wszelkie atesty, umowę z Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej, strzela z urządzenia tylko na swoim terenie. Może zaprzestać tych działań jedynie przez grzeczność, ale to nie leży w jego interesie – powiedziała Dziennikowi Bałtyckiemu Hanna Brejwo, wójt gminy Pszczółki.
Nam nie udało się pozyskać komentarza wójt, porozmawialiśmy za to z jednym z sąsiadów sadownika, rolnikiem, któremu działko psuje rolniczy biznes i zakłóca spokój.
– Już od trzech lat nie ma u nas deszczu. Dowodów nie ma, ale my wiemy, że to on. Mamy zdjęcia, które pokazują, że kiedy wali z działka, chmury rozdzielają się na pół i nie ma deszczu – mówi w rozmowie z INN:Poland Czesław Narożnik, rolnik z gminy Pszczółki w Pomorskiem.
– Normalnie sprzedaję 8-9 ton pszenicy rocznie z jednego hektara. Łącznie mam 30 hektarów pszenicy. Przez to, że nie ma deszczu, sprzedaję tylko 5-6 ton. Na jednym hektarze tracę 2100 zł, więc moja roczna strata tylko na pszenicy, bo mam jeszcze inne zboża, to co najmniej 60 tys. zł – dodaje.
Czy rzeczywiście sadownik zatrzymał na Pomorzu deszcze?
Powiem tak, to trudny temat. Od pewnego czasu z opadami jest u nas wielki problem. Kiedy woda jest najbardziej potrzebna, to nic się nie dzieje, nie ma deszczu. A on cały czas strzela z tego swojego działka. Cały czas. Myśleliśmy na początku, że to burza, grzmoty, ale doszliśmy do tego, co się stało. Ktoś nam powiedział, że deszcz zatrzymują sprzęty do rozganiania chmur gradowych, które on uruchomił.
Działko do rozbijania chmur gradowych w Miłobądzu koło Tczewa
No nie wierzyłem, myślałem, że robią to tylko w Dzień Zwycięstwa w Moskwie, że to u nas niemożliwe. A tu się okazuje, że jednak jest możliwe. Ostatnio przestał strzelać, to i deszcze wróciły. U nas rolnicy nie mają deszczowni, nawadniania kropelkowego i potrzebują deszczu, nie? Woda jest tylko z góry, inaczej nic nie urośnie. Powoli robi się u nas pustynia. On te urządzenia ma i ma wszystko gdzieś. Wszystko po to, by chronić swoje borówki.
Niewiarygodne, rozgania chmury i zatrzymuje deszcz.
Tłumaczy się, że rozgania tylko chmury gradowe. Że dostaje komunikat o możliwym gradobiciu i wtedy włącza swoje działko. Czytaliśmy instrukcję obsługi producenta działka i tam jest napisane, że urządzenie powinno być włączone 20 minut przed i 20 minut po gradobiciu. A on wali z tego działka cały czas.
To brzmi jak grzmoty, strzały?
Tak, jak grzmoty, tylko bez tego burzowego echa. Co 15, 20 czy 30 sekund. Mieszkamy od niego w prostej linii jakieś 10,15 kilometrów. Może z boku wygląda to na wróżenie z fusów, ale my mamy porobione zdjęcia, jak idą chmury i szykuje się na potężną burzę i, kiedy on włącza działko, chmury rozdzielają się na pół, jedne idą w jedną, drugie w drugą stronę i nie ma deszczu. Dokładnie w tym miejscu, gdzie stoi jego działko. Tak to wygląda. Nikt tego nie udowodnił. Ale my od lat widzimy, że ma to wpływ. Problem w tym, że nie ma zakazu używania tych dział.
A od ilu lat on tak strzela?
To już trzeci rok, jeśli się nie mylę. Tłucze tak tym działem, że w nocy słychać i spać nie można. Zakłóca spokój wszystkich. To jest jedna rzecz. Ci, którzy wstają rano do pracy, mówią, że tłucze nawet o trzeciej, czwartej rano. Ja wiem, że od piątej rano na 100 procent wali co dzień.
Ostatnio kupił tłumik i jest ciszej. Ale efekt jest ten sam: rozwala chmury i tyle. I to w miesiącach, w których rośliny potrzebują najbardziej wody: kwiecień, maj, czerwiec. Wtedy u nas nie pada wcale. Czterdzieści kilometrów od nas rolnicy też się dziwią, nie wiedzą o nim. Mówią nam, że też u nich w ogóle nie pada. Takie robią się anomalia.
Ale to nie tylko on. W okolicach Kołobrzegu i Koszalina jedna spółka ma ponad 100 hektarów borówki, a borówka w ogóle nie uznaje deszczu. Też nawadniają kropelkowo. Też strzelali do góry. Cztery gminy miały przeszło 7 lat problem z deszczem.
A jak wysoko on może strzelać?
Ponad 15 kilometrów. Meteorologiem nie jestem, ale u nas jest zero deszczu. A w zeszłym roku zalało pobliską Kościerzynę i Kartuzy! Byliśmy u niego, rozmawialiśmy z nim. Nie chce rozmawiać, on rozbija grad i koniec. Taka jest z nim rozmowa. Więcej nie pojadę, bo nie ma żadnej chęci nawet do ograniczenia strzelania. Byliśmy w pięciu rolników, razem z panią wójt. I nic.
Czyli nie przyznaje się, że rozwala deszcz?
Absolutnie, tylko grad. Z deszczem nie ma nic wspólnego. Takie jest jego stanowisko. A on ma po prostu rośliny, które nie lubią deszczu. Każdy sadownik przed i po deszczu pryska rośliny na grzyba. Im mniej deszczów, tym mniej oprysków. Ja jako rolnik też to muszę robić. A więc jemu deszcz szkodzi, bo oprysk sporo kosztuje.
Strzelanie opłaca mu się bardziej?
Inaczej by tego nie kupił. Takie działko kosztuje koło 150 tysięcy.
Duży ma sad?
Dokładnie nie wiem, ale to setki hektarów. Powiem jeszcze jedną rzecz: znane są w Polsce przypadki ludzi, którzy mają w sąsiedztwie sadownika, który też ma ten sprzęt i oni wręcz cieszą się, że jest to działko. Bo jak ma przyjść grad, to ich chroni. Ale tamten włącza to tylko na godzinę. A nie tłucze cały dzień jak u nas, dzień w dzień. Nie ma, że dzień i spokój. Jeden, drugi, ósmy dzień cały czas wali, bo cały czas zapowiadają burze.