
Wiosną zachłystywaliśmy się Panama Papers, na jesień mamy kolejną lekturę: Bahama Leaks. Na bazie 1,3 miliona dokumentów dotyczących 175 tysięcy spółek zarejestrowanych na Bahamach Międzynarodowe Konsorcjum Dziennikarzy Śledczych (ICIJ) ujawnia kulisy funkcjonowania zarówno wielkich, jak i małych armatorów. Wśród nich praktycznie wszystkich liczących się graczy z Polski.
REKLAMA
W dokumentach ujawnionych przez ICIJ odnajdziemy przede wszystkim naszego rodzimego potentata, Polską Żeglugę Morską. Ponad połowa jednostek należących do tego armatora jest zarejestrowana na Bahamach. O ironio, pod tą banderą – oraz ze wskazaniem Nassau jako portu macierzystego – pływają choćby promy Unity Line, łączące Świnoujście z Ystad. Tę samą afiliację mają masowce PŻM, filar potęgi przedsiębiorstwa, które co roku obsługuje transport 21 mln ton ładunku.
Trudno się zatem dziwić, że w Bahama Leaks znajdziemy liczną reprezentację Polaków, w szczególności związanych z PŻM. Listę otwiera obecny wiceminister gospodarki morskiej i żeglugi śródlądowej, Paweł Brzezicki – kierujący przedsiębiorstwem w latach 1998-2005. Są też m.in. nazwiska Krzysztofa Rodzocha, obecnie prezesa firmy Pazim, dysponującej kompleksem hotelowym w Szczecinie, czy Sławomira Bałazego – do niedawna szefa przedstawicielstwa PŻM w Luksemburgu.
Korzystanie z rajów podatkowych nie jest jednak w tej branży żadnym zaskoczeniem. Polskie jednostki pływają pod co najmniej kilkunastoma innymi banderami, od Cypru po Wyspy Marshalla. Na morzach i oceanach służy też szacunkowo od 30 do 50 tysięcy marynarzy, pływających zarówno na jednostkach „polskich”, jak i „zagranicznych” armatorów. Ten stan rzeczy nie jest nowością i wynika przede wszystkim z faktu obciążenia płac marynarzy podatkami i potencjalnym ZUS-em. Jak szacują eksperci obsługujący armatorów, w polskich realiach rejestrowanie firmy nad Wisłą podnosiłoby koszty funkcjonowania o kilkadziesiąt procent.
Do „powrotu z raju” armatorów mogłyby skłonić jedynie ulgi. Rozwiązania tego typu funkcjonują w Unii Europejskiej, pewnego rodzaju ulgi zastosowali już Niemcy, Norwedzy, Holendrzy czy Brytyjczycy. W Polsce decydenci do tej pory nie dopuszczali takiej możliwości, choć w strukturach resortu gospodarki morskiej i żeglugi śródlądowej funkcjonuje już zespół, który ma „przywrócić polską banderę”. Problem tylko w tym, że tworzenie precedensu dla jednej grupy zawodowej może okazać się otwarciem przysłowiowej puszki Pandory. Bo skoro marynarze, to czemu nie kierowcy, górnicy, ba, może dziennikarze?...
Źródło: gazeta.pl
Napisz do autora: mariusz.janik@innpoland.pl
