Ponad jedna trzecia najlepszych kandydatów do pracy najchętniej wybrałaby jako miejsce pracy firmę rodzinną – wynika z opublikowanych właśnie badań SW Research przeprowadzonych na zlecenie Grupy On Board Think Kong. Firmy tego typu mają lepszą opinię niż korporacje i dzięki temu, w dłuższej perspektywie, mają sporą szansę przyciągnąć do siebie najzdolniejszych młodych profesjonalistów na rynku.
Preferencje młodych Polaków nie pozostawiają większych wątpliwości: 37 proc. ankietowanych z grupy wiekowej 25-34 lata przyznało, że chętniej zatrudniłoby się w firmie rodzinnej niż innym przedsiębiorstwie. Pod wieloma względami firmy rodzinne wypadają w raporcie „Wizerunek firm rodzinnych jako pracodawcy” atrakcyjniej od reszty rywali na rynku pracy – również dla tych, dla których wyższość firm rodzinnych nad innymi nie jest taka oczywista.
57 proc. badanych uważa, że w firmach rodzinnych jest większa stabilność zatrudnienia (57 proc.), zarabia się więcej (45 proc.), a pracodawca jest lojalniejszy wobec pracowników (32 proc.). Dokładnie co trzeci z ankietowanych uznaje, że firmach pozostających w rękach rodzin jest mniej konfliktów, a ich reputacja jest dobra. - Firmy rodzinne stanowią w Polsce najliczniejszą grupę przedsiębiorstw, więc ich znaczenie dla rynku pracy jest bardzo duże – podsumowywała Katarzyna Rek z Grupy On Board Think Kong.
Rośnie stereotyp, na prawdzie wysiany
Kilka miesięcy temu Hamdi Ulukaya „zrobił” za oceanem nagłówki: kończąc karierę szefa swojej firmy Chobani – sporego gracza na rynku jogurtów – Ulukaya sprawił swoim pracownikom niespodziankę. Wszyscy, którzy pomogli w sukcesie firmy, od krewnych po sprzątaczki, dostali udziały w przedsiębiorstwie. Dla wielu będzie to zapewne oznaczać stabilizację do końca życia, dla następców Ulukayi – lojalność, o jakiej konkurencja mogłaby tylko pomarzyć. Na drugim biegunie są jednak takie firmy, w których wokół „prezesa” (jakkolwiek liczna nie byłaby to firma) krąży grupa od kilku do kilkunastu pracowników, a menedżer jest w tym niewielkim kręgu niepodzielnym panem i władcą.
– Rośnie jakiś kolejny stereotyp. Ale jest w nim też wiele prawdy – odpowiada na nasze pytanie, który z tych obrazków jest prawdziwym obliczem przedsiębiorczości rodzinnej, Łukasz Martyniec z Instytutu Biznesu Rodzinnego. – W firmach rodzinnych widać duże zaangażowanie, tę bardziej ludzką twarz biznesu. Przynajmniej w tych firmach, które same identyfikują się jako rodzinne – dodaje w rozmowie z INN:Poland.
Jego zdaniem, jedną z przesłanek do tego, by firma pozostała w rekach rodziny, jest dbałość o pracowników i poczucie odpowiedzialności za to, by utworzone miejsca pracy utrzymać. Właściciele firm rodzinnych dbają o to, by ich firma nie została sprzedana, często myślą kategoriami przekazania jej sukcesorom z rodziny. – Patrzę na relacje z pracownikami z punktu widzenia bardziej motywacji właścicieli niż pracowników, bo to głównie z właścicielami pracuję – mówi Martyniec. – Dbałość o pracowników jest szczególnie ważna dla tych, którzy uznają to za rodzaj zobowiązania oraz postrzegają swoją firmę w kategoriach długoterminowych. Nie ukrywajmy jednak, korporacje też mają swoje dobre i złe strony. W porównaniu do firm rodzinnych mają przewagę kapitałową, często mogą zapewnić warunki dla intensywnego rozwoju kariery, mogą dać bonusy, których firmy rodzinne najczęściej nie mają – kwituje.
– Przyczyną takich, a nie innych wyników tego badania jest fakt, że korporacje mają, nazwijmy to, kiepski PR w mediach – sekunduje mu w rozmowie z INN:Poland Aleksandra Wesołowska, ekspertka serwisu praca.pl. – Praca w korporacji kojarzy się z pracą w nadgodzinach, bez czasu dla siebie, na życie prywatne i rozwój. Kilka czy kilkanaście lat temu taki styl był pozytywnie kojarzony: rozwój i kariera. Dziś tendencje odwracają się na rzecz równowagi, tego work-life balance. Na tym zyskują firmy rodzinne, których podejście nie sprowadza się do odhaczenia numeru na liście płac – podkreśla.
Według niej jednak, osoby debiutujące na rynku pracy – młodsze nawet o kilka lat od tych, które znalazły się w grupie respondentów badania – wciąż preferują korporacje. Przynajmniej dopóki nie zaczną się zobowiązania, nomen omen – rodzinne, towarzyskie itd. Na tym etapie szybkie pokonywanie szczebli kariery może jeszcze sprawiać jakąś satysfakcję.
W rodzinie łatwiej o równowagę
Wesołowska jednak przyznaje, że i w tej grupie trend zainteresowania firmami rodzinnymi zaczyna się wyraźnie zaznaczać. – Badania wskazują, że coraz więcej ludzi będzie kładło nacisk na realizację swoich pasji pozazawodowych, wielu aktywnie uczestniczy w życiu w mediach społecznościowych: są jutuberami, blogerami. Młodzi chcą się pokazywać, mieć życie pozazawodowe, a korporacje im to odbierają – tłumaczy.
Poza tym firmy rodzinne, zarówno w swojej najprzyjaźniejszej, jak i tej mniej pogodnej wersji, są w gruncie rzeczy wszechobecne. W Polsce to około 70 proc. przedsiębiorstw, które wydają się sprawniej i bardziej elastycznie reagować na nowe wyzwania. – Szybciej podejmują decyzje, dzięki temu, że za sterami jest konkretna twarz, właściciel, który ma sprecyzowaną wizję i wie, w jakim kierunku ma podążać firma – podkreśla Sebastian Margalski ze Stowarzyszenia Inicjatywa Firm Rodzinnych.
Ale pewnym istotnym czynnikiem jest też to, że nad Wisłą szykuje się istotna zmiana w biznesie rodzinnym – zmiana generacyjna. Pokolenie założycieli firm z przełomu lat 80. i 90., którzy tworzyli zalążki polskiego kapitalizmu, wybiera się na emeryturę. I z zaskoczeniem odkrywa w wielu przypadkach, że potencjalni sukcesorzy w rodzinie wcale nie kwapią się do przejmowania sterów rodzinnej firmy. Zatem następców trzeba szukać wśród „obcych”.
– To poszukiwania na poziomie własnych pracowników, z którymi relacje są znane od lat, albo na poziomie osób odnalezionych na rynku – mówi Łukasz Martyniec, poza zaangażowaniem w Instytucie Biznesu Rodzinnego prowadzący też kancelarię specjalizującą się w sukcesjach biznesowych. – Z reguły szuka się w obrębie rodziny, ale bywa, że w grę wchodzą też takie rozwiązania, gdy kluczowi menedżerowie albo idą w stronę odkupu, albo są brani pod uwagę jako mniejszościowi udziałowcy. Wtedy są bardziej związani z firmą, mają poczucie, że pracują na swoim, a jednocześnie większość udziałów pozostaje w rękach rodziny założycielskiej. Często, zwłaszcza w większych organizacjach, dzieci są przygotowywane do sukcesji w roli strategów, a nie osób, które na bieżąco będą zarządzać firmą – zaznacza. Tym szerzej otwierają się tam drzwi dla najlepszych specjalistów z rynku pracy...