„W swoich analizach nie biorę już pod uwagę wskaźnika WIG20. Doszedłem do wniosku, że nie odzwierciedla on opinii inwestorów o spółkach, tylko jest sondażem zaufania do polityki rządu” - mówi nam Janusz Jankowiak, główny ekonomista Polskiej Rady Biznesu. Na tydzień przed walnym zgromadzeniem GPW, które zapewne odwoła prezes Małgorzatą Zaleską ze stanowiska prezesa, dołują zarówno nastroje na parkiecie, jak i odnośnie przyszłości tej instytucji.
– Tak – ucina krótko Piotr Kuczyński, główny analityk funduszu Xelion, gdy pytamy go o to, czy spodziewa się dymisji prezes Małgorzaty Zaleskiej. Już 4 stycznia, na walnym zgromadzeniu akcjonariuszy GPW – na którym Skarb Państwa ma decydujący głos – ma zapaść decyzja co do przyszłości pani prezes.
Nie miała ona nadzwyczaj dobrej prasy. Ta ekonomistka ze Szkoły Głównej Handlowej cieszyła się opinią teoretyka, ale niekoniecznie praktyka. – Bez przesady. Miała za sobą doświadczenie z kadencji pracy we władzach Narodowego Banku Polskiego – zastrzega w rozmowie z INN:Poland Janusz Jankowiak. Dla Piotra Kuczyńskiego kompetencje szefowej warszawskiej giełdy w ogóle nie mają wielkiego znaczenia, po prostu nie wykazywała się talentem menedżerskim.
„Małgorzata Zaleska nie chce zejść z parkietu” – bawiła się słowami „Gazeta Prawna” niecałe kilkanaście dni przed świętami. Szefowa GPW sugerowała wówczas, że stara się o spotkanie z wicepremierem Mateuszem Morawieckim – i od tej rozmowy miałyby zależeć jej dalsze losy. – Widzę, że bardzo się stara pozostać na stanowisku: kilkakrotnie wygłosiła ostatnio bardzo płomienną obronę rządu i jego polityki w stosunku do giełdy – podkreśla Jankowiak. Ale już to czy rząd podziela ten entuzjazm, jest wątpliwe. Nie wiadomo nawet, czy do spotkania Zaleskiej i Morawieckiego doszło.
Kto miałby zastąpić panią prezes? – Ktoś zaufany – komentują nasi rozmówcy, a Piotr Kuczyński podkreśla, że najchętniej zobaczyłby ponownie na giełdzie jej wieloletniego szefa i współzałożyciela, Wiesława Rozłuckiego. Taki scenariusz jest jednak mało prawdopodobny: mimo że GPW w ostatnich czterech latach miała czterech kolejnych prezesów, to nie wydaje się, by Rozłucki był wysoko na liście potencjalnych rządowych kandydatów. Zresztą, trudno się dziwić: dziś giełda wydaje się być cieniem samej siebie sprzed lat.
Charakterystyczny chaos
Przede wszystkim giełda, a przynajmniej największe rekiny parkietu, mogłyby równie dobrze uchodzić za departamenty któregoś z resortów. – Od przyszłego roku w swoich analizach nie będę już brał pod uwagę wskaźnika WIG 20 – mówi Janusz Jankowiak. – Ten wskaźnik jest w tej chwili w 75 procentach ważony spółkami z udziałem Skarbu Państwa, więc kształt tego indeksu nie odzwierciedla opinii inwestorów o spółkach, tylko jest sondażem zaufania do polityki rządu. Zwłaszcza w odniesieniu do spółek zależnych od Skarbu Państwa, w mniejszym stopniu do koniunktury – dodaje.
– Dokładnie to samo mógłbym powiedzieć – sekunduje mu Piotr Kuczyński. – W przeciwieństwie do mWIG40, mierzącego mniejsze spółki i będącego na poziomie najwyższym od 2007 roku, WIG20 jest daleko za indeksami europejskimi, nie mówiąc o amerykańskich. To „zasługa” polityków: nałożyli podatek bankowy, który uderzył w banki; kazali koncernom energetycznym utrzymywać kopalnie, co uderzyło w sektor energetyczny. A banki i energetyka to praktycznie 70-80 proc. tego indeksu. Nie ma się co dziwić – kwituje.
Rzeczywiście, na tym tle dobra koniunktura na rynku mniejszych spółek „wiosny nie czyni”. O próbach ściągania na giełdę inwestorów zza wschodniej granicy – z Białorusi, Ukrainy, a nawet egzotycznych Chin – nasi rozmówcy wspominają raczej z przekąsem. Trudno się też oprzeć wrażeniu, że nasze rodzime firmy GPW postanowiły obchodzić szerokim łukiem. W tym roku na rynku głównym zadebiutowało zaledwie piętnaście spółek – dokładnie połowa tego, co rok wcześniej. „Polska giełda i kurs waluty pogrążają się od roku” – podsumowywał w opublikowanym tuż przed świętami artykule „Washington Post”. Z warszawskiego parkietu wycofali się Czesi: firma Kofola, do której należy w Polsce Hoop Cola, zdecydowała, że będzie odtąd działać tylko na jednym parkiecie: praskim. Być może w styczniu z GPW zniknie też jedna ze spółek firmy mięsnej Cedrob S.A.
Generalnie, nic dziwnego, że na giełdzie dominują minorowe uczucia. Panuje przekonanie, że w strategii wicepremiera Morawieckiego rynek kapitałowy odgrywa poślednią rolę. Jednocześnie władze pozwalają sobie na „charakterystyczny chaos” – jak definiowali to nasi rozmówcy – w odniesieniu do decyzji istotnych dla funkcjonowania giełdy w przyszłości. Najlepszym przykładem może być przebieg dyskusji i procesu decyzyjnego w sprawie ostatecznego rozmontowania OFE. Ale nie brak też innych przykładów: choćby używania przedsiębiorstw Skarbu Państwa do realizacji nie-biznesowych, albo niekoniecznie zyskownych przedsięwzięć. Państwowe giganty stają się departamentami ministerstwa rozwoju? – Rzeczywiście, tak to wygląda – śmieje się Kuczyński. – Na szczęście, w tych mniejszych firmach [z mWIG40 – przyp. red.] wpływy polityków są znacznie mniejsze – podkreśla.
W procesie obumierania
Co nie znaczy, że takie status quo zostało dane raz na zawsze. OFE – dzięki środkom z naszych emerytur – były znaczącym udziałowcem w szeregu średnich i mniejszych spółek giełdowych. W Elbudowie było to ponad 76 proc. akcjonariatu, w Magellanie – 68 proc. Był to jednak najczęściej akcjonariat rozproszony – co najwyżej kilka, kilkanaście procent udział w ręku danego funduszu. Odkąd zaczęto jednak mówić o przejęciu środków z OFE założyciele firm – dzięki temu rozproszeniu udziałów zarządzający lub mający wpływ na zarządzanie spółkami – zaczęli szukać możliwości wypchnięcia OFE ze swojego akcjonariatu.
Jakąś rolę odgrywał w tym fakt, że zamiast kilku czy kilkunastu drobniejszych graczy, musieliby się zmierzyć z jednym dużym adwersarzem – Skarbem Państwa, w takiej czy innej postaci. Czy w takiej nowej sytuacji giełdowe średniaki mogłyby zostać podporządkowane wytycznym rządu tak, jak wielkie państwowe koncerny? – Zależy, jaki jest tam udział inwestora instytucjonalnego – mówi nam Janusz Jankowiak. – Generalnie, czegoś takiego wykluczyć nie można.
Jak będzie, dowiemy się już wkrótce. Po kilku miesiącach przepychanek, tuż przed świętami gabinet Beaty Szydło przyjął ostateczną wersję reformy systemu emerytalnego – środki z OFE miałyby zostać rozdysponowane między Funduszem Rezerwy Demograficznej (25 proc.), a funduszami inwestycyjnymi (pozostałe 75 proc.). – Są dwa punkty widzenia – mówi Kuczyński. – Niektórzy z moich kolegów optymistycznie zakładają, że skoro środki trafią do normalnych funduszy inwestycyjnych, a do tego powstanie filar pracowniczy, to rozrusza to giełdę.
– Osobiście w to wątpię – kwituje jednak główny ekonomista Xeliona. – Filar pracowniczy nie wypali, młodzi się masowo z niego wypiszą. Tym bardziej, widząc jak szybko zmieniają się pomysły w sprawie emerytur. Mało kto ufałby dziś w ten systemu – podsumowuje. Kuczyński nie jest też optymistą w dziedzinie transferu środków z OFE do TFI: jego zdaniem, pula tych środków będzie się w naturalny sposób kurczyć i obumierać – zwłaszcza, że będzie można je wycofywać.
Oczywiście, zniszczenie giełdy nie leży w niczyim interesie. Nawet jeśli, jak podkreśla Janusz Jankowiak, polityka rządu ma charakter etatystyczny – czyli jest nastawiona na zwiększenie udziału państwa w różnych segmentach rynku – nie oznacza to demontażu rynku kapitałowego. Cóż, w końcu instytucje, na których gabinet Beaty Szydło chce budować nową gospodarkę – np. Polski Fundusz Rozwoju – będą musiały szukać finansowania na rynku kapitałowym, emitując obligacje i papiery wartościowe.
Burza wokół OFE zaczyna już cichnąć. Ale niemal pewne wydaje się, że politycy poszukają kolejnych okazji do grzebania przy giełdzie. – Weźmy pomysł pana ministra Tchórzewskiego [Krzysztof Tchórzewski, minister energii – przyp. red.] z podniesieniem nominalnej wartości akcji, co też doprowadziło do dużych spadków cen. Nie zapominajmy o kredytach frankowych, które wiszą nad bankami: prezydent powiedział ostatnio, że należy je przewalutować po cenie z dnia wzięcia kredytu – wylicza Kuczyński. Zaleska czy nie, giełdy to nie uratuje.