300 tysięcy funtów rocznie proponują światowi giganci specjalistom z tej dziedziny. W trakcie niedawnego Dnia Prasowego eksperci firmy IBM długo opowiadali nam o tym, że ich macierzysta firma wiąże swoją przyszłość z tą technologią. „Banki centralne sprawdzają, czy na bazie blockchain da się stworzyć cyfrowe waluty przyszłości” – krzyczał niedawno nagłówek w „Financial Times”. Na tej fali chcieliby też popłynąć Polacy: jedna z polskich firm już łowi globalnych klientów z pierwszej ligi, rząd z kolei wysupłał ostatnio 10 mln złotych na specjalny akcelerator dla pasjonatów i speców z tej dziedziny.
„By zaplanować i przeprowadzić swój atak, zamachowcy z 11 września wydali gdzieś między 400 a 500 tysięcy dolarów, w większości dostarczonych przez Al-Kaidę” – napisali w swoim raporcie członkowie Narodowej Komisji w sprawie Ataków Terrorystycznych na Stany Zjednoczone.
„Choć pochodzenie tych środków pozostaje nieznane, pogłębione śledztwo ujawniło całkiem sporo na temat transakcji finansowych, które stały za atakiem. Porywacze i ich finansowi mocodawcy użyli anonimowości, jaką zapewniały międzynarodowy i krajowy system finansowy, by przenosić i gromadzić pieniądze poprzez serię niezauważalnych transakcji. Istniejące mechanizmy zapobiegania naruszeniu systemu finansowego nigdy jednak nie zawiodły. Ich nigdy nie projektowano, by pozwalały wykryć czy zakłócić transakcje tego typu, jak te, dzięki którym sfinansowano zamachy 11 września” – konkludowali.
Dotychczasowe środki bezpieczeństwa zawiodły
Gdyby przed 11 września istniała technologia blockchain taki raport mógłby nigdy nie powstać, albo brzmiałby diametralnie inaczej. Pochodzenie środków byłoby znane, śledczy mogliby sprawdzić każdą transakcję, w jakiej uczestniczył choćby jeden dolar, który pojawił się na kontach używanych przez terrorystów. Słowa „anonimowość” i „niezauważalne” w tym kontekście byłyby zbędne. Mechanizmów systemu finansowego też nie trzeba byłoby projektować pod kątem wykrywania podejrzanych transakcji – system byłby bowiem tak przejrzysty, jak nigdy w dziejach ludzkości.
A to tylko jedno z dziesiątek – ba, setek – przyszłych zastosowań blockchain. W Estonii już kilka lat temu wprowadzono rozwiązania oparte na tej technologii do rozliczania podatków oraz rejestracji aut. W Stanach Zjednoczonych może ona oznaczać nowe otwarcie dla bankowości, administracji publicznej, a nawet służby zdrowia – bo też „bloki danych”, jak mówią o nich specjaliści – idealnie służą do operacji związanych z dokumentami, tożsamością, danymi poufnymi. Nad własnymi rozwiązaniami pracują Japończycy, Włosi i Irlandczycy. Wyścig rozpoczął się na dobre.
Wytłumaczyć laikowi, o co chodzi, nie jest prosto. – Przez wiele lat wydawało się, że jeżeli coś się scentralizuje i odpowiednio ochroni za pomocą firewalli czy zespołów wysoko opłacanych speców IT, to będzie to bezpieczne. Ale te środki ochrony nieraz zawiodły. Tymczasem kilka lat temu okazało się, że można tworzyć bezpieczne bazy danych, rozproszone po całym świecie, których zawartości nie da się sfałszować. To właśnie technologia rozproszonych rejestrów, której specyficznym rodzajem jest blockchain – mówi INN:Poland Krzysztof Piech, ekonomista ze Szkoły Głównej Handlowej, mentor start-upów w Akademickich Inkubatorach Przedsiębiorczości i biznesowy lider Strumienia „Blockchain i kryptowaluty” rządowego programu „Od papierowej do cyfrowej Polski”.
– Blockchain wprowadza coś, czego internet nigdy sam w sobie nie wprowadził – mówi nam Piech. – Umożliwił komunikację ludzi między sobą, ale nigdy nie dał pewności co do tego, kto jest po drugiej stronie i czy może ona przesłać nam jakąś realną wartość za pomocą internetu. Blockchain sprawia, że możemy się wymieniać cyfrowymi pieniędzmi, akcjami czy dokumentami, mając pewność, że nie ma takiej szansy, by ktoś mógł je sfałszować – kwituje. W niektórych branżach za taką pewność wynagradzano by górami złota. Sztuka polega na tym, by w przyszłości stała się ona standardem.
Liczy się tylko skala globalna
Po 11 września gremialnie przy komputerach zasiedli agenci służb antyterrorystycznych, analitycy, specjaliści od propagandy i... bankierzy. – Przez lata moim głównym zajęciem było przeciwdziałanie praniu pieniędzy i finansowaniu terroryzmu. Robiłem to globalnie, w ramach Royal Bank of Scotland, a wcześniej w UBS – opowiada INN:Poland Paweł Kuskowski, prezes firmy Coinfirm Blockchain Lab. – Widziałem, jak istniejący system jest bezradny wobec tego procederu. I widziałem, będąc fascynatem problematyki Compliance, że dzięki technologii opartej na blockchain, jeśli by została wdrożona globalnie, można by go radykalnie ograniczyć – dodaje.
W 2012 r. Kuskowski zorganizował w Polsce konferencję na temat compliance i przeciwdziałania praniu pieniędzy (bo też blockchain jest ich fundamentem). Na spotkaniu pojawili się przedstawiciele środowiska ekspertów zainteresowanych kryptowalutami. – Wyszła nam bardzo ciekawa rozmowa. Od tego momentu zaczęliśmy rozmawiać z tym środowiskiem i powoli zbierać zespół, bo zauważyłem, że kryptowaluty i blockchain są bardzo nowoczesną i przyszłościową technologią. Do zespołu weszli zresztą uczestnicy tamtej konferencji – dorzuca.
Powstała Coinfirm Blockchain Lab, niewątpliwie jedna z najbardziej obiecujących firm technologicznych nad Wisłą, zaproszona właśnie do udziału w akceleratorze Massachusetts Institute of Technology. No cóż, formalnie to wciąż start-up. – W tej chwili mamy inwestorów na poziomie seed, w firmę zaangażowane zostały też własne środki – ucina pytania o finanse Kuskowski. – Wycena naszej spółki jest sprawą drugorzędną: najważniejsza jest dla nas wizja, którą realizujemy – spełniając własne zamierzenia, potrzeby klientów i oczekiwania rynku. To ona pozwala nam tworzyć produkty, z którymi można wejść na globalne rynki szybko i z ogromnym potencjałem – podkreśla.
I firma kilka takich produktów ma: chodzi przede wszystkim o platformę AML/KYC, która jest jej flagowym produktem, w ramach MIT Enterprise Forum ma też zostać wdrożona Document Verification Platform. – Pracujemy też nad projektem z obszaru biometrii, o rewolucyjnym potencjale, choć nie jest to jeszcze produkt na etapie go-to-market – uzupełnia współzałożyciel firmy.
– Z definicji są to produkty adresowane do klientów na całym globie, Polska jest rynkiem niewielkim – oprócz tego, że jesteśmy tutaj, podobnie jak w Londynie, obecni fizycznie – zastrzega Kuskowski. – Blockchain to technologia, do której dostęp i szybkość transakcji jest taka sama, czy to w Warszawie, czy w Hongkongu lub Abudży. Dlatego też nasi klienci i partnerzy są na całym świecie: to choćby znana globalna wywiadownia gospodarcza Bisnode, Cashaa, Syngrapha, Dash czy Microsoft. Document Verification Platform już na tym etapie interesują się z kolei szwajcarskie banki – dorzuca. Będzie jednorożec? Talenty przyciąga wyzwanie
Potencjał jest – czy to w przypadku Coinfirm Blockchain Lab, czy też innej spółki. – W Polsce zastosowanie technologii blockchain bardzo szybko się rozwinęło i pod względem kryptowalut jesteśmy bardzo rozwiniętym krajem, jednym z kilku wiodących na świecie – mówi nam Krzysztof Piech. – Natomiast znacznie słabiej jest w obszarze rozwiązań wykraczających poza kryptowaluty: nie mamy tak rozwiniętego systemu finansowania tego typu projektów, jak na Zachodzie. Polska ma też biznes mniej odważny pod względem chęci zastosowania i eksperymentowania z nowinkami technologicznymi. Otwiera się za to inna możliwość: zastosowania blockchain w administracji – dodaje.
W Polsce takim rozwiązaniem ma być Polski Akcelerator Technologii Blockchain – projekt, któremu patronuje ministerstwo cyfryzacji, a którego szefem ma być właśnie Piech. Akcelerator ma być finansowany kwotą niemal 10 mln złotych ze środków Programu Operacyjnego Polska Cyfrowa 2014-2020 i wspierać tworzenie rozwiązań administracji państwowej (w zakresie eliminacji fałszowania dokumentów i e-maili oraz tożsamości cyfrowej, a także śledzenia przepływu podatków i składek, wykorzystania środków publicznych oraz bezpiecznego obiegu faktur elektronicznych), w służbie zdrowia (stworzenie rejestru badań lekarskich) oraz w sektorze naftowym (cyberbezpieczeństwo automatyki przesyłowej i rejestrowanie ubytków paliw).
Zdaniem Piecha, gdyby udało się zrealizować te cele Polska dołączyłaby do grona najbardziej zaawansowanych krajów pod względem zastosowań blockchain. – To wszystko trzeba jednak jeszcze uzgodnić – zastrzega szef Akceleratora. – Rozmawiamy wciąż z ministerstwem o tym, jakie problemy powinny zostać zaadresowane w pierwszej kolejności – dorzuca. Inna sprawa, że chociaż projekt funkcjonuje formalnie już od 1 stycznia br., to współpraca NCBiR i ministerstwa cyfryzacji utknęła w martwym punkcie z powodów formalno-prawnych.
– Poza tym trzeba też rozmawiać o innych kwestiach: m.in. dojrzałości czy edukacji w zakresie zastosowania tej technologii. Wiedza o niej przedostaje się do świadomości polityków, opinii publicznej i fachowców bardzo powoli. Ze względu na to, że na świecie było bardzo niewiele wdrożeń tej technologii, trudno wskazać konkretne dane czy opracowania na temat potencjalnych oszczędności finansowych. Uruchomienie takiego projektu wydaje się być pewnym ryzykiem – kontynuuje Piech.
Potencjalny kłopot tkwi jednak w czymś innym. – Z pewności mamy w Polsce ludzi, którzy doskonale rozumieją, o co chodzi w tej technologii. W porównaniu do innych rynków jest ich całkiem sporo – mówi nam Paweł Kuskowski. – Wszystko zależy jednak od tego, czy uda się tu stworzyć produkty konkurencyjne w skali globalnej, bo na tym obszarze nie ma innej. Jeżeli się nie uda, to ci ludzie momentalnie zaczną pracować w Berlinie czy Londynie, za kwoty rzędu 300 tysięcy funtów rocznie. Bo takie są stawki, jakie potrafią zaoferować nasi rywale – dodaje. – Dziś jest to więc ciekawe środowisko ale jeżeli nic się w nim nie wydarzy, za kilka lat już go w Polsce nie będzie – dodaje. Trudno się dziwić, gdyby przełożyć budżet Akceleratora do wspomnianych stawek, Polski nie byłoby stać na zatrudnienie nawet dziesiątki specjalistów od technologii blockchain.
– To, co zachęca uzdolnionych ludzi do udziału w projekcie, to wyzwanie – podkreśla Kuskowski. – Projekt musi być ekscytujący: z samego faktu, że w Polsce powstaje akcelerator i ma finansowanie, jeszcze niewiele wynika. Można sobie przyjść i potestować coś, ale stworzenie produktów, rozwiązujących konkretne problemy, to zupełnie inna historia. Tu tkwi nasza przewaga: robimy profesjonalne projekty, one są komercjalizowane i o to najczęściej chodzi ludziom, którzy z nami pracują, zarówno w ramach Coinfirm jako firmy RegTech, jak i w naszym Coinfirm Blockchain Lab. Mówią nam: jak robię to z wami, widać, że to ma sens; nie jest teorią, elementem jakiejś mętnej wizji, nie jest ubite w procesie administracyjnym – dodaje.