„To taka wiedza tajemna” – żartuje na temat systemu opracowanego przez warszawski start-up Fenige prezes firmy, Marcin Kopyś. Jak podkreśla, opracowany przez specjalistów Fenige system przekazów pieniężnych P2P między użytkownikami kart płatniczych, jest wyjątkowy w skali europejskiej, jeżeli nie światowej. Sprzedaż produktów firmy odpowiednio rośnie, poza polskim rynkiem, na którym Fenige musi wziąć na wstrzymanie – firma od niemal roku czeka na licencję.
W ostatniej edycji MIT Enterprise Forum Poland do ścieżki fin-tech, której opiekunem był bank PKO BP, start-upowcy garnęli się – można by rzec – tłumnie: zgłosiło się 26 projektów. Wśród zwycięzców znalazła się też niezbyt może znana, ale za to całkiem już doświadczona firma Fenige. Jej rozwiązania zainteresowały specjalistów z amerykańskiego Massachusetts Institute of Technology.
– Idea przelewu z karty na kartę jest fajna i perspektywiczna. W zasadzie jesteśmy jedyną firmą, która opracowała i używa schematu umożliwiającego równolegle wykonywanie dwóch transakcji w Europie Zachodniej i Środkowej – mówi INN:Poland prezes Fenige, Marcin Kopyś. – Dla Amerykanów to musi być ciekawe rozwiązanie, można je bowiem rozwijać w wielu rozmaitych kierunkach. Trudno o takie rozwiązania na rynku, wiedza o tym, jak to działa nie jest tak po prostu dostępna, mało kto się tym zajmuje. Poza tym produkt łatwo skomercjalizować: będzie działać praktycznie wszędzie, gdzie używa się kart Mastercard i Visa. To rozwiązanie globalne – podsumowuje atuty Fenige Kopyś.
Unikalny system procesingowy
Z perspektywy klienta w produkcie Fenige chodzi przede wszystkim o wygodę. Przeciętny użytkownik potrzebuje jedynie numerów kart płatniczych – swojego oraz adresata przelewu – by wysłać transfer. Nie trzeba zaglądać na rachunek, by spisać numer, w przypadku przelewów międzynarodowych nie trzeba ustalać numeru SWIFT. Nie trzeba też zastanawiać się przez wiele godzin, czy i kiedy transfer dotrze na docelową kartę: operacja zajmuje w najgorszym przypadku kilka minut, w sytuacjach optymalnych, jak mówi Kopyś – sekundę.
Kosztuje to relatywnie niewiele: w przypadku transferów w granicach Polski, to 1,3 proc. wysyłanej kwoty (minimum 50 groszy). W przypadku transferów zagranicznych – prowizja rośnie do 2,5 proc. – Na styczeń br. udało nam się obsłużyć około 9 tysięcy transakcji – podkreśla szef firmy.
Byłoby więcej, ale firma wcale nie ma nad Wisłą tak łatwo. Spółka powstała już w 2013 roku, od początku z zamiarem obsługi przelewów z karty na kartę w oparciu o standard Mastercard. Mastercard miał kłopot z uruchomieniem w Europie tej usługi, choć do gry chciał się włączyć ukraiński PrivatBank, największy bank komercyjny nad Dnieprem. – Szło opornie, więc w 2014 r. nasza firma zdecydowała się podłączyć się do Mastercarda samodzielnie – tłumaczy Kopyś. – To był długi i kosztowny proces, podłączaliśmy się przez kolejne dwa lata – dodaje.
W tym czasie powstał unikalny system procesingowy, umożliwiający prowadzenie zarówno transakcji między kartami, ale również między kartą a gotówką, np. poprzez wpłaty we wpłatomatach bezpośrednio na karty płatnicze. Z perspektywy technologicznej MoneySend działa praktycznie bez ograniczeń – usługa mogłaby być dostępna wszędzie, gdzie użytkownicy posługują się kartami Mastercard i Visa. W Polsce jest to prawdopodobnie grubo ponad połowa rynku. A mógłby być cały, gdyby nie to, że niektóre banki nie posiadają jeszcze odpowiednich technologii. I gdyby nie fakt, że paradoksalnie na rodzimym rynku firma ugrzęzła w procesie proceduralnym.
Produkt globalny
Wiosną ubiegłego roku spółka wystąpiła o pozwolenie na świadczenie usług na polskim rynku do Komisji Nadzoru Finansowego. KNF wydaje taką licencję, konsultując się z Narodowym Bankiem Polskim. Proces decyzyjny utknął gdzieś pomiędzy tymi dwiema instytucjami. Dość rzec, że Fenige do dziś czeka na upragnioną licencję.
Problem w tym, że zależy od niej dalszy rozwój firmy: Fenige chciałoby włączyć do swojego systemu karty Visa – co dałoby firmie „pokrycie” na praktycznie całym rynku użytkowników kart płatniczych. - Wtedy każdy klient na świecie byłby w stanie korzystać z naszego systemu, zastąpilibyśmy SWIFT na poziomie globalnym – podkreśla Kopyś. Dodatkowo, firma chciałaby zacząć obsługiwać operacje typu cash-to-card, czyli np. wpłaty we wpłatomatach bezpośrednio na kartę.
Nad Wisłą firma może mieć związane ręce, ale nie odpuszcza rynków zagranicznych: według Marcina Kopysia sprzedaje swoje produkty m.in. w Czechach, Słowacji, na Węgrzech i zapewne – transakcja nie jest jeszcze sfinalizowana – w Rumunii. – Rozmawiamy o rozmaitego rodzaju wariantach usług z Rosją, toczą się też negocjacje na Ukrainie – informuje Kopyś. – Produkt jest stosunkowo łatwy do skomercjalizowania, łatwo go sprzedać zarówno na Wschodzie, jak i na Zachodzie. To rozwiązanie globalne – kwituje. Nic zatem dziwnego, że MIT chce mieć na niego oko.