Nie istnieje „efekt Opola”: miasto w dni festiwalowe nigdy nie przeżywało jakiegoś nadzwyczajnego najazdu gości. Wśród młodych mieszkańców miasta Opole ma charakter skansenu, sensu w obecnej awanturze nie widzą żadnego. Ratusz otwarcie przyznaje, że do interesu dokładał, w trosce o prestiż i pół wieku festiwalowej tradycji. Nawet telewizja – przynajmniej w teorii największy potencjalny beneficjent imprezy – prawdopodobnie będzie na opolskiej imprezie „w plecy”.
Po awanturze o listę gwiazd zaproszonych do Opola, a w końcu o samą organizację festiwalu, w sieci zaroiło się od festiwalowych wspominków – w końcu Festiwal Piosenki Polskiej w Opolu był sztandarową imprezy polskiej muzyki rozrywkowej, a występy Czesława Niemena, Maryli Rodowicz czy Haliny Frąckowiak to ważny punkt ich biografii muzycznych.
Problem w tym, że to już tylko kronikarski zapis. – Nie wiem. Naprawdę, nie potrafię sobie przypomnieć. Może któraś z koleżanek mamy? – odpowiada na nasze pytanie o sąsiadów i znajomych chodzących na festiwalowe koncerny niemal trzydziestoletnia Karolina z Opola. –Musiałabym zapytać – kwituje.
Jeszcze brutalniej pisze o tym autor postów na fanpage „Schabowy po lubelsku”. „Nie napiszę, że Opola nie oglądam od 20 lat (…), bo to raczej oczywiste. Opola nie ogląda przecież nikt poniżej 90. roku życia, a ja się jeszcze do tej grupy nie zaliczam. Żebym to oglądał, musieliby mi dopłacić, a żebym się wybrał na widownię, musieliby nie tylko dopłacić, ale i dać dyspensę na spożywanie napojów wyskokowych w ilościach niekontrolowanych. I zapewnić wiadro, w razie gdybym był zmuszony wyrazić do niego swoją opinię” – komentuje kąśliwie ostatnie zamieszanie.
Trudno oprzeć się wrażeniu, że opolski festiwal żyje przede wszystkim własną legendą. – Festiwal Piosenki Polskiej w Opolu to ponad pięćdziesiąt lat tradycji. To jedna z najważniejszych, jeżeli nie najważniejsza, marka Opola – odpowiada na nasze pytania rzeczniczka prasowa opolskiego ratusza, Katarzyna Oborska-Marciniak. – Festiwal jest ważny nie tylko dla ratusza, ale też dla mieszkańców. Naszym zadaniem jest więc dbanie o tę markę, co w tej chwili robimy – ucina.
Cóż, prestiż to jedno. Odwołanie festiwalu może się okazać dla opolskiego budżetu sporą ulgą. – Festiwal nie był, przynajmniej w ostatnich latach, źródłem dochodów dla miasta – przyznaje Oborska-Marciniak. – Wręcz przeciwnie: dopłacamy do niego. W tym roku miało to być 800 tysięcy złotych. Jeżeli uwzględnimy też udostępnienie amfiteatru, zapewnienie służb medycznych i kilka dodatkowych usług technicznych – zapewne uzbierałby się milion złotych – dodaje.
Co ciekawe, wszyscy zainteresowani zapewniają, że frekwencja dopisuje. – Bilety na festiwal w Opolu były czymś takim, co ludzie zawsze próbowali zdobyć – mówi nam rzeczniczka. – Kolejki po nie ustawiały się bardzo wcześnie, a kiedy sprzedaż ruszała, zazwyczaj szybko się rozchodziły – dorzuca. I rzeczywiście. „Niektórzy melomani stali w kolejce nawet dwanaście godzin” – relacjonował reporter Polskiego Radia w 2013 roku. – „Mówią, że było warto czekać dla emocji, oczekiwanych na jubileuszowym festiwalu”.
Zainteresowaniu biletami mógł sprzyjać fakt, że znajdujące się w puli bilety były stosunkowo niedrogie, a ich cena nie zmieniała się od lat: przeciętnie – i w zależności od sektora – bilety na cały dzień kosztowały 60, 80 i 110 złotych. Nawet, gdyby wszystkie bilety kosztowały 110 złotych i wyprzedawano by całą – szacowaną na pięć tysięcy miejsc – widownię opolskiego amfiteatru, do portfela organizatorów trafiałoby 550 tys. złotych za dzień. A to oznaczałoby, że w takich idealnych warunkach sam wkład Opola zwracałby się dopiero po dwóch dniach.
A warunki były dalekie od idealnych, np. w 2013 roku do sprzedaży przeznaczone było zaledwie 1500 biletów na koncert „Superjedynek” – najatrakcyjniejszy i najdroższy (do 130 zł) w jubileuszowej edycji festiwalu. Czyli brutto koncert ten mógł przynieść zaledwie niecałe 200 tysięcy. W innych edycjach uczestnicy uskarżali się na niemożność kupienia biletów w lepszych sektorach – te były przeznaczone dla specjalnych gości TVP, jak można zakładać – decydentów zaproszonych przez organizatorów z Woronicza, najpewniej na koszt organizatora.
Ba, w 2010 roku (tamta edycja akurat była organizowana poza amfiteatrem) na widowni miało być 1500 wolnych miejsc – jak relacjonowała „Nowa Trybuna Opolska”. Bilety na zaplanowany wówczas koncerty Kombii i piosenek z Kabaretu Starszych Panów przeceniono wówczas na 20 i 30 złotych. Opolanie opowiadają, że w końcu część z nich została wówczas rozdana mieszkańcom miasta.
– Festiwal był organizowany przez dwóch partnerów: miasto i TVP. Dzielą się oni zadaniami – udostępnienie amfiteatru, wkład finansowy czy ochronę festiwalu w poprzednich latach zapewnialiśmy my. Natomiast za emisję sygnału telewizyjnego, realizację koncertów itd. odpowiadała, oczywiście, telewizja. Ona też zapewniała widownię, do niej bowiem należały bilety – mówi nam Katarzyna Oborska-Marciniak.
Nie inaczej jest teraz. W poprzednich latach TVP sprzedawała bilety m.in. poprzez system e-bilet czy Narodowe Centrum Polskiej Piosenki w Opolu, w tym roku ma zapewnić sprzedaż „własnymi kanałami”. Przedsmak tej samodzielności dają pierwsze informacje dotyczące sprzedaży biletów na tegoroczny benefisowy koncert Jana Pietrzaka: choć telewizja jeszcze nie poinformowała o tym, w jaki sposób będzie można kupić bilet na tegoroczną edycję (jak rozumiemy, do Kielc, a nie Opola), to już wiadomo, że bilety na koncert Pietrzaka rozeszły się lepiej niż świeże bułeczki – całą pulę wykupiła... „Solidarność”, która dowiezie działaczy na występ autokarami. – To TVP odpowiadała za to, jak bilety się rozchodzą: czy na pniu czy przeciwnie. TVP odpowiada za sprzedaż i zyski z nich, czasami tylko telewizja powierzała nam dystrybucję – odcina się rzeczniczka opolskiego ratusza.
A zatem – Opole na imprezie nie zarabia, tylko do niej dokłada. TVP nie zarabia na biletach, więc może na transmisji? To byłoby bardziej możliwe, choć na transmitowaniu trwających przez siedemnaście dni ubiegłorocznych igrzysk w Rio de Janeiro TVP zarobiła prawdopodobnie 20-25 mln złotych, emitując około ośmiuset godzin relacji. Trudno sobie zatem wyobrazić, żeby na reklamach towarzyszących przekazom z Opola zarobiła choćby milion.
Tym bardziej, że z danych Nielsen Audience Measurement wynika, że już zeszłoroczna edycja festiwalu miała najsłabszą oglądalność od dekady – średnio przed ekranami siadało 2,35 mln Polaków. Teoretycznie to wciąż nie najgorzej: to co czwarty widz, który miał wówczas włączony telewizor. W praktyce, w poprzednich latach audytorium festiwalu przekraczało 3 mln widzów (w 2012 r. wyjątkowo spadło do 2,5 mln), więc edycja 2016 wypadła wyjątkowo słabo. Ale może to i lepiej, przynajmniej jakaś grupa widzów uniknęła słuchania, jak występ prezesa telewizji przerywają gwizdy.