Nie istnieje coś takiego, jak jakaś mityczna organizacja reprezentująca interesy wszystkich przedsiębiorców – mówi nam Jeremi Mordasewicz, ekspert Konfederacji „Lewiatan”. Rządowy pomysł, by zafundować rodzimym firmom finansowany z wpływów VAT samorząd gospodarczy, uważa on wręcz za zagrożenie. Struktura, która ma kosztować na początek około 300 mln zł – a docelowo ponad miliard – będzie podporządkowaną rządowemu sponsorowi quasi-reprezentacją przedsiębiorców, a najlepiej wyjdą na niej osoby zatrudnione w biurze.
„Mityczną organizację wszystkich przedsiębiorców” rząd chce powołać ustawą o powszechnym samorządzie gospodarczym, o której napisał dziennik „Rzeczpospolita”. Jak podkreśla Jeremi Mordasewicz, na finansowanie tej organizacji rząd chciałby przeznaczyć 0,2 proc. wpływów z podatku VAT. Rozwiązanie to jest wzorowane na niemieckim – tyle, że nad Renem odsetek środków z VAT jest wyższy – sięga 0,8 proc.
Z tego bierze się pierwsza obawa eksperta. – Rząd może zadekretować powołanie samorządu i przeznaczyć na to 300 milionów złotych, bo taka kwota wychodzi po przeliczeniu 0,2 proc. wpływów z VAT. Ale na tym się nie skończy, gdybyśmy chcieli dojść do poziomu finansowania na wzór tego niemieckiego, ostateczna kwota przeznaczana na ten cel co roku będzie czterokrotnie wyższa – szacuje Mordasewicz.
300 milionów to, jego zdaniem, zbyt mało, by samorząd mógł realizować jakiekolwiek bardziej skomplikowane zadania. – Albo więc takiej organizacji powierzy się ograniczony zakres zadań, albo zadania te będą wykonywane po łebkach – kwituje ekspert Konfederacji „Lewiatan”. – Poza tym znajdzie się grono ludzi, których jedyną ambicją będzie gospodarzenie tymi milionami – dorzuca.
Ale nawet jeżeli w grę wchodziłby ów symboliczny miliard złotych, najprawdopodobniej nie będzie lepiej. – Taka kwota finansowałaby strukturę, która nie byłaby autentyczną strukturą powoływaną przez przedsiębiorców. Od momentu powołania byłaby to raczej organizacja zdominowana przez grono działaczy i etatowych pracowników. Jak w przypadku każdej organizacji stworzonej odgórnie – podsumowuje. Na dodatek struktura, dla której równie ważne, jak interesy biznesu, byłyby potrzeby rządu.
Dlaczego? Cóż, przede wszystkim dlatego, że organizacje zrzeszające przedsiębiorców rozwijają się nad Wisłą bardzo wolno. Te, które już istnieją – od rozmaitych izb rzemieślniczych po struktury stworzone dla reprezentowania średniego i dużego biznesu, jak Polska Rada Biznesu czy Konfederacja „Lewiatan” – mają podstawowy atut: są dobrowolne. Zapisują się do nich – i płacą za ich działania – firmy, które są świadome swoich interesów i tworzą struktury, poprzez które interesy te mają być realizowane.
Do samorządu gospodarczego automatycznie zapisywani byliby wszyscy przedsiębiorcy, zapewne w chwili wpisania do rejestru podatników VAT. Olbrzymia większość byłaby jednak biernym widzem działań – lub ich braku – samorządu gospodarczego. Nie ma w tym nawet ich winy, bo nie dość, że większość przedsiębiorców koncentruje się na rozwijaniu swoich firm i nie myśli kategoriami szerszego branżowego kontekstu, to jeszcze nad Wisłą nie ma tradycji kolektywnego działania środowisk biznesowych.
To otwiera drogę do biurokracji: w potencjalnej organizacji karty rozdawaliby nieliczni zaangażowani aktywiści i etatowi pracownicy. Mordasewicz porównuje to do samorządów terytorialnych – większość Polaków traktuje wybory w swoich miastach czy gminach z obojętnością, w efekcie jakość kadr bywa różna, subtelnie rzecz ujmując. – Przy takiej obojętności przedsiębiorców, z czasem samorząd zacznie się kierować nie interesem ogółu, tylko poszczególnych, co bardziej aktywnych grup. A wreszcie tych, którzy dają pieniądze na organizację – kwituje.
A pieniądze na organizację daje rząd. – Kto daje pieniądze na organizację, ten ma ogromny wpływ na jej funkcjonowanie – zastrzega Mordasewicz. – Zatem jeżeli samorząd gospodarczy będzie finansowany z VAT, to będzie się musiał liczyć z oczekiwaniami rządu, bo to rząd będzie decydował, czy środki przeznaczone na organizację zostaną zwiększone czy zmniejszone. Uzależniamy się od tego, kto daje finansowanie, nawet jeżeli nie będzie to wpływ bezpośredni – dowodzi ekspert „Lewiatana”.
W podobny sposób na łamach „Rzeczpospolitej” wypowiadał się Rafał Baniak, wiceprezydent wykonawczy Pracodawców RP. – Jeżeli nowa instytucja ma być finansowana ze środków publicznych, a jej prace nadzorowane przez wojewodów i rząd, to siłą rzeczy nasuwa się podejrzenie, że byłaby ona uzależniona od administracji publicznej i byłoby jej daleko od autonomiczności – dowodził. Innymi słowy, wraz z powstaniem samorządu gospodarczego rząd mógłby konsultować swoje nowe projekty z uzależnioną od siebie organizacją, a nie krytycznie zazwyczaj nastawionymi organizacjami przedsiębiorców.
I za taki właśnie fortel uważany jest projekt wspomnianej ustawy: od końca 2015 roku konsultacje rządu ze środowiskami przedsiębiorców oraz organizacjami pracowników toczy się na forum Rady Dialogu Społecznego. Do instytucji tej wchodziły dotąd organizacje, których reprezentatywność potwierdzał sąd; w ten sposób znalazły się tam takie organizacje od „Solidarności” po Business Centre Club i przewodniczącą obecnie pracom RDS Konfederację „Lewiatan”. Można sobie jedynie wyobrażać, jak burzliwe dyskusje toczyły się tam w ostatnich latach. Z samorządem gospodarczym życie będzie zdecydowanie prostsze.