Reklama.
Lekarz będzie mógł dostać dodatkowe pieniądze, jeżeli zadeklaruje, że po zakończeniu specjalizacji będzie pracować w Polsce, w podmiocie wykonującym działalność leczniczą, który ma umowę o udzielanie świadczeń opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych – tak podsumował propozycje zawarte w projekcie stosownej ustawy minister zdrowia Łukasz Szumowski na antenie Radia ZET.
Chodzi o ustawę o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych – akt prawny, który miał uregulować sytuację w służbie zdrowia i miał zawierać zapisy, na które czekali lekarze rezydenci. Projekt ustawy został już przyjęty przez rząd i wylądował w Sejmie. Jak podkreślał minister Szumowski – z nadzieją, że posłowie zajmą się nim w najbliższych dniach.
Dodatkowe pieniądze dla służby zdrowia
Szkopuł w tym, że projekt ustawy zawiera drobiazgi, o których wcześniej nie było mowy. Idealnym przykładem jest deklaracja, którą wygłosił szef resortu na antenie Radia ZET. Z jednej strony o dodatkowych pieniądzach dla służby zdrowia była już mowa w lutowym porozumieniu z rezydentami. Z drugiej strony, dodatki miały objąć tych lekarzy, którzy decydują się pracować w Polsce – a ostatecznie najwyraźniej postawiono dodatkowy warunek: w określonych placówkach w Polsce, pracownikom prywatnych placówek wara od dodatkowych pieniędzy.
Szkopuł w tym, że projekt ustawy zawiera drobiazgi, o których wcześniej nie było mowy. Idealnym przykładem jest deklaracja, którą wygłosił szef resortu na antenie Radia ZET. Z jednej strony o dodatkowych pieniądzach dla służby zdrowia była już mowa w lutowym porozumieniu z rezydentami. Z drugiej strony, dodatki miały objąć tych lekarzy, którzy decydują się pracować w Polsce – a ostatecznie najwyraźniej postawiono dodatkowy warunek: w określonych placówkach w Polsce, pracownikom prywatnych placówek wara od dodatkowych pieniędzy.
Już pierwotna wersja tych zapisów budziła w środowisku lekarskim kontrowersje. – Propozycja dodatkowego wynagrodzenia dla lekarzy rezydentów wywołała w naszym środowisku burzliwą dyskusję – mówi w rozmowie z INNPoland.pl Damian Patecki, przewodniczący Porozumienia Rezydentów Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy i autor bloga Damian Mówi. – Część z nas, ze mną włącznie, była przeciwna podpisywaniu porozumienia z taką ofertą. Za pracę lekarza należy się wynagrodzenie, a nie jakiś rodzaj bonów do odpracowania – podkreśla.
– Ministerstwo odeszło od porozumienia i oceniam to jednoznacznie negatywnie. Na coś się umawialiśmy, mieliśmy to podpisane, nie ma powodu, żeby tamte porozumienia modyfikować – dodaje. Kwestia wynagrodzeń to zresztą nie jedyny taki przykład. – Mam wrażenie, że resort traktuje nas z pozycji siły: sprawdza jak dalece można pogorszyć zawartą umowę, nie wywołując kolejnego protestu. To polityka w najbardziej brutalnym wydaniu – podsumowuje.
Dysproporcja zarobków lekarzy w Polsce i na Zachodzie
Ale trudna relacja między resortem a środowiskiem lekarskim bardziej przypomina zabawę w kotka i myszkę. Resort zawęził kryteria przyznawania dodatkowych wynagrodzeń, ale próbuje tę decyzję osładzać, np. budżet centralny miałby płacić za dyżury lekarzy rezydentów. – Do tej pory płacił za nie szpital. Wynegocjowałem, że za dwa obowiązkowe dyżury zapłaci państwo – podkreślał Szumowski. Zapewniał też w Radiu ZET, że spotkania z lekarzami to nie tylko dyskusje o pieniądzach, ale też o „wprowadzeniu pewnych zasad, uporządkowaniu systemu”.
Ale trudna relacja między resortem a środowiskiem lekarskim bardziej przypomina zabawę w kotka i myszkę. Resort zawęził kryteria przyznawania dodatkowych wynagrodzeń, ale próbuje tę decyzję osładzać, np. budżet centralny miałby płacić za dyżury lekarzy rezydentów. – Do tej pory płacił za nie szpital. Wynegocjowałem, że za dwa obowiązkowe dyżury zapłaci państwo – podkreślał Szumowski. Zapewniał też w Radiu ZET, że spotkania z lekarzami to nie tylko dyskusje o pieniądzach, ale też o „wprowadzeniu pewnych zasad, uporządkowaniu systemu”.
Tyle że „porządkowanie systemu” nie będzie miało znaczenia, jeżeli w systemie będą pracować jedynie niedobitki. Jak szacują dziś środowiska lekarskie, przeciętna płaca lekarza rezydenta w Polsce sięga około 2800 złotych, proponowany przez resort zdrowia w projekcie ustawy „dodatek” to jakieś 600-700 złotych. W sumie robi się około 3500 złotych. – Generalnie, jak się popatrzy na tę nędzę w służbie zdrowia, na te niskie pensje – dodatek to całkiem znaczące pieniądze – kwituje Daniel Patecki. – To jednak na tyle niewiele, że nikogo nie powstrzyma przed emigracją zarobkową – ucina.
I rzeczywiście, zestawienie liczb wciąż wypada szokująco. Początkujący lekarz rozpoczynający specjalizację w Niemczech może liczyć na 2000 euro miesięcznie „na rękę” i co roku kwota wzrasta, aż do 2500 euro, za dyżury Niemcy płacą jeszcze 1200-1500 euro. W Szwecji początkujący rezydent może liczyć na 2500 euro i nawet zachłanny szwedzki fiskus nie umniejsza atrakcyjności tego uposażenia. W Wielkiej Brytanii lekarz rezydent zarabia 26-30 tysięcy funtów rocznie. Szwajcarska pensja lekarza rezydenta to 7 tysięcy franków szwajcarskich.
Można też bez większych wątpliwości zakładać, że poza fatalnymi zarobkami polskich lekarzy zniechęca do pracy w ojczyźnie traktowanie ich „per noga”. – Ilekroć zaczynamy szczerze i głośno protestować, a sprawą zainteresują się media, ministerstwo wycofuje się z proponowanych zmian – mówi Patecki. – Takie praktyki może nie doprowadzą do nowego protestu, może skończy się na tym, że lekarze przestaną wierzyć w jakieś „nowe otwarcia” i odejdą ze szpitali, w których spędzali po 300 godzin w miesiącu. Nie ma powodu poświęcać całego życia na rzecz szpitala, kiedy rząd nie potrafi traktować nas z szacunkiem – kwituje.