Kampania samorządowa w apogeum, zatem i rząd wysyła wyborcom jasny sygnał, na kogo warto w niej postawić. Poręcznym narzędziem może się okazać Fundusz Dróg Samorządowych: dysponujący miliardami złotych mechanizm dofinansowania dróg gminnych i powiatowych, dróg dla celów militarnych czy mostów. Ostatnie słowo w procesie przyznawania dotacji ma należeć do szefa rządu.
Fundusz Dróg Samorządowych był jednym z punktów „piątki Morawieckiego”: rozpisanym na dekadę specjalnym mechanizmem finansowym, który ma oliwić inwestycje w lokalną infrastrukturę w mniejszych ośrodkach, z dala od dużych metropolii i kluczowych szlaków komunikacyjnych. Oliwić bardziej niż kiedykolwiek, bo teraz wsparcie ma sięgać 80 – a nie 50 – proc. danej inwestycji.
Najpierw była mowa o 5 mld złotych. Teraz wiadomo, że będzie znacznie więcej: co roku z budżetu ma do Funduszu trafiać 1,1 mld zł, a 1,4 mld złotych dorzuci Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej (to równowartość planowanej dopłaty emisyjnej, wpływy z której trafią do NFOŚiGW już od przyszłego roku).
Największy ruch na kontach będzie w najbliższych dwóch latach. W przyszłym roku rząd może dorzucić do budżetu funduszu 2 miliardy złotych z emisji papierów skarbowych. Z kolei w latach 2019-2020 po 400 mln zł wyłożą Lasy Państwowe, potem będzie to 2 proc. dochodów ze sprzedaży drewna – jakieś 120 mln zł rocznie.
W efekcie na jeden zgłoszony i zatwierdzony projekt przypadną środki kilkakrotnie większe niż dotychczas.
Ręczne sterowanie przepływem pieniędzy
– Kampania to taki okres, kiedy najchętniej bym wyjechał i wrócił po wszystkim – wzdycha w rozmowie z INNPoland.pl wiceprzewodniczący Związku Gmin Wiejskich RP i wieloletni wójt gminy Terespol, Krzysztof Iwaniuk. – Wtedy się różne rzeczy opowiada. Nie wyobrażam sobie jednak sytuacji, żeby premier miał ręcznie sterować przepływem środków z Funduszu. Po co wówczas organizować te konkursy o środki? – kwituje.
A jednak, zgodnie z projektem, który trafił do Rządowego Centrum Legislacji w piątek – bez konsultacji, z uwagi na „pilny charakter” – mechanizm przyznawania dotacji znacznie się zmieni. Z pozoru, jak wcześniej, rząd rozdzieli środki między województwa, a te urządzą konkursy na rozdział tej puli.
Diabeł tkwi w szczegółach: minister infrastruktury będzie weryfikować listy inwestycji zakwalifikowanych do wsparcia przez wojewodów, a ostateczną decyzję zatwierdzającą dotację podejmie premier. Szef rządu będzie mógł – bez podawania uzasadnienia – wykreślić z listy daną gminę.
Albo też dosypać środków wybranej gminie, odwołując się do „poprawy dostępności komunikacyjnej obszarów o niższej zamożności, wyrównywaniu szans rozwojowych regionów i budowaniu spójności terytorialnej kraju lub zgodności z programami realizowanymi przez Radę Ministrów”. – Brzmi jak podkładka dla widzimisię w przyznawaniu pieniędzy dla preferowanych samorządów – komentowała kąśliwie „Gazeta Wyborcza”.
– Zważywszy na to, co premier od czasu do czasu mówi, należało się spodziewać, że tak będzie – mówi nam Eugeniusz Goraj, wiceprezydent Skierniewic ds. inwestycji i kandydat na burmistrza Rawy Mazowieckiej. – Samorządów związanych z PiS w tej chwili jest w Polsce stosunkowo niewiele, więc to byłby fatalny scenariusz, gdyby obawy premiowania „swoich” miały się ziścić – kwituje.
Niejasne kryteria konkursów
– W samorządzie trzeba gospodarzy, a nie partyjnej polityki – ucina Iwaniuk. I tego samego oczekuje od władz centralnych. – Wystarczyłoby uznać, że drogi lokalne są ważne: dziś mamy sytuacje, gdzie deklaruje się, że tak jest, ale GDDKiA wydaje więcej na utrzymanie 5 proc. dróg w Polsce (oczywiście, one przenoszą 90 proc. ruchu) niż wszystkie samorządy wydają na pozostałe drogi – podkreśla.
Centra i kluczowe arterie są ważne – przyznają samorządowcy. To jednak nie znaczy, że można lekceważyć lokalne szosy. – Aktualny rząd najpierw zabierał ze środków na drogi, teraz chyba zauważył problem. A póki mieszkańcy chodzą do domu po błocie, póty nie będzie dla nich ważniejszych spraw – twierdzi Iwaniuk.
Do tej pory kryteria konkursów organizowanych przez wojewodów były stosunkowo jasne: bezpieczeństwo, łączenie regionów z większymi arteriami, jak drogi krajowe czy wojewódzkie. – Teraz też powinny być kryteria bardziej szczegółowe niż „zgodność z programami realizowanymi przez rząd” – przekonuje Goraj. – Nie łudźmy się, drogi lokalne nie mają wiele wspólnego z interesem państwa – dorzuca.
– Po co w ogóle organizować te konkursy, po co te procedury? – wytyka z kolei Iwaniuk. – Potrzeby poszczególnych gmin i powiatów są wyszczególnione w regionalnych strategiach. Lepiej już określić jakąś kwotę dla każdej gminy i dopilnować, by się z niej rozliczyła co do grosza – dorzuca.
Zdecydujmy się na priorytety
Wśród skarg samorządowców zdarzają się i takie, które dotyczą werdyktów w dotychczas organizowanych konkursach. Lokalni włodarze sarkają na ekspertów, podejmujących nie zawsze uzasadnione – zdaniem samorządowców – decyzje. Albo na system punktacji, któremu daleko miało być do klarowności.
Inni wspominają o tym, że by wyrwać środki na dofinansowanie lokalnej drogi, musieli dopisywać do projektu chodniki czy ścieżki rowerowe, których i tak potem nikt nie używał. – Takie pomniki demokracji, których nikt nie używa, ale które pochłaniają jednak znaczne środki w związku z konserwacją – mówi nam Krzysztof Iwaniuk.
– Patrząc na minione lata nie zauważyłem jakiejś jasnej polityki: czego chcemy, a kiedy już chcemy, to jakie są priorytety – podsumowuje wójt Terespola. – Potrzeb jest tak dużo, że i te pieniądze nie rozwiążą wszystkich problemów. Zobaczymy jeszcze, czy te pieniądze rzeczywiście trafią do samorządów – zastrzega. Bo w tej chwili chodzi raczej o to, by zapisały się w pamięci wyborców.