Kości zostały rzucone. Armia rozpoczęła nabór do Wojsk Obrony Cyberprzestrzeni, a w ciągu kilku najbliższych miesięcy mają powstać szczegółowe koncepcje tego, jakie mają być zadania i modele funkcjonowania nowych sił zbrojnych. Problem w tym, że cyberwojsko może się rozbić o trywialny problem: przeciętny programista z kilkuletnim doświadczeniem zarabia mniej więcej tyle, co szef Sztabu Generalnego.
Bezpieczeństwo sieci, monitoring zagrożeń, cyberrozpoznanie oraz działania ofensywne – tak definiuje zadania Wojsk Obrony Cybernetycznej płk Karol Molenda, niedawno powołany na stanowisko pełnomocnika ds. WOC, na łamach dziennika „Rzeczpospolita”. Molenda ma w ciągu najbliższych kilku miesięcy – najpóźniej do końca czerwca – przedstawić harmonogram i koncepcję funkcjonowania tego typu wojsk.
Zagrożenia są realne: specjaliści ABW doliczyli się w 2018 roku 31 865 zgłoszeń „incydentów bezpieczeństwa komputerowego”, z czego 6212 uznano za „ataki na sieć teleinformatyczną”. W sumie aż dziw, że na Wojska Obrony Cybernetycznej musieliśmy czekać do chwili obecnej.
Może to praktyki studenckie
Z drugiej strony trudno się dziwić. Jednostki wojskowe od lat szukają informatyków, przy czym ich ogłoszenia potrafią zjeżyć włosy na głowie.
„Zakres obowiązków: starszy informatyk w jednostce wojskowej. Wymagane doświadczenie: technik informatyk. Inne wymagania: administrowanie systemem MIL-WAN, administrowanie innymi niejawnymi systemami teleinformatycznymi, poświadczenie bezpieczeństwa oraz certyfikat bezpieczeństwa NATO, (…) zaświadczenie o szkoleniu w zakresie ochrony informacji niejawnych” – czytamy w jednym z anonsów.
I najlepsza część ogłoszenia: „Wynagrodzenie: PLN 2000 (miesięczny)” – kwitują autorzy anonsu. Nic dziwnego, że pod internetową wersją używanie mieli internauci. – Może to praktyki studenckie – pisał jeden. – Już wiadomo, skąd się biorą Snowdeny – kwitował z większą fantazją inny.
– Z płaceniem zawsze był problem. Jeszcze kiedy w Biurze Bezpieczeństwa Narodowego walczyłem o to, by informatyk zarabiał troszkę lepiej, napotkałem ogromne opory: „bo po co” i „bez przesady” – opisuje w rozmowie z INNPoland.pl generał Roman Polko. – Jeżeli tym razem miałoby być podobnie, to te Wojska będą fikcją – kwituje.
Pobory szefa Sztabu
Niestety, wiele na to wskazuje, bowiem zarobki informatyków w jednostkach wojskowych niewiele się zmieniły od czasu publikacji cytowanego wyżej ogłoszenia. Oczywiście, wojskowi mogą liczyć na rozmaite dodatki, które potrafią znacznie powiększyć zasadnicze pobory – ale nawet gdyby udawało im się podwoić swój żołd, uzyskana w ten sposób kwota byłaby dalece niższa niż to, co ma do zaoferowania rynek.
Gdyby opierać się na informacjach portalu wynagrodzenia.pl sprzed kilku lat, pobory szefa sztabu polskiej armii sięgają kwoty 14 900 zł brutto. Z opublikowanego pół roku temu zestawienia No Fluff Jobs na temat zarobków w polskim IT wynika, że specjaliści najbardziej rozchwytywanych technologii zarabiają podobnie: „mediana górnych i dolnych widełek dla osób wykonujących swoją pracę poza biurem to 8300-14 000 zł na B2B i 16 750-24 200 na UoP” – czytamy.
Być może to była najważniejsza bariera, która zniechęcała resort obrony do tworzenia cyberwojska: w końcu świadomość zagrożenia Polacy mają co najmniej od ataków internetowych na infrastrukturę IT Estonii w 2007 r. Mimo to zmienia się niewiele. – W administracji państwowej informatycy zarabiają psie pieniądze. To że nie mieliśmy jeszcze jakichś poważnych ataków czy włamań wynika chyba tylko z faktu, że nikt nie ma na nie ochoty – ironizuje gen. Polko.
Misiewicz za Streżyńską
W ostatnich latach debata na ten temat ugrzęzła dodatkowo w sporach kompetencyjnych. – Jedyną kompetentną osobą, która potrafiła zgromadzić świetnych ludzi, była minister Streżyńska. Ale minister Macierewicz odsunął ją od projektów cybernetycznych armii i powierzył tę sferę Misiewiczowi, człowiekowi niekompetentnemu, co tu dużo mówić – wskazuje nasz rozmówca.
Kłopotliwe są też zasady wynagradzania w wojsku. – Uważam, że system zepsuto – dowodzi gen. Polko. – Wcześniej płacono za kompetencje, nie za stanowisko. Kiedy dowodziłem kompanią specjalną w Lublińcu, mój podwładny – chorąży – był instruktorem spadochronowym. Zarabiał więcej ode mnie, bo ja nie byłem instruktorem. Mnie to nie przeszkadzało, w końcu odpowiadał on za ludzkie życie i był w swojej dziedzinie fachowcem – podsumowuje.
Teraz sytuacja będzie jeszcze bardziej skomplikowana. Teoretycznie, armia mogłaby nieco inaczej wyceniać usługi cywilów-informatyków, ale cóż by to były za Wojska, gdyby mieli je tworzyć cywile na kontraktach. A z kolei, gdyby chcieć płacić informatykom rynkowe stawki, wypadałyby pieniądze większe niż pobory większości korpusu oficerskiego.
Kluczowe informacje mamy poznać do czerwca. Dziś ministerstwo przewiduje, że w ciągu trzech lat WOC będą miały zdolność operacyjną, a jeszcze w tym roku skonsolidowane zostaną instytucje zajmujące się ochroną cybernetyczną i powstanie Inspektorat Sił Obrony Cyberprzestrzeni. Ambitny plan, ale o jego realności przesądzi zapewne lista płac.