Ceny samochodów mogą za rok wzrosnąć nawet o 20 proc. Przyczyną są szybko zaostrzające się w Unii Europejskiej normy emisji dwutlenku węgla – formalnie do 2030 r. Unia ma ograniczyć emisje o 30 proc., w praktyce może to być nawet 37,5 proc.
Efektem tego ambitnego planu jest radykalne ograniczenie emisji ze spalin. Obecnie dopuszczalny poziom emisji to 130 g/km, od przyszłego roku limit rośnie do poziomu 95 g/km.
– Jeśli dziś spojrzymy na Europę Zachodnią, to średni poziom emisji utrzymuje się na poziomie 120 g/km, a w Polsce wynosi 130 g/km. Różnica wynika głównie z większego udziału silników diesla w Europie Zachodniej – komentuje dla Auto Świat Łukasz Paździor, dyrektor zarządzający Mazda Motor Poland.
Proces podwyżek już się zaczął
Paradoksalnie, kierowcy w Europie odwracają się od diesli – w rezultacie skandali, jakie wstrząsnęły rynkiem w ubiegłym roku – choć to silniki uznawane za czystsze i technologicznie korzystniejsze. W efekcie w sprzedaży będzie więcej aut, które nowej normy (95 g/km) nie spełniają.
– Zakładając, że emisja aut konkretnego producenta w przyszłym roku pozostanie na poziomie 130 g/km to producent będzie musiał zapłacić karę od każdego zarejestrowanego samochodu w wysokości 14 300 zł – przewiduje Auto Świat. Te kary odbiją się w cenach aut, mało tego: Łukasz Paździor przekonuje, że proces podnoszenia cen już się zaczął i nowe generacje aut są wyraźnie droższe od poprzednich.
Zdaniem Herberta Diessa z Volkswagena, do 2030 roku auta podrożeją nawet o 30 proc. W obawie przed obciążeniami niektóre marki rozważają nawet wycofanie się z biznesu w Europie. Jak pisaliśmy niedawno w INNPoland.pl, działalność na naszym rynku zakończy wkrótce Infiniti.
Nadciągające zmiany widać też przede wszystkim pod postacią intensywnej promocji aut elektrycznych, które mogą wkrótce być sprzedawane nawet poniżej kosztów produkcji – rozwiązanie mało ekonomiczne, ale może się okazać bardziej opłacalne niż płacenie kar.