LOT może być ratowany w wersji włoskiej, a więc tak, jak powstawała nowa Alitalia, tak powstanie LOT 2.0. Na taką drogę wskazuje powołanie pod koniec maja przez Polską Grupę Lotniczą, właściciela LOT-u, spółki LOT Polish Airlines SA, która obecnie ubiega się o certyfikat operatora lotniczego w Urzędzie Lotnictwa Cywilnego – twierdzą eksperci.
Nowa spółka o nazwie LOT Polish Airlines właśnie złożyła wniosek o certyfikat przewoźnika lotniczego. Choć nazwa zdaje się sugerować, że chodzi o istniejącego już narodowego przewoźnika, LOT Polish Arlines jest jedynie spółką siostrzaną wobec Polskich Linii Lotniczych LOT to wkrótce może zająć ich miejsce na dobre - pisaliśmy wczoraj w INNPoland.pl.
Pandemia uderza w przewoźników
To, że LOT, podobnie jak inne linie lotnicze na świecie, ma poważne problemy, nie jest specjalną tajemnicą. Pojawiały się już plany dofinansowania narodowej spółki, a ze strony wicepremiera Sasina padła nawet deklaracja: „rząd musi pomóc PLL LOT, nie tylko musi, ale chce to zrobić”.
I choć rozmowy na ten temat były już prowadzone z Polskim Funduszem Rozwoju i Bankiem Gospodarstwa Krajowego, to być może z różnych powodów, wybrano inny scenariusz pod nazwą „zróbmy sobie nową spółkę”.
Na usprawiedliwienie tego ogólnego chaosu dodajmy, że do takiego rozwoju sytuacji, jaki nastąpił w marcu, nikt nie był przygotowany i mało kto przypuszczał, że sytuacja linii lotniczych zmieni się tak diametralnie po wybuchu pandemii w Europie.
Bo uziemiła i skazała ona na poważną próbę sił wszystkie linie lotnicze. – To, co obecnie się dzieje, to armagedon do kwadratu – mówił pod koniec maja w Polskim Radiu Adrian Furgalski o kryzysie w branży lotniczej.
Armagedon wciąż niestety trwa.
Propaganda sukcesu
Marek Serafin, ekspert branżowego portalu Pasazer.com ocenia, że na rozwiązanie musimy jeszcze poczekać kilka tygodni, "ale naszym zadaniem jest śledzenie sytuacji, jej analiza oraz zadawanie pytań wtedy, gdy informacji jest za mało lub w ogóle ich nie ma".
– A niestety w przypadku LOT-u od kilku lat wiemy bardzo niewiele. Cały proces informacyjny można by nazwać propagandą sukcesu, gdyż był podporządkowany jednemu celowi. Przekonywaniu opinii publicznej, że wybrana strategia ultra szybkiego rozwoju przynosi wspaniałe efekty – twierdzi Serafin.
Oczywiście marzeniem jest to, że polska linia szybko dołącza do grupy głównych graczy europejskich, stając się liderem w całym regionie Europy Środkowo-Wschodniej. Ale tak dobrze nie jest.
– Niestety media głównego nurtu w zdecydowanej większości przypadków podejmowały tę właśnie narrację. Efektem tego było, tak częste powtarzanie informacji o CPK i mega lotnisku, które będzie mega hubem dla mega linii – dodaje.
Kontrolowana upadłość
Eksperci portalu uważają, że najbardziej realny obecnie jest proces zastępowania LOT-u nową spółką i kontrolowana upadłość obecnej.
Krzysztof Loga Sowiński, analityk lotniczy Pasazer.com tłumaczy w rozmowie z INNPoland.pl, że przyszłość LOT-u jest tak naprawdę nieznana, a wszystko leży w rękach rządu, który nie przedstawia jasnej ścieżki postępowania wobec narodowego przewoźnika, głównie ze względu na trwającą kampanię wyborczą.
– Z tego powodu możemy tylko spekulować i interpretować niektóre fakty. Wydaje się, że obecna władza zbyt wiele zainwestowała w przekaz o budowie wielkiego LOT-u, żeby dopuścić scenariusz zrealizowany w przypadku Maleva – ocenia.
Jego zdaniem LOT będzie prawdopodobnie ratowany w wersji włoskiej, a więc tak jak powstawała nowa Alitalia, tak powstanie LOT 2.0. Na taką drogę wskazuje powołanie przez Polską Grupę Lotniczą – właściciela LOT-u - pod koniec maja br. spółki LOT Polish Airlines SA, która obecnie ubiega się o certyfikat operatora lotniczego w Urzędzie Lotnictwa Cywilnego.
Co na to LOT?
Biuro prasowe przewoźnika pisze w e-mailu:
"LOT Polish Airlines powstała w ramach porządkowania działalności operacyjnej realizowanej w Polskiej Grupie Lotniczej (PGL). W ramach grup PGL i PLL LOT funkcjonuje dziś 8 spółek z LOT w nazwie, uzupełniając działalność operacyjną przewoźnika. Podobnie będzie w przypadku LOT Polish Airlines. Spekulacje o rzekomej upadłości PLL LOT S.A. są nieuprawnione".
Potwierdza to rząd - wczoraj w Gdańsku wiceminister infrastruktury, pełnomocnik rządu ds. Centralnego Portu Komunikacyjnego Marcin Horała oświadczył, że "nie ma mowy o bankructwie czy upadłości Polskich Linii Lotniczych LOT".
I dodał, że "w czasach kryzysu, w czasach trudnych, a taki czas jest niewątpliwie dla branży lotniczej, firmy muszą stosować różne metody racjonalizowanie kosztów zarządzania aktywami".
Niewiele na razie wiadomo
Sebastian Gościniarek, ekspert lotniczy z firmy BBSG mówi nam, że trudno w sposób ostateczny komentować sytuację w LOT, ponieważ niewiele na razie wiadomo poza ogólnymi deklaracjami przedstawicieli rządu o pomocy i o tym, że LOT na pewno nie upadnie.
– Sądzę, że wpływ na to ma trwająca kampania wyborcza, a konkretny pomysł ujrzy światło dzienne dopiero po jej rozstrzygnięciu. Uważam, że jakąś rolę w tym planie na pewno będzie miała nowa spółka LOT Polish Airlines – ocenia w rozmowie z INNPoland.pl.
Czy będzie to kontrolowana upadłość i przeniesienie działalności do nowej spółki?
– Być może. A nawet jeśli, to nie ma co załamywać rąk. Zwłaszcza jeśli taki model został już przećwiczony i przynosi rezultaty. Obecnie LOT ma szereg innych wyzwań, które nie znikną od przeniesienia działalności do nowej spółki. Głównie chodzi o zamknięcie sporu z pracownikami i racjonalny powrót do latania. I na tym pewnie się obecnie skupia kierownictwo LOT – podsumowuje.
LOT faktycznie porozumiał się ostatnio ze związkami zawodowymi. Porozumienie zaproponowane przez pracodawcę wprowadza miesięczne pensum, które w przypadku pilotów wynosi 20 godzin, a w przypadku stewardes 30 godzin.
Utrzymany zostaje przy tym pełny wymiar zatrudnienia. W praktyce oznacza to, że ci pracownicy LOT, nawet jeśli nie przepracują ani jednej godziny, otrzymają wynagrodzenie w wysokości od ok. 3 do ok. 8 tys. zł miesięcznie.
Porozumienie zawiera też automatyzm wzrostu zarobków po powrocie sytuacji do normy i przywróceniu siatki połączeń wymagającej większych nalotów.
Co jednak stanie się, gdy wirus pokaże swą nową twarz lub nie zechce od nas odejść? O tym pewnie nikt teraz nie chce myśleć.
Przypadek węgierskiego Maleva
Był rok 2012. Wspomniany już węgierski Malev, należący do stowarzyszenia linii lotniczych Oneworld, w skład którego wchodzą także American Airlines i British Airways topił, się w długach wartych ok. 60 miliardów forintów (ponad 200 mln euro). Co gorzej, nie udało mu się pozyskać nowych inwestorów.
Wszystkie loty Maleva stanęły jednego dnia o 6 rano. Premier Orban ogłosił, że z powodu długów zajęte zostały dwa samoloty Malevu - jeden w Tel Awiwie, drugi w Irlandii. Pozostałe maszyny były wtedy na Węgrzech, ale nie mogły nigdzie polecieć, bo czekał by je ten sam los.
Malev Hungarian był narodowym przewoźnikiem Republiki Węgierskiej przez ponad 60 lat, obsługując połączenia do 50 miast w 34 krajach. Posiadał flotę Boeingów 737 najnowszej generacji. Jeszcze w 2010 otrzymał nagrodę dla najlepszej linii lotniczej w Europie Wschodniej. Zniknął z radarów jednego dnia - 2 lutego 2012 roku, po czym ogłosić upadłość.
Król jest nagi
Nikt oczywiście nie życzy LOT-owi podobnego scenariusza ale faktem jest to, że od ponad trzech miesięcy firma praktycznie nie generuje przychodów, ponosi za to milionowe straty. Co gorzej, zdaniem ekspertów nie ma nawet przymiarek do ratowania go.
– Linie lotnicze, które wchodziły w kryzys pandemiczny w znacznie lepszej sytuacji niż polska, uzyskały już pomoc lub przynajmniej cały proces zbliża się do końca. Stwierdzenie, że trwają ustalenia, jakie wsparcie dla LOT-u jest konieczne, zupełnie nie przekonuje – uważa Marek Serafin.
Jego zdaniem jeżeli, z jakiś powodów, zajmuje to tak dużo czasu, to najprostszym rozwiązaniem jest droga zastosowana, między innymi, w przypadku Finnaira i SAS - niskooprocentowany, bardzo duży kredyt, jako etap pierwszy i prawdziwa pomoc w drugim etapie.
– Jesteśmy przekonani, że od wielu tygodni decydenci wiedzą już, że LOT będzie ratowany po włosku – podsumowuje.
Kluczowe pytanie jest jednak inne - skąd wziąć na to pieniądze? Bo sytuacja budżetu jest coraz trudniejsza, a rząd wciąż jeszcze twierdzi, że jest inaczej. Istnieje obawa o to, że o tym, iż król jest nagi, przekonamy się prawdopodobnie już niedługo - po nadchodzących wyborach.