Polscy przedsiębiorcy skarżą się, że rodzime podatki i składki ZUS niemiłosiernie ich dociskają. Z tego powodu coraz trudniej im prowadzić działalność, co dopiero mówiąc o konkurowaniu z przedsiębiorcami z innych krajów, jak Niemcy czy Wielka Brytania. Postanowiliśmy sprawdzić, czy Polsce rzeczywiście tak daleko do raju podatkowego.
Liczba mikro, małych i średnich firm w naszym kraju nieustannie rośnie. Co więcej, przedsiębiorstwa działające w Polsce generują prawie trzy czwarte polskiego PKB, zaś największy udział w jego tworzeniu mają mikrofirmy, które stanowią aż 96,7 proc. całego sektora podmiotów prowadzących działalność.
Mikrofirma to przedsiębiorstwo zatrudniające mniej niż 10 pracowników. W ciągu roku jego obrót lub całkowity bilans nie przekracza 2 mln euro, czyli ok. 740 tys. miesięcznie (według kursu euro na dziś 4,44 zł). Najmniejsze firmy generują aż 30,2 proc. polskiego PKB, a pracuje w nich ponad 4,1 mln osób, jak dowodzi najświeższy raport Polskiej Agencji Rozwoju Przedsiębiorczości na temat firm.
Ile zarabiają najliczniejsi przedsiębiorcy w Polsce? Co miesiąc GUS publikuje dane dotyczące średniego krajowego wynagrodzenia w sektorze MŚP, jednak w zestawieniu próżno szukać pensji mikroprzedsiębiorców. Te dane prezentowane są jedynie raz w roku i trudno powiedzieć, by powiewały optymizmem.
Według danych GUS z 2018 roku, czyli najświeższych opublikowanych informacji na temat zarobków w najmniejszych firmach, przeciętne miesięczne wynagrodzenie brutto w mikrofirmach w 2018 roku wyniosło jedynie 3081 złotych brutto, czyli 2259 złotych na rękę.
Tyle że to jedynie uśrednione dane. Mikrofirmy dzielą się bowiem na podmioty prawne, w których średnie wynagrodzenie wynosi „aż” 4870 złotych brutto. Stanowią one 10 proc. wszystkich mikroprzedsiębiorstw. Reszta to podmioty należące do osób fizycznych, które zaniżają średnią – tam wynagrodzenie sięga jedynie 2360 złotych brutto miesięcznie (1751 złotych netto).
Suma składek za osoby prowadzące działalność gospodarczą w ZUS wynosi dziś 1 431,48 złotych. W przypadku, gdy przedsiębiorca nie korzysta z dobrowolnego ubezpieczenia chorobowego to 1 354,64 złote.
– Wiele obciążeń, które dotykają przedsiębiorców, jest powiązanych z poziomem minimalnego wynagrodzenia za płacę. Te zaś w ostatnich latach z powodu wzrostu gospodarki i podejścia polityków dość intensywnie wzrosło. Choć nikt nie ma wątpliwości, że z punktu widzenia pracowników to dobrze, takie podejście uderza w przedsiębiorców, którzy z tego tytuły ponoszą wyższe opłaty – wskazuje w rozmowie z INNPoland.pl Piotr Wołejko, ekspert z Pracodawców RP.
W szczególnym kłopocie są zwłaszcza ci, których miesięczny dochód/obrót nie jest stały i zależy od różnych czynników, np. sezonowości biznesu. Zaś podatki i składki każdy musi płacić takie same (oprócz wyjątków dla początkujących biznesmenów).
Co jest nie tak z polskim systemem podatkowym?
W przygotowywanym co roku przez firmę doradczą PwC i Grupę Banku Światowego raporcie „Paying Taxes”, który ocenia jak bardzo przyjazne pod kątem podatkowym są państwa, Polska wypada blado. W zeszłym roku w rankingu 190 krajów uplasowaliśmy się na 77 miejscu.
Z raportu wynika, że polscy przedsiębiorcy wyjątkowo dużo czasu poświęcają realizacji obowiązków podatkowych i składkowych – aż 334 godziny w ciągu roku. Z kolei całkowita stopa opodatkowania wynosi 40,8 proc.
Mniejsze obciążenia administracyjne, łatwiejsze i mniej czasochłonne procedury czy bardziej przyjazny przedsiębiorcom system podatkowy w Europie mają m.in. Irlandia, Dania, Finlandia (kraje z pierwszej dziesiątki zestawienia), jak również Estonia (12), Łotwa (16), Litwa (18), Rumunia (32), Czechy (53), Węgry (56) czy Ukraina (65).
– W Polsce, oprócz formalności podatkowych, najbardziej problematyczna jest komunikacja z urzędami skarbowymi oraz ZUS-em. Jest ona mało zrozumiała dla zwykłego przedsiębiorcy, który choć jest specjalistą w swojej dziedzinie, nie specjalizuje się w prawie podatkowym ani w przepisach o ubezpieczeniach społecznych. Świadczą o tym chociażby pisma czy komunikaty z urzędów - są trudne, niezrozumiałe i zawsze zawierają natychmiastowe wezwanie do zapłaty oraz groźbę odsetek karnych – zauważa Piotr Wołejko.
Kontakt z urzędami bywa tak nieprzyjemny, że koniec końców przedsiębiorcy, nie rozumiejąc czego dotyczy ich rzekoma wina, muszą szukać kosztownego wsparcia prawników lub płacą horrendalne odsetki. Później narzekają i z żalem spoglądają na kolegów z innych krajów, w których biznesy robi się łatwiej. Niektórzy nawet decydują się na przeniesienie firm poza granice własnego państwa.
– Kluczową kwestią jest to, by ustawy, które dotyczą funkcjonowania organów administracji, były bardziej jasne i czytelne. Kolejną sprawą jest zwiększenie zaufania wobec przedsiębiorców - przekonanie, że nie chcą oszukać urzędników, tylko rzeczywiście się pomylili, coś przeoczyli, czegoś zapomnieli dopełnić. Niestety ufności nie zadekretujemy żadnymi przepisami – kwituje Wołejko.